Epilog

13.9K 1.1K 316
                                    

Sześćdziesiąt lat później.

Siwowłosa królowa wyglądała przez zamkowe okno, uważnie obserwując tereny Zjednoczonego Królestwa, znanego dawniej jako Misea i Tridum.

Minęło wiele lat, nim udało się zaprowadzić ład i pokój. Wybuchło nawet kilka wojen, lecz w końcu nastał spokój, ludzie odżyli, skończyła się era strachu.

Z początku ludność była przerażona, wszędzie leżały trupy. Wiele dni zajęło im palenie ciał zmiennych, wszyscy bali się, że to wina jakiejś straszliwej epidemii. Wybuchła panika, ludzie drżeli ze strachu, lecz z upływem kolejnych spokojnych dni zaczęło docierać do nich, że to koniec.

Nastał koniec ery wilkołaków, wszechobecnej śmierci i strachu.

Świat odżył i choć wielu nie było zadowolonych z tego w czyje ręce popadła władza i kobieta musiała znieść wiele bólu, który wiązał się z dzierżeniem korony, to dziś była z siebie dumna.

Dumna i wdzięczna, a także wciąż pełna podziwu dla niepozornej, rudowłosej dziewczyny, która pewnego dnia zjawiła się w pałacu alfy, burząc ówczesny ład.

Emmeline Coletti wciąż za nią tęskniła.

Tęskniła za Eileen i jej bratem, którego obraz przywoływany w rozmywających się z wiekiem wspomnieniach, wciąż przyprawiał ją o szybsze bicie serca.

To był tylko krótki romans między betą a niewolnicą alfy.

Lecz teraz, gdy miała osiemdziesiąt trzy lata, przystojnych synów w podeszłym wieku i dorosłe wnuki, to wciąż czuła, że nawet swego już nieżyjącego męża nie potrafiła pokochać tak bardzo, jak Marcusa. Na myśl o nim w jej głowie pojawiły się mgliste wspomnienia chwil, które razem przeżyli...

Byłam w pałacu od dwóch dni i wciąż nie mogłam się odnaleźć, nie rozumiałam, co tu robię, bo alfa ani myślał okazać swoje zainteresowanie którejkolwiek z nas. Oczywiście nie smuciło mnie to, wcale nie miałam ochoty zostać jedną z jego kobiet, nie umiałabym być jedną z wielu, pragnęłam miłości, która mnie pochłonie, chciałam czuć się wyjątkowa.

W pewnym momencie zamyślona zderzyłam się z kimś:

- Przepraszam - wymamrotałam.

- Tratuj mnie, ile tylko chcesz - odpowiedział nieznany mi głos, na którego dźwięk uniosłam wzrok.

Moje oczy spotkały inne, ale jakie piękne, kojarzyły mi się z mchem, leśną ściółką, a gdy po chwili oderwałam się od nich, zobaczyłam urodziwego młodzieńca, o zniewalającym uśmiechu, który przyglądał mi się z zaciekawieniem.

- Może jednak nie - odparłam, przygryzając wargę, na co nieznajomy zassał głośno powietrze i chwycił mą dłoń, po czym złożył na niej pocałunek, szepcząc:

- Marcus.

- Emmeline - przedstawiłam się, na co on uśmiechnął się lekko.

Zamrugałam, odpędzając od siebie bolesne wspomnienie, lecz zaraz w mojej głowie pojawiło się inne:

- Myślisz, że możemy być razem? - zapytałam, leżącego obok mnie Marcusa, bawiąc się jego obrączką.

Arkana wilczych rodówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz