XXI-2 'Zaufanie?'

1.5K 107 1
                                    

Ledwie zasuwy i zamki wskoczyły z trzaskiem na swoje miejsce, archanioł kilkoma krokami pokonał dzielący ich dystans, pochylił się nad Ann i jednym ruchem rozkuł kryształowe kajdanki, chociaż upadła była pewna- nie miał w dłoniach żadnego kluczyka.

Minęło kilka sekund, zanim zrozumiała co się stało. Oderwała wzrok od swoich nadgarstków i spojrzała na Michała. W tym całym jego majestacie tkwiła jakaś niewyjaśniona prostota i uprzejmość... a może zwyczajnie kultura i dyscyplina. Ann nie była pewna, ale wyobrażała go sobie inaczej. Zupełnie inaczej. Miał wpaść do tej pieprzonej celi, wywarzając drzwi i wymachując swoim ognistym, legendarnym mieczem, grozić jej, aby wydała plan Lucyfera, a w razie sprzeciwu zaproponować tortury. Zamiast tego siedział na podobnym krześle co jej, które nie wiedzieć skąd znalazło się w celi i wpatrywał się w nią zimnymi, szarymi, cierpliwymi oczami. Okazuje się, że upadli chyba dodali mu w swoich opowiadaniach muskulatury i porywczości, a odjęli rozumu i sprytu.
A Annabel w to wszystko uwierzyła. Przecież doskonale wiedziała, że Michał był świetnym strategiem i jeszcze lepszym wodzem, ogarnąć taką bandę skrzydlatych i w dodatku robić to na wysokim poziomie – to jednak coś znaczyło. Chyba to prawda, że kłamstwo powtarzane tysiąc razy w końcu staje się prawdą, jakkolwiek to brzmi.

Nie do końca jednak rozumiała. Nikt wcześniej nie chciał jej wysłuchać, a teraz, patrząc na wodza zastępów miała wrażenie, że tylko na to czekał.

- Miało być pokojowo, czyż nie? – archanioł przerwał ciszę. - Podobno miałaś mi coś ważnego do powiedzenia.

- Tak... - korzystając z uwolnionych dłoni zdjęła pelerynę i rzuciła ją gdzieś splataną pod nogi krzesła, przeszła od razu do rzeczy, za dużo czasu już straciła. – Lucyfer chce... w zasadzie to już prawie tego dokonał, w każdym razie przygotowuje coś w rodzaju rytuału apokalipsy, ale ograniczonego, pochłaniającego i wydzielającego dużo mniej energii. Sam go zmienił. Chce zniszczyć wszystkie anioły. To znaczy wszystkie nie-upadłe anioły. Dodam tylko, że zniszczyć w tym przypadku to dość delikatne słowo. I... zaplanował to na jutro.

Stwierdziła, że musi przestać oczekiwać jakichś konkretnych zachowań i reakcji Michała, bo odkąd tu wszedł, ani razu nie trafiła.

Archanioł puścił pod nosem długą wiązankę całkiem zmyślnych i -trzeba przyznać- dobrze dobranych przekleństw w staro hebrajskim. Święci się w grobie przewracają – pomyślała. Większość wyzwisk padła oczywiście pod adresem Lucyfera – sprawcy całego zamieszania. Annabel nie zauważyła nawet, kiedy archanioł poderwał się z krzesła i zaczął krążyć po celi, zamyślony i milczący, z oczami płonącymi żywym ogniem. Nagle przystanął tuż za plecami upadłej.

- Skąd mogę mieć pewność, że mówisz prawdę? Może to kolejna sztuczka Lucyfera?- ton jego głosu był poważny, ale z pewnością nie był przekonujący. Najwyraźniej sam nie wierzył w to co mówi.

- Dobrze wiesz. Nie muszę ci tłumaczyć, że jest do tego zdolny. No i ten atak na Plakidę, czegoś się już chyba domyślałeś, nie? Coś tam było cennego, co chciałeś mu odbić. Z marnym skutkiem, ale jednak.

Michał podjął grę i pogodził się z ryzykiem, po czym odpiął blokadę z jej skrzydeł, mówiąc przez zaciśnięte zęby:

- Księgę. Jedną ze starożytnych. Nie wiedzieliśmy tylko jaką, teraz to chyba oczywiste. Wielka Księga Henocha, z niej musiał wziąć rytuał, ale jak udało mu się go zmienić? To szalony i poroniony pomysł, najmniejsza zmiana całkowicie uszkadza jakikolwiek rytuał. Musiałby znaleźć coś, czym ustabilizowałby wszystkie elementy – archanioł znów zaczął krążyć, tym razem wokół krzesła, na którym siedziała Annabel, ruszając delikatnie obolałymi, ale wreszcie wolnymi skrzydłami.

- Zaufanie za zaufanie. Powiem ci wszystko co wiem, ja i moi dwaj przyjaciele, którzy nam bardzo pomogą, uprzedzając twoje pytania- tak, są niezbędni i tak, można im zaufać, a w zamian... Ty i twoje zastępy wypełniacie plan bez jakichkolwiek odchyleń czy zmian i godzicie się na wspólnie ułożony pakt zawieszenia broni, a może nawet sojuszu między upadłymi, a wami. Jeśli oczywiście da się jeszcze zatrzymać tę karuzelę szaleństwa i ciągnących się w nieskończoność bratobójczych konfliktów sprzed kilku tysięcy lat.

Michał stał nad nią i wpatrywał się niewidzącym wzrokiem w jej zdeterminowaną twarz. Jak tsunami zalały go obrazy i wspomnienia kobiety równie zaciętej, wytrwałej i odważnej. Kobiety, którą kiedyś kochał. Kobiety (z czego właśnie bardzo boleśnie zdał sobie sprawę), którą nadal kocha i chyba tak zostanie już do pieprzonej apokalipsy, nieważne- tej jutro czy tej zaplanowanej na Bóg jeden wie kiedy.

Szybko odegnał jednak te wspomnienia sprzed oczu i wysilił się na zimny, profesjonalny ton. Przeniósł wzrok z upadłej na jedną z lustrzanych ścian.

- Nie widzę innego zakończenia tej sprawy, niż pokój między wszystkimi, jakby nie patrzeć, aniołami – zrobił krótką przerwę. – I daję ci słowo wodza zastępów, że moje szeregi będą postępować zgodnie z planem, pod warunkiem, że ułożymy go wspólnie, moja Rada, ty i twoi dwaj przyjaciele.

- Oczywiście – Annabel zrobiło się odrobinę lżej na sercu, przymknęła oczy, a kiedy je otworzyła, Michał zobaczył w nich czystą, krystaliczną niemal nadzieję.

Teraz z kolei wódz zastępów zmrużył powieki i skupił się na czymś dla upadłej zupełnie niewyczuwalnym, choć Ann domyśliła się, że to osławiona „mentalna sieć", z której korzystają wyżej postawieni aniołowie. Po chwili milczenia, kiedy ona zdążyła już wstać i jako tako rozruszać obolałe stawy, nieznacznie przesuwając się przy tym w stronę drzwi, powiedział tubalnym głosem:

- Wezwałem członków Rady i zatroszczyłem się o twoich kolegów, będą na czas. Ale zanim tam pójdziemy... zaufanie za zaufanie, mówiłaś. Ty i Gabriel. Jak długo? – widząc jej zbity z tropu wyraz twarzy dodał szybko: - Spostrzegawczość to ważna cecha, jeśli pracujesz z istotami nadprzyrodzonymi.

Westchnęła. Aniołowie, co by o nich nie mówić – mądrzy, przystojni, silni, ale jak się uczepią jednego tematu... nawet nadchodząca apokalipsa nie wybije im go z tych samczych rozumów.

Miała sporo racji, ale prawda była jednak  taka, że zachowanie Gabriela w ciągu ostatnich tygodni niepokojąco przypominało wodzowi zastępów jego własne z czasów, kiedy poznał Ellie. „To okropność mieć serce zajęte, kiedy się potrzebuje głowy" - Michał jednak z pewnością wolałby mieć serce zajęte, jeżeli by to lub cokolwiek innego na tym świecie, mogło zwrócić mu jego ukochaną.




Łaaał ostatnio skoczyła liczba wyświetleń, więc ostro wzięłam się do pracy u napisałam kolejny, jeszcze nieopublikowany rozdział 😀

Kosztem mojego snu oczywiście. Jest druga w nocy.

Bitwa DwojgaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz