6. Ruben Sokolov

21.4K 1.4K 16
                                    

Eileen:

Było mi zdecydowanie zbyt wygodnie, a moje ciało, które przez ostatni czas było przyzwyczajone do twardych, zimnych desek, teraz boleśnie protestowało i opierało się nagłej wygodzie.

W głowie odczuwałam bolesne pulsowanie, jednak czułam się zbyt słaba by cokolwiek zrobić. Próbowałam otworzyć oczy, jednak moje powieki okazały się zbyt ciężkie, a ja zbyt słaba, by z nimi walczyć. 

Poczułam narastającą frustrację, bałam się. Nie wiedziałam gdzie jestem, przez chwilę w mojej głowie zakiełkowała myśl, że umarłam, jednak szybko ją odpędziłam. W Edenie czułabym radość, spokój, bezpieczeństwo. Wszystko byłoby w porządku. Teraz jednak tego nie czułam. Po dłuższej chwili bicia się z myślami postanowiłam spróbować wybadać moje nowe otoczenie pozostałymi zmysłami. Skupiłam więc całą swoją uwagę na otaczających mnie dźwiękach.

Po jakimś czasie, do moich uszu dobiegł fragment jakiejś rozmowy, jednak była ona bardzo dość niewyraźna i z trudem wyłapywałam jej fragmenty.

— Co z nią? ... Chyba sobie żartujesz!... Nie możemy tyle czekać! — wydawało mi się, że głos należł do mężczyzny. Był bardzo niski, przesycony arogancją i poczuciem wyższości. 

— Jest bardzo osłabiona, przez pięć dni ani nie dostawała nic do jedzenia, ani choćby odrobiny świeżej wody. Była na granicy śmierci, majaczyła. Musisz odczekać Rubenie - tym razem ton był bardziej melodyjny i spokojny, byłam niemal pewna, że należy on do młodej kobiety.

— Dobrze, ma tydzień, by się przygotować i dojść do siebie, a ty za nią odpowiadasz Gianno. Dałem za nią trzysta dwadzieścia seszeli i lepiej, żeby mi je odpracowała. Z taką buźką, szybko znajdziemy na nią chętnych — odparł mężczyzna, a po chwili usłyszałam oddalające się kroki. 

Ponownie próbowałam unieść powieki, by zobaczyć, gdzie się znajduje, jednak moje ciało nie reagowało. Byłam zbyt zmęczona, czułam jak nicość ponownie przyciąga mnie w swoje ramiona.

Ponownie odpłynęłam w słodki niebyt.

***

Gdy znów się ocknęłam, poczułam przeraźliwe pieczenie. Męczyło mnie pragnienie, a moje wysuszone gardło wręcz błagało o choć kroplę wody. Niepewnie otworzyłam oczy, wdzięczna, że tym razem moje ciało reaguje i rozejrzałam się po pomieszczeniu.

Ze zdziwieniem zauważyłam, że znajduję się w niewielkiej komnacie i przykryta szkarłatnym materiałem, znajduję się na ogromnym łożu.

Ostrożnie uniosłam się na łokciach i przyjrzałam swojemu posłaniu. Było ono wykonane z ciemnego, misternie wyrzeźbionego drewna, zaś nad moją głową znajdował się ogromny krwistoczerwony baldachim.

Wzdrygnęłam się zniesmaczona, gdyż ta barwa przypominała mi krew. Tą samą, która była jedynym śladem zbrodni dokonanej na krótkowłosej brunetce w namiocie. 

Wspomnienie tej bestialskiej i zupełnie niepotrzebnej śmierci sprawiło, że przez chwilę pogrążyłam się w swoich myślach, analizując sytuacje, po czym odetchnęłam głęboko, kręcąc głową.

Czułam, że nie pasuje do tego miejsca, lecz nie rozwinęłam tej myśli, gdyż dostrzegłam, że na szafce obok łóżka stoi srebrny kielich z wodą. Z ulgą chwyciłam go i pociągnęłam spory łyk. 

Zimna ciecz natychmiastowo przyniosła mi ukojenie, a moje pragnienie zostało zaspokojone. Mimo że to była zwykła woda, dla mnie smakowała jak ambrozja. Od dawna nie czułam tak wspaniałego smaku. 

Wciąż osłabiona odgarnęłam ręką znajdującą się na moim ciele narzutę i już miałam wstać, gdy zatrzymał mnie dźwięk otwieranych drzwi.

Wytężyłam zmęczony wzrok i dostrzegłam, że do komnaty weszła wysoka, jasnowłosa kobieta. Była bardzo urodziwa, jej włosy były spięte w dwa dobierane warkocze, a duże zielone oczy okalane były długimi, czarnymi rzęsami. Poczułam się skrępowana, jej piękno było wręcz przytłaczające dla takiej przeciętnej dziewczyny, jaką byłam ja.

Mimowolnie przesunęłam wzrokiem po jej ciele. Była ubrana w dość krótką białą suknię, przylegającą do ciała. Ze zdziwieniem zauważyłam, że dziewczyna była boso, lecz jeszcze większy szok przeżyłam, dostrzegając jej poranione ręce.

Szpeciły je pręgi, niektóre wygojone i białe, a niektóre inne wciąż świeże, krwistoczerwone. Jej ramiona pokrywały liczne siniaki i mimo że twarz była piękna, to ciało wyglądało strasznie. Rany wręcz tłumiły jej czar i wysuwały się na pierwszy plan tak, że poza nimi nie byłam w stanie dostrzec niczego więcej. Nie mogłam uwierzyć, że tak piękna dziewczyna była bita, oszpecana.

— Nie przejmuj się, to prawie nie boli — odparła, widząc mój wzrok na swoim ciele i zaraz po chwili dodała, wyciągając do mnie dłoń. — Jestem Gianna — przedstawiła się, jednak ja zignorowałam podaną mi rękę.

-Gdzie jesteśmy?

-Nic nie pamiętasz?

-Nie, co się stało - pytałam, czując narastającą panikę.

-Nic dziwnego, przez wiele dni leżałaś tu nieprzytomna. Gdy cię przywieźli byłam pewna, że nie żyjesz - mruknęła, gestykulując dłońmi, a ja ponownie wbiłam wzrok w jej rany, kompletnie zapominając o swoich pytaniach:

— Kto ci to zrobił? To wygląda okropnie.

— Klient, to nic takiego, bywało gorzej — westchnęła obojętnie, siadając na łóżku i wpatrując się w swoje dłonie.

— Klient? – zapytałam, nie rozumiejąc, a dziewczyna spojrzała na mnie wyraźnie zaskoczona.

— Zaraz, to ty nic nie wiesz?

— Czego nie wiem?

— Po to tu jesteśmy.

— Żeby dawać się bić? To chore! — odparłam zirytowana i już wiedziałam, że trafiłam do miejsca, w którym moje życie będzie nic niewarte. Miejsca, w którym moja śmierć nie zrobi na nikim wrażenia.

— Nie, żeby dawać przyjemność, usługiwać swoim ciałem — powiedziała niemal bezgłośnie Gianna, po czym dodała — Choć w sumie może i prawdę rzeczesz, bo dla nich największą radością jest przemoc.

Po jej słowach dotarło do mnie w jakim miejscu się znalazłam. Nie mogłam uwierzyć w to jak bardzo los ze mnie zakpił:

— Nie, nie, to nie może być prawda — szeptałam sama do siebie.

— Przykro mi, zostałaś sprzedana do domu schadzek. Już niedługo będziesz wyglądać tak, jak ja — odparła, patrząc ze smutkiem na swoje rany, a ja poczułam, jakby mnie ktoś uderzył w brzuch.

Nie mogłam złapać oddechu, nie docierało to do mnie. Mimowolnie w moich oczach pojawiły się łzy i zaczęłam szlochać.

— Ci... Nie martw się, jakoś to będzie — powiedziała dziewczyna, przytulając mnie. — Jak masz na imię? — zapytała, spoglądając mi w oczy.

— Eileen — odpowiedziałam drżącym głosem.

— A więc witaj w przybytku Rubena — odparła smutno, mocniej mnie obejmując.  

Arkana wilczych rodówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz