XXXIII 'Bal'

1.1K 97 4
                                    


Kiedy oczy przyzwyczaiły się do rażącego światła, rozglądnęła się dookoła. Wszyscy zebrani zwróceni byli twarzami w stronę ogromnego parkietu w samym środku Sali Narad i z widoczną niecierpliwością zaglądali ponad głowami i skrzydłami aniołów stojących przed nimi. Annabel stanęła na palcach w nadziei, że uda jej się cokolwiek zobaczyć, jednak z marnym skutkiem. Jeśli wcześniej Sala Narad wydawała jej się ogromna, teraz wyglądała na tysiąc razy większą. Zastanowiła się czy nie jest to sprawka jakichś anielskich sztuczek, bo mimo, że skrzydlatych było teraz prawie dwa razy więcej, bez problemu wszyscy się mieścili. Być może doszłaby do fenomenu pojemności pomieszczenia, ale bieg jej myśli został przerwany przez stłumiony dźwięk jej imienia.

Spojrzała w prawo, gdzie powinien stać Gabriel, ale z lekkim zdziwieniem i rozbawieniem zauważyła, że archanioł, ciągnięty za rękaw garnituru przez Razjela, z każdą sekundą oddala się od niej o kilka dobrych metrów. Jego złote, rozdrażnione i smutne teraz oczy starały się nie stracić jej z pola widzenia. Ruszyła za nimi, śmiejąc się pod nosem, ale nie uszła nawet dziesięciu kroków, kiedy usłyszała (po raz drugi dzisiaj) stado dzwonków. W centralnej części Sali rozległ się szum, a zaraz po nim z licznych głośników dobyło się nagłośnione chrząknięcie. Zerknęła w tamtą stronę, znów bezskutecznie. Spróbowała odszukać wzrokiem Gabriela, ale ten jakby rozpłynął się w tłumie.

Z lekkim ukłuciem w sercu, przystanęła i stwierdziła, że takie miejsce w zupełności jej wystarczy. W końcu znała tekst Paktu Kyrisowego i przebieg ceremonii prawie na pamięć. Godzinami pomagała je układać. Nie skupiała się więc ani trochę na słowach dochodzących z głośników. Wiedziała dokładnie jak ma to wyglądać; treść Paktu zostanie odczytana, a następnie w dłoniach wszystkich zebranych pojawi się jego dokładna kopia, którą muszą podpisać, a wszystkie sygnatury momentalnie znajdą się na oryginale. To Gabriel wpadł na ten pomysł. Słusznie zauważył, że każdy będzie traktował te postanowienia dużo bardziej osobiście, jeśli samodzielnie złoży podpis. Na myśl o archaniele mimowolnie się uśmiechnęła.

- Psst! Co się tak szczerzysz? – usłyszała rozbawiony szept tuż przy uchu. – O czym tak intensywnie myślisz?

- Nie o czym, Azazelu, a o kim... - Deo wysilił się na najmniej smutny ton, jaki można było usłyszeć z jego ust od kilkunastu dni.

Nie mogąc w żaden sposób zaprzeczyć, Annabel wzniosła oczy do nieba (albo raczej do niewidocznego sufitu, zważając na to, gdzie się znajdowali).

- Gdzie się wcześniej podziewaliście? Nie mogłam was znaleźć.

- Jakbyś w ogóle próbowała szukać...- niebieskowłosy zrobił urażoną minę, po czym wrócił do namiętnego rozglądania się po Sali.

- Byliśmy zajęci ostatnimi poprawkami, dekoracjami, głośnikami... Tak, jeden z nas szczególnie dekoracjami.

- Dokładnie, poczekaj aż zobaczysz confetti – Azazel, mówiąc to, nie popatrzył nawet w ich stronę.

Anielica przeniosła wzrok na Deo i uniosła brwi, co znaczyło nie mniej, nie więcej jak „confetti?", na co ten potrząsnął smutno głową.

- Michał się nie zgodził.

- Dziwne, myślałam, że byliście w grupie zajmującej się przekąskami.

- Oh, byliśmy... Dopóki nie dowiedzieliśmy się, że piękna, rudowłosa Melody kieruje sekcją dekoracji- mówiąc to, wbijał wzrok w Azazela, on jednak niewzruszenie wypatrywał wspomnianej anielicy w tłumie. Wykazał jakiekolwiek zainteresowanie jedynie, gdy usłyszał jej imię.

Ann nachyliła się do Asmodeusza i wyszeptała:

- Wzięło go totalnie, to chyba pierwszy raz odkąd pamię...

- Wszystko słyszę – zauważył cierpko i o dziwo tym razem zaszczycił ich spojrzeniem. Niekoniecznie przychylnym.

Z lewej strony dobiegło ich znaczące chrząknięcie i wszyscy troje ze zdziwieniem rozpoznali Rafaela, który nie wiadomo skąd znalazł się u boku Deo.

- Potem pogadacie – podbródkiem wskazał przed siebie. W dłoniach aniołów masowo zaczęły pojawiać się kopie Paktu i pióra z granatowymi od tuszu końcówkami. Wreszcie i na nich przyszła pora. Wszyscy zgodnie przebiegli wzrokiem tekst i w milczeniu złożyli zamaszyste podpisy.

Po chwili pergaminy jakby rozpłynęły się pod wpływem ciepłego dotyku, a spomiędzy palców posypał się złoty pył. W miejsce piór pojawiły się ciosane kieliszki, wypełnione słodko pachnącym, gazowanym płynem.

Annabel zauroczona efektowną przemianą, która nawet dla niej okazała się niespodzianką, w pierwszej chwili nie zauważyła nadchodzących postaci. Przesunęła wzrokiem z trzech par ciemnych, eleganckich butów w górę i ujrzała Michała, Razjela i... Gabriela. Oni również trzymali w dłoniach kieliszki, lekko je unosząc. Patrząc w złote oczy, zrobiła to samo i kiedy usłyszała cichy brzdęk szkła, niezupełnie świadomie powiedziała:

- Za naszą przyszłość.

Z szerokim (powalającym!) uśmiechem zawtórował jej Gabriel. Reszta spojrzała po sobie i jednogłośnie, unosząc kieliszki jeszcze wyżej, niemalże krzyknęła:

- Za naszą przyszłość!

Annabel czuła dziwne łaskotanie w klatce piersiowej, kiedy kolejne i kolejne anioły, najpierw te stojące blisko nich, później nawet te z drugiego końca Sali, powtarzały rzucony przez nią toast, skierowany do wszystkich skrzydlatych istot. Ale w szczególności do jednej.


Bitwa DwojgaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz