XIV 'Po waszej stronie, Gabryś'

1.7K 122 3
                                    

Rozłożyła koc, w tym samym miejscu co zawsze. Usiadła. Poprawiła skrzydła. Podkuliła nogi i oparła brodę na kolanach. Gabriel powinien zjawić się za jakieś piętnaście minut.

Jak to możliwe, że jest tu tak wcześnie? Przecież prawie zawsze się spóźnia. Wszędzie.

Cóż, przynajmniej ma trochę czasu na myślenie. A jest o czym. Ostatnio ciągle lata z jakimiś sprawami Lucyfera. Nie mogła się doczekać, aż w końcu wyjawi jej swój plan. Nie była pewna dlaczego, ale wzbudzał w niej coraz większy strach. Zerknęła na niebo, na którym pojawiły się na razie tylko najjaśniejsze gwiazdy. Znowu sprawdziła godzinę. Nie chciała tu przychodzić tak wcześnie, bo była pewna, że będzie się denerwować. Ale w żadnym mieszkaniu nie mogła usiedzieć spokojnie. Jednak teraz, kiedy siedziała otulona szarzejącym z każdą chwilą powietrzem, patrzyła w niebo i na błyszczące w ostatnich promieniach słońca jezioro, była zupełnie spokojna. Wyciszona. Pewna. I tylko czekała. Czekała na tego jedynego. To nie bajka –chciała skarcić w myślach samą siebie. Ale może tak było? Może po to właśnie czekała te wszystkie tysiąclecia? Żeby w końcu jej życie stało się bajką. A wszystko za sprawą jednego anioła. Archanioła – poprawiła się. Jednej istoty, w każdym razie. Jednej duszy, która idealnie dogadywała się z jej duszą. Która ją rozumiała, chociaż jeszcze nie wiedziała o niej wiele.

Znowu sprawdziła godzinę, a kiedy podniosła głowę, zobaczyła jak uśmiechnięty archanioł siada tuż obok niej.

- Długo czekasz? – chyba miał dobry humor. Nie wiedzieć czemu ona też nagle miała dobry humor.

- Nie, po pro... - przerwała, kiedy zobaczyła butelkę w ręku Gabriela. - Szampan? – naprawdę starała się nie roześmiać. Gabriel jednak nie wydawał się w jakikolwiek sposób urażony czy zdezorientowany, odpowiedział wesołym tonem:

- Ehh, naoglądają się filmów Kevina Smitha, a potem wydaje im się, że wszystko wiedzą o aniołach.

Tym razem Annabel nie była w stanie powstrzymać chichotu. Lekko trąciła archanioła łokciem, po czym przysunęła się do niego bliżej.

- Dogma to świetny film. To wręcz arcydzieło – spojrzała na Gabriela, ten tylko wywrócił oczami i zaczął siłować się z korkiem butelki.

Annabel myślała, że będzie miał z tym trochę więcej problemu, ale poszło mu to całkiem sprawnie. Czasem tak o nim myślała. Jak o kimś przeciętnym. Zwyczajnym. O ile oczywiście istota taka jak oni mogła być zwyczajna. Po prostu czasem zapominała, że oto archanioł, Posłaniec Śmierci, prawa ręka wodza Zastępów siedzi tu obok niej i jednym ruchem otwiera szampana.

Miłość jest okropnie ludzka.

***

Odstawiła swój kieliszek na trawę. Położyła się na plecach. Gabriel siedział z łokciami opartymi na kolanach. Widziała teraz dokładnie linię jego barków i każde piórko złożonych skrzydeł.

- Mogę zadać ci pytanie? – powiedziała cicho, ale wyraźnie.

Archanioł odwrócił głowę w jej stronę.

- Pytaj o co tylko chcesz – powiedział łagodnym głosem, a po chwili położył się obok niej, jedną rękę wsuwając pod głowę.

- Myślisz, że byłabym dobrą anielicą? – sama nie wiedziała dlaczego zadrżała słysząc własne słowa. Może dlatego, że nie chciała usłyszeć tak, ale jeszcze bardziej nie chciała usłyszeć nie.

Gabriel przekręcił swoją zaciekawioną głowę tak, żeby mógł ją widzieć. Chyba zastanawiał się co powiedzieć. Nie spieszył się z odpowiedzią, bo nie chciał wymyślać na szybko jakichś bzdur, chciał aby była przemyślana, szczera i prosto z serca. Upadła dobrze to rozumiała, spędziła na rozmowie z nim dobre kilkanaście, jeśli nie kilkadziesiąt godzin w ciągu ostatnich kilku tygodni.

- Annabel... myślę ż...

- Możesz mówić mi Ann – przerwała mu i posłała w jego stronę słaby uśmiech.

- Dlaczego? – nie wiedziała czy zdziwienie w jego głosie było autentyczne czy też nastąpiła jakaś niewyjaśniona zamiana ról i teraz to on z niej żartował. – Masz piękne imię.

- Po prostu bliskie mi osoby używają tego zdrobnienia – zaczęła niepewnie. – Twoi przyjaciele mówią do ciebie cały czas Gabrielu?

- Tak... chyba tak – powiedział lekko zbity z tropu, po czym przejechał palcami swoje miękkie włosy.

Niemożliwe. Nie żartuj! – chciała krzyknąć, ale archanioł wyglądał raczej poważnie, nie chciała zranić go jakąś głupią uwagą o zwyczajach panujących na górze.

- W takim razie ja będę do ciebie mówić Gabryś, brzmi ładnie –nie wyglądał na przekonanego. – I będę czuć się wyjątkowo, skoro nikt inny tak cię nie nazywa – ten argument bardziej do niego przemówił i jednocześnie wywołał lekki uśmiech na jego twarzy.

Gabriel westchnął i mimo, że zrobił to po części nieświadomie Annabel poczuła się zobowiązana zadeklarować:

- No dobrze, nie będę tak mówić do ciebie bez przerwy – spojrzała na archanioła i lekko zmarszczyła nos. – Ale chyba raz na jakiś czas, nie będziesz mieć nic przeciwko?

- Jakoś dam radę – uśmiechnął się.

Annabel zmieniła pozycję i kiedy już poprawiła ułożenie skrzydeł, oboje leżeli na boku, jedno na lewym, drugie na prawym, twarzami do siebie, z głowami podpartymi na dłoniach.

- Wracając do twojego pytania, myślę, że już jesteś dobrą anielicą. Chociaż samej pewnie ciężko ci w to uwierzyć – patrzył na nią, ale miała spuszczone oczy, a wzrok wbity w kraciasty wzór koca.

Musnęła opuszkami palców jego dłoń. Przejechała po jego skórze, rozpalonej przez jej dotyk. Tak lekki i delikatny, a jemu wydawało się, że parzy. Nieskończenie przyjemnie parzy. Wplotła palce w jego palce, a on muskał kciukiem jej skórę. Oderwał wzrok od plątaniny dłoni i zobaczył wpatrujące się w niego ciepłe, piękne oczy. Równie piękne (i do tego malinowe) usta przemówiły.

- Nie miałam wyboru, wiesz? – czuła, że mówiąc to powinna się wzruszyć, ale w jej oku nie zakręcił się nawet cień łzy. – Zanim zdążyłam poznać jakiegokolwiek anioła, Lucyfer mnie przygarnął, jeśli tak to mogę ująć.

Gabriel szukał w jej oczach znaku, że powinien się odezwać i przerwać to dość osobiste wyznanie, ale kiedy takiego nie dostał, jeszcze uważniej (o ile to w ogóle możliwe) zaczął jej słuchać.

- Nie wiem jak jest u was. Osądom Księcia Piekieł raczej nie należy ufać w tej sprawie. Ale nie chciałabym być po waszej stronie – Gabriel zmarszczył czoło i ściągnął brwi, ale jego oczy wyrażały jakby strach, nie uszło to uwadze Annabel, ale wiedziała co robi i co mówi. – Mogłabym cię nigdy nie spotkać. Jesteś w końcu archanioł Gabriel, ja byłabym jedną z kilu setek tysięcy skrzydlatych, którzy otaczają cię na co dzień. Byłabym kimś zupełnie innym. Może nikim.

A teraz wiesz kim jestem? Jestem kimś, kto boi się powiedzieć ci całej prawdy. Jestem Bellum. Zabijam twoich braci, tak jak ty zabijasz moich. Jestem egoistką, bo ukrywam przed tobą moje drugie imię, w obawie, że jeśli się dowiesz, czar pryśnie i bajka, na którą czekałam tysiąclecia, się skończy.

- Wszystkie wydarzenia kształtują to, kim jesteśmy. Mam to szczęście, że dane mi było cię poznać. Nie mogę narzekać na okoliczności. Pozostaje tylko wierzyć, że jeśli dwie dusze są sobie pisane to dostaną szansę bycia razem.

Chwilę potem leżała z głową na jego klatce piersiowej, słysząc każde bicie jego serca, a on ciągle gładził kciukiem jej dłoń.

Bitwa DwojgaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz