XXXII 'Żadnej różnicy'

1.1K 93 1
                                    

Nie wiedziała, o której Deo wrócił do siebie. Pamiętała tylko, że kiedy wychodził, na niebie świeciło już tysiące gwiazd, nieprzysłoniętych żadną chmurką.

***

Stała na ogromnym balkonie budynku- serca Miasta Aniołów. Patrzyła w dół, na prawie pusty plac, oświetlony Kyrisami. Ostatni spóźnialscy wchodzili po zdobionych schodach i znikali w głębi korytarzy. Byli wśród nich zarówno ,,prawowici" skrzydlaci, jak i upadli. Po prostu ANIOŁY. Ubrani na galowo, uśmiechali się do siebie nawzajem, niepewnie, ale szczerze. Jedna z anielic potknęła się na ostatnim stopniu i z pewnością doznałaby sporych szkód w uzębieniu, gdyby nie upadły, który złapał ją w talii i pomógł odzyskać równowagę. Oszołomiona dziewczyna niezgrabnie podziękowała, z początku przestraszona i zdezorientowana, gdy ten podał jej ramię, przyjęła je bez zastanowienia.

Żadnej różnicy. Nie ma między nimi żadnej różnicy. Między NAMI nie ma żadnej różnicy. Przemknęło Annabel przez myśl, kiedy jej odkryte ramiona i szyję otulił ciepły wiatr. Włosy podnosiły się i opadały pod jego wpływem.

Nagle poczuła czyjeś gorące dłonie, obejmujące ją w talii. Uśmiechnęła się pod nosem, zanim jeszcze ogarnęły ją przyjemne ciarki i odwróciła się tylko po to, by zaraz zatonąć w złotych oczach. Poczuła dotyk ust na rozpalonym czole, jeszcze gorętszy niż dotyk dłoni. Przez chwilę nie była w stanie mu się oprzeć, ale kiedy odzyskała panowanie nad ciałem, postąpiła krok w tył i otworzyła oczy, które widocznie musiała wcześniej przymrużyć. Gabriel zlustrował ją od stóp do głów i poczuła, że przylegająca do ciała, jasna i zwiewna sukienka na ramiączkach, rozkloszowana od wysokości uda i wirująca między kostkami, gdzie się kończyła, była dobrym wyborem. Była bardzo dobrym wyborem. Ale chyba jeszcze lepszym wyborem był granatowy, świetnie skrojony garnitur archanioła. Na wszystkie pióra, na wszystkie wyśpiewane przez Metatrona pary skrzydeł... Annabel starała się nie zapominać o oddychaniu, co było wyjątkowo utrudnione przez jej odwieczną słabość do facetów w garniturach i nie-odwieczną, ale za to znacznie bardziej dotkliwą słabość do Gabriela.

-Wyglądasz... - zaczął szeptem, nie wiadomo kiedy zmniejszając znów odległość między nimi.

-...cudownie – dokończyła Annabel. Archanioł próbował stłumić śmiech.

- Tak. Prawie to chciałem powiedzieć.

- Co? Nie, nie. Ty wyglądasz cudownie – próbowała zebrać myśli i sklecić jakąś bardziej złożoną wypowiedź, jednak zamiast niej wyszeptała: - Chyba po prostu jesteś cudowny.

Nagle rozległ się dźwięk miliona dzwoneczków i z wielkim niezadowoleniem Gabriel zsunął dłonie z talii Annabel i oplótł łokieć wokół jej łokcia.

- Już czas – powiedział, kiedy ruszyli.

***

Całą drogę do Sali Narad, zerkał w jej stronę i choć rozmawiali o wszystkim i o niczym, Gabriel wyglądał, jakby coś nie dawało mu spokoju. Jakby chciał coś powiedzieć na głos, ale bał się, że nie będzie potrafił znaleźć odpowiednich słów. Wreszcie, gdy stali przed dużymi, zdobionymi drzwiami, nabrał powietrza i zaczął:

- Wiesz, wcześniej chciałem powiedzieć, że wyglądasz... to znaczy, jesteś...

Annabel przysięgła w duchu, że po balu wydrapie oczy Razjelowi, który w tym właśnie momencie pojawił się w drzwiach i z radosnym „Tu jesteście! Szybko, szybko, już się zaczyna.", wciągnął ich z ciemnego korytarza do oślepiająco jasnej sali.

Bitwa DwojgaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz