Żyłam. Nie mogłam w to uwierzyć, ale na prawdę żyłam. Po tym wszystkim, co wydawało się być moim końcem...
Spojrzałam na swoje dłonie. Były całe. Potem reszta ciała. Prócz okropnych blizn i gojących się ran nic mi się nie działo. Niebywałe. Jeszcze wczoraj byłam pewna, że nic ze mnie nie zostanie.
- Uleczyłem cię - usłyszałam znajomy głos niedaleko mnie. Odwróciłam głowę w stronę skąd dochodził. Knockout kucał nieopodal trzymając miskę z płynna zawartością - jak byłaś nieprzytomna. Kosztowało mnie to trochę energii, ale udało się. Nie powinnaś już narzekać na mocne bóle, co najwyżej okazyjne.
- Nie wiem jak ci dziękować - zaczęłam - jednocześnie chciałabym wiedzieć czemu to wszystko robisz... być może już pytałam.
- Bije z ciebie ciepło. Jako medyk musiałem wiedzieć czemu. Wyszło na to, że po prostu jesteś dobrą iskierką. Nie krzywdzę osób, które nic mi nie zrobiły. Poza tym, wiem, że masz dla kogo żyć. A już moja rola w tym, by utrzymać cię przy istnieniu.
- To bardzo miłe, trochę jakbym słyszała Sidewaysa.
- To dobry chłopak. Mimo, że jest w tak paskudnej drużynie.
Zaśmiałam się. Mogłam spokojnie usiąść, nie czując bólu. Knockout się nie mylił, nic mi już nie dolegało. Czyżbym miała jednak dane przeżyć? Decepticon zbliżył się i podał mi talerz z zupą. Zabrałam się do jedzenia, gdyż czułam jak żołądek domaga się pokarmu. Pierwsze łyżki wywaru były niczym zbawienie. Uprzednio dmuchając na gorący napój, chłonęłam go bardzo szybko. Knockout śmiał się z mojej łapczywości, ale nie traktował tego jako wadę. Zapewne rozumiał, że bardzo potrzebowałam jedzenia. Spojrzałam na czerwonowłosego decepticona. Miał delikatny zarost, miłe oczy i przyjemny uśmiech. Ubrany był w płaszcz, ten sam co wszyscy z tej rasy, oraz czerwoną koszulkę z napisem "Doctor in the house". Na nadgarstkach kilka skórzanych bransoletek.
- Długo jesteś u decepticonów? - zapytałam przerywając ciszę.
- Kilka milionów lat, kiedyś towarzyszyłem doktorowi o imieniu Scalpel, ale marnie skończył z racji jego małych rozmiarów, rozumiesz... teraz mam pełen etat. I nie powiem, jestem zadowolony.
- Z pracy czy z drużyny?
- Oczywiście z pracy. Drużyna wcale nie jest zadowalająca. Ale nie uczestniczę bezpośrednio w walkach. Gdy dochodziło do mocnych starć uchodziłem raczej za sanitariusza, dlatego też nie muszę w pełni odpowiadać za wybryki moich kolegów.
- Rozumiem... a gdzie jest Sideways? - zadałam kolejne pytanie - ani razu go nie widziałam...
- Prawdę mówiąc... to ja też nie - zamyślił się - od kiedy jesteś tu z nami nie było go w bazie.
- Mam nadzieję, że nic mu nie jest.
- Myślę, że potrafi o siebie zadbać - zauważył Knockout. Po chwili spojrzał na pustą miskę w moich dłoniach - zabiorę to. A ty odpoczywaj. Jeszcze trochę i to szaleństwo się skończy, zobaczysz.
xxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxx
Dziewczyna postanowiła przyjąć poradę decepticona i zmrużyła oczy. Nie na długo jednak mogła cieszyć się chwilą swobody i odpoczynku. Ocknęła się usłyszawszy łoskot przypominający ciągnięcie łańcucha po podłodze. Wystraszona dygnęła. Po chwili wstała. Bardzo szybko i gwałtownie. Jednak coś w tym wszystkim było nie tak. Nie zamierzała wstawać. Nie miała ani przez chwilę takiego zamysłu. Ponownie. Krok do przodu. I następny. Czy to ona? Jej ciało poruszało się samo, a ona nie miała na to wpływu.

YOU ARE READING
Transformers 3: The Distraction
FanficGdy zdaje się, że zagrożenie już minęło i sytuacja została opanowana, decepticony planują kolejny, dramatyczny w skutkach atak, który może zadecydować o losie Ziemi. Czy tym razem Autoboty poradzą sobie z tak poważnym zadaniem, jakim jest obrona now...