Wbiegłam do domu niczym torpeda, niemal wpadając na ścianę. Dobra, muszę opanować tę, jakże trudną, technikę wchodzenia do pomieszczeń w sposób spokojny. Czasem mam z tym kłopot. Zdjęłam buty z nóg i miałam właśnie poczłapać do pokoju, gdy niespodziewanie z kuchni wyskoczyła moja rodzina z tortem krzycząc "wszystkiego najlepszego!". Zaskoczona podskoczyłam pod wpływem całej tej sytuacji, jednak niemal od razu zdziwienie przerodziło się w radość. Objęłam domowników w geście podziękowania, nawet Jadena, który stał trochę jak sierota, trzymając w ręku paczkę z prezentem. Nie było to nic wielkiego, jakaś paczka cukierków i koszulka na ramiączkach, ale nie to liczyło się w tym wszystkim. Dzieciak nie posiadał zbyt wiele kieszonkowego, więc kupił mi coś w miarę jego możliwości. Zaraz czekaj. JADEN KUPIŁ MI PREZENT, PATRZ: SPRAWIŁ MI RADOŚĆ! Coś z tym było nie tak. I to bardzo. Od jakiegoś czasu dziwnie się zachowywał, ale była pora wieczorna, a wtedy nie koniecznie chce mi się myśleć. Postanowiłam, że nie będę znacznie zbliżać się do mojej rodzinki w tej chwili, bo niedawno wcześniej robiłam coś niestosownego. Gdybym wiedziała, że będę świętowała to szybką "randkę" z Optimusem przełożyłabym na rano, czy coś...
Poczęstowałam się tortem, który był tylko trochę gorszy od wypieku Rogera i Margaret, a potem opowiedziałam mamie i Arturowi o dzisiejszym dniu. Mój brat pobiegł do pokoju, gdy tylko podziękowałam za upominek. Nim położyłam się spać, koniecznie się wykąpałam i nakarmiłam mysz, która radośnie biegała w kołowrotku.
- Głodna? - szepnęłam wkładając jej porcję nasion i warzyw do miseczki. Gryzoń podbiegł niemal natychmiast, by rozeznać się w smakołykach. Wybrał marchewkę i uciekł z powrotem do domku. Pożegnałam go głaśnięciem po głowie i udałam się do łóżka. Zasypiałam z myślą o tym co teraz może stać się z moimi przyjaciółmi, a także tym, że mam już dwadzieścia lat. Czas tak szybko leci. Nieokrzesany z niego drań.
Z Quee spędziliśmy tak naprawdę o kilka dni więcej. Tak się wkręcił w podrasowywanie broni w wojsku, że nie miał zamiaru nas opuścić przez najbliższy czas. No, aż do wczoraj. Pożegnaliśmy go poprzedniego dnia, w granicy siedemnastej. Potem zjedliśmy kolacje i do późnego wieczoru graliśmy w piłkarzyki, oglądaliśmy telewizję i gadaliśmy. Kilku żołnierzy z drużyny Rogera grało w karty. Spędziliśmy ten dzień dogodnie. Natomiast dzisiaj wraz z Optimusem przeleżałam cały ranek i kawałek popołudnia w łóżku. Znajdowaliśmy się w moim pokoju, do połowy zatopieni w puszystej, białej kołdrze w pozycji siedzącej. Rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym. Lider zjadał mi chrupki, które nasypałam sobie do miski, a ja popijałam herbatę. Patrzyłam na mojego chłopaka z czułością, a on co jakiś czas uśmiechał się do mnie bajecznie. Jego ręka wędrowała po moich plecach, druga sięgała po przekąskę.
- Kocham te chwile z tobą - mruknął - kiedy byłem na Cybertronie, nie mogłem sobie pozwolić na takie długie leniuchowanie. Miałbym przechlapane...
- Nie mieliście dni wolnych od służby? - zapytałam. Dziś właśnie przypadał nam "urlop". Dlatego też lider nie miał nic przeciwko temu, by do mnie przyjść i spędzić całą noc i dzień.
- Ależ mieliśmy - stwierdził, ale zaśmiał się po chwili - ale na Cybertronie nigdy nie było nudno. Mówię o tym, że nawet jeśli wybrałem się na randkę z moją dziewczyną, to zaraz musiałem wracać do roboty. "Bo decepticony", "raport nie taki jak trzeba". Ultra Magnus dawał w kość.
- Kiepsko - skwitowałam dając mu całusa - myślę, że i my musimy zacząć chodzić na randki. Łóżko to nie wszystko.
- Myślę, że masz rację. Może nawet dzisiaj wybierzemy się na jakąś przechadzkę tylko we dwoje...
xxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxx
(Optimus)
Dziewczyna uśmiechnęła się na samą myśl o tym, że moglibyśmy się gdzieś wybrać. Miała racje. Prócz naszych częstych nocnych patroli, byliśmy albo w wojsku, albo w jej domu albo na polu bitwy. Chciałem zabrać ją do jakiegoś lokalu, może do parku... albo do obu miejsc wciągu jednej randki. Takie wyjścia były nam potrzebne. Skończyłem jeść zaskakująco dobry przysmak, który moja Selenka wsypała do miski i otarłem ręce chusteczką. Dziewczyna pomacała mnie po brzuchu śmiejąc się, że jestem żarłokiem. Przytaknąłem, sprawdzając w Internecie definicję tego słowa. Po chwili się uśmiechnąłem.
- Opowiedz mi coś jeszcze o swojej byłej - zagadnęła. Spojrzałem niepewnie na jej delikatnie uśmiechniętą twarz.
- Czemu? - zapytałem.
- Czy ja wiem? Po prostu chcę wiedzieć jak ci było. Chciałabym poznać jej charakter, to jak cię traktowała i takie tam. Ciekawość.
- Dobrze... no więc była taka jak ty.
- Czyli? - zaśmiała się.
- Cudowna. Tak samo jak twój, jej uśmiech zwalał mnie z nóg. Była urocza, delikatna, a jak trzeba było, potrafiła dokopać i pokazać pazur. Zupełna ty. To znaczy... czasem była bardzo nadąsana. Musiałem uważać, by w danej chwili nie palnąć czegoś niestosownego, bo potrafiła strzelać ze swojego działa. I to nie jest żart! Pokazałbym ci bliznę, ale nie wiem czy chcesz...
- Wiesz, nie trzeba - zaśmiała się znowu - ale to dobrze, że w jakimś stopniu ci ją przypominam.
Zbliżyłem usta do dziewczyny, ale pocałunek przerwał nam okropny łoskot. Oderwaliśmy się od siebie, zdziwieni nagłym hałasem. Brzmiało niczym uderzenia granatów. Po chwili słychać było również jakieś krzyki. Odgłosy strzelaniny dochodził z dołu. Poderwałem się nagle i nałożyłem spodnie. Zabrałem ze sobą pistolet i zleciałem na dół, każąc zdezorientowanej dziewczynie nie wychodzić z pokoju. Zbiegłem po schodach, lecz wtedy odgłosy ucichły. Zdziwiłem się, ale pozostawałam czujny. Rozejrzałem się po okolicy. Czysto. Powędrowałem w stronę pokoju matki Selen i Jadena. Stamtąd usłyszałem głos Hidea: "zastrzel go do cholery!". Wtedy z impetem uderzyłem o drzwi nogą, a te pod siłą kopniaka otworzyły się waląc o ścianę. Z podniesionym pistoletem stanąłem w progu. W pokoju siedział brat mojej dziewczyny i mięśniak, który trzymał w rękach pada od konsoli - tak nazywał się sprzęt do gier (Selen wytłumaczyła mi to wszystko).
- Szefciu, no co ty... - jęknął Hide podnosząc ręce.
- Co to za hałasy, wy nic nie słyszeliście? - zapytałem.
- To nasza gra. Głośniki trochę ryknęły i minęło trochę czasu zanim połapaliśmy się, gdzie jest od nich pilot - usprawiedliwił się Ironhide. Opuściłem broń z uczuciem ulgi. Zamknąłem za sobą drzwi , a gdy to zrobiłem poczułem broń przyłożoną do tyłu głowy. Zamarłem. Stałem odwrócony od napastnika, niemal przyległem do drzwi pokoju brata Selen. Ani drgnąłem. Czułem, że nie powinienem.
- Kim jesteś? - warknąłem.
- Twoim koszmarem - odpowiedział szeptem.
YOU ARE READING
Transformers 3: The Distraction
FanfictionGdy zdaje się, że zagrożenie już minęło i sytuacja została opanowana, decepticony planują kolejny, dramatyczny w skutkach atak, który może zadecydować o losie Ziemi. Czy tym razem Autoboty poradzą sobie z tak poważnym zadaniem, jakim jest obrona now...