(Sideways)
Stałem na dziedzińcu. Był to jeden z pogodniejszych dni. Nasza planeta słynie z ciągłego wędrowania po galaktykach, nie ma stałej orbity, co różni ją od reszty - stąd właśnie zmiany temperatur. Im bliżej słońca, tym cieplej. Przemieszczanie się tej planety ma swoje dobre i złe strony. Do tych pozytywnych zalicza się na pewno niewiedza ludzkiego gatunku o naszym istnieniu. No... do teraz.
Miesiąc temu Cybertron zatrzymał się obok planety zwanej Ziemią. Nie mieliśmy pewności, czy Cybertron zostałby tutaj na dłużej, dlatego też postanowiliśmy ją "przygwoździć", a mianowicie przyczepiliśmy ją trwałymi, metalowymi linami do planety zwanej Mars. Mamy tutaj sprawy do załatwienia. Nie możemy ryzykować i pozwolić Cybertronowi wędrować w trakcie trwania porachunków.
Pozwolenie sobie na chwilowy "postój" poskutkowało tym, że ludzie zaczęli interesować nagłym pojawieniem się metalowej planety, która wcześniej nie była wykrywalna. Nie raz odkrywaliśmy, że przy Cybertronie krążą sondy. Ludzie są bardzo ciekawscy. Nie lubią tajemnic, niewiedzy. Wszystko chcieliby mieć, wszystko chcieliby wyjaśnić. Tak się czasem nie da. Nuta tajemnicy, niedopowiedzenia, to nieodłączny czynnik życia. Dlatego też nie mamy zamiaru z nimi współpracować. A te naiwne autoboty zaczęły. Ciekawe jak na tym wyjdą...
Rozejrzałem się po okolicy. Megatron wydał nam rozkaz. Mieliśmy opuścić naszą planetę już za tydzień. Działo się to przez walki z Imperium Autobotów. Dotychczas mój drogi przyjaciel Soundwave wynajdował poszczególne, ukrywające się autoboty i zabijał je, by nie robiły nam szkód i nie przeszkadzały w misjach. Potem jednak zaczęły się odwety. Rasa decepticonów pomału ulegała zmniejszeniu poprzez liczne walki i ataki wrogów. Na okrągło trzeba było walczyć o przetrwanie. Nasza baza została zniszczona przez natarcie oddziału Ultra Magnusa. Musieliśmy się ukrywać, jak kiedyś robiły to autoboty. Gdy nie ma Upadłego, nie ma też porządku. Na drugą połowę zaczęły przedzierać się cony i boty, które dotąd nie miały tam wstępu. Straż nie ma dalszych rozkazów od władcy, więc nie może działać. Wszystko upada.
Dziedziniec stał pusty, ku mojemu zaskoczeniu , więc zdecydowałem się spędzić tu dzień. Brakowało mi monarchii mego Pana. Bardzo. Na dziedzińcu stała fontanna, tryskała wodą. Tu właśnie siedziałem - na metalowej fontannie oczekując jakiegoś znaku co dalej. Zgodnie z przysięgą, miałem udać się na Ziemię, wraz z moją drużyną. Soundwave mógł zostać. Miał tu sprawy do załatwienia. Ja niestety nie. Został mi tydzień, by pożegnać się z moim ukochanym domem. Ubolewałem mocno nad mym losem.
Okolica była porośnięta różną florą. Nieopodal mnie znajdował się reszel - było to miejsce spalania czarownic. To nieczęste zjawisko, bo my nie traktowaliśmy herezji tak poważnie jak ziemianie z czasu średniowiecza. Z resztą określenie tej epoki nie jest do końca pozytywne. Czasy pośrednie. Jakby nieistotne. A to bzdura! Na Cybertronie kara czekała głównie zdrajców - tych, którzy sprzeciwiali się monarchii Upadłego. Nie było dla nich litości. Ale prawie nikt nie ośmielał się zadzierać z takim władcą. Będzie mi brakowało tego miejsca.
Podniosłem się z fontanny i wszedłem do zamku. Strażnicy rozpoznali moją pogodną twarz i pozwolili mi iść dalej. Plątałem się po zamku mojego Pana. Mijałem tam wiele botów. Doradcy, służba, wszyscy nie mieli co ze sobą zrobić. Mieli zamiar wybrać króla. Jednak prawo nakazywało, by był to potomek The Fallena - z tym był problem. Pan mówił mi, że miał czwórkę dzieci, ale każde z nich zaginęło. Wpierw pierwsza dwójka, potem druga. Podobno zabrała je matka. W każdym razie połowę. Tak więc prócz zamieszek, jest też szukanie rodziny zmarłego - Być może się uda. Być może nie i zapanuje tu wieczny chaos.
Dotarłem do sali pełnej ksiąg. Podszedłem do regałów. Mój Pan słynął z pisania. Nigdy nie miałem okazji poznać jego rękopisów, choć bardzo tego pragnąłem. Pochłaniałem niemal każdą książkę jaką dano mi do ręki. Przeczytałem nawet tę, którą zabrałem Selen z biurka. Chwyciłem więc teraz do ręki pierwszą. Wtedy zauważyłem kolejną. Leżała otwarta. Zdziwiłem się, gdy zauważyłem, że jej kartki poruszają się na wietrze. Natychmiast ją podniosłem. Była zapisana niemal cała, ale jej końcowe strony były puste. Przyglądałem się magii, która zaistniała w chwili tu obecnej. Książka pisała się sama. Robiła to w moich rękach. Stałem oniemiały przyglądając się zjawisku. W końcu księga zamknęła się. Z ciekawości otworzyłem ostatnią stronę. Na niemal pustej kartce widniał napis " Król wciąż żyje".
YOU ARE READING
Transformers 3: The Distraction
FanfictionGdy zdaje się, że zagrożenie już minęło i sytuacja została opanowana, decepticony planują kolejny, dramatyczny w skutkach atak, który może zadecydować o losie Ziemi. Czy tym razem Autoboty poradzą sobie z tak poważnym zadaniem, jakim jest obrona now...