Richard Griffin:
Wpatrywałem się oniemiały w tak dobrze znaną mi twarz i czułem, jakby czas się zatrzymał. Czy to nie sen? Moja Nora tu? W moich lochach?
Przyglądałem jej się i nie wierzyłem. To nie mógł być przypadek, ale nie myliłem się. Ta sama twarz, te same oczy, jednak jedno było inne. Oczy mojej ukochanej były ciepłe i pełne miłości, a te patrzyły na mnie ze strachem.
Były przepełnione bólem.
Kątem oka dostrzegłem, jak Isaac nasz kat zamachuje się biczem w kierunku mojej ukochanej, w ostatniej chwili zdążyłem krzyknąć:
-Stój głupcze! - na te słowa mężczyzna zamarł:
-Co się stało panie? - zapytał, nie rozumiejąc, o co chodzi, lecz ja nie zawracałem na niego uwagi:
-Nora, moja biedna Nora - szeptałem, odgarniając z jej twarzy kosmyki włosów i wtedy zauważyłem coś, czego wcześniej nie dostrzegłem.
To sprawiło, że zamarłem.
Te usta i ten nos.
Nora takich nie miała.
Takie miałem ja.
Spojrzałem jeszcze raz na twarz nieznajomej po czym zerwałem się i zabrałem z jej pleców włosy, które przykleiły się do krwawiących ran. Następnie delikatnie uniosłem strzępki sukni, której nikt nie zdjął, nim padł pierwszy cios i teraz wżynała się w świeże rany. I zacząłem dokładnie się jej przyglądać.
Gdy już miałem zrezygnować, moją uwagę przyciągnął ciemniejszy kawałek skóry. Sięgnąłem po chusteczkę, którą zawsze nosiłem przy sobie i przetarłem ranę. Usłyszałem cichy jęk dziewczyny, lecz nie zwróciłem na niego uwagi, bo wpatrywałem się oniemiały w znamię na jej plecach.
Znamię zdrajcy.
Dokładnie takie samo jak miałem ja i mój syn.
Nabrałem powietrza zszokowany i przeszedłem kilka kroków w lewo, by kucnąć obok dziewczyny i ponownie spojrzeć w jej twarz:
-To niemożliwe - wyszeptałem sam do siebie, dotykając palcem policzka dziewczyny.
To była ona, moja córka, lecz jakim cudem? Tu? W moich lochach i to wśród dziewczyn odebranych z haremu Marshalla czyżby ją posiadł? Nawet nie chciałem o tym myśleć.
Ponownie spojrzałem na jej twarz i dostrzegłem, że otworzyła oczy, były tak cudownie zielone, była niemalże kopią mojej kochanej Nory:
-Jak ci na imię?- zapytałem, patrząc z niedowierzaniem na dziewczynę, która spojrzała na mnie niepewnym wzrokiem, uniosła głowę i wyszeptała:
-Eileen, Eileen Hearst- odparła ostatkiem tchu, po czym jej oczy na powrót zamknęły się.
Eileen.. Znałem to imię, tak chcieliśmy nazwać naszą córkę. Nora chciała w ten sposób uczcić pamięć o mojej matce.
Spojrzałem na dziewczynę, która leżała bez ruchu i bez wahania wziąłem ją na ręce, ciesząc się, że jest nieprzytomna, gdyż pewnie sprawiłbym jej tym ból. Po czym z córką na rękach wybiegłem z lochów, krzycząc:
-Medyka, zawołajcie medyka do królewskich komnat!
Eileen:
Ostatnim, co pamiętam były ciemne oczy, wpatrujące się we mnie z nadzieją i radością. Potem zapadła ciemność.
Później pamiętam tylko przebłyski.
Ktoś mnie niósł.
Krzyki.
Kroki na kamiennej posadzce.
Ocknęłam się na chwilę, w ciemnej komnacie na miękkich poduszkach, lecz nie miałam siły się rozglądać. Czułam jak ktoś przemywa ciepłą wodą moje plecy i mimowolnie syknęłam.
Usłyszałam dźwięk odkładanej metalowej misy, a po chwili moim oczom ukazała się starsza, siwowłosa kobieta, która nachyliła się nade mną i wyszeptała kilka słów, które już na zawsze utkwiły w mojej pamięci.
Potem zapadła już tylko ciemność.
Richard Griffin:
-Głupcy, głupcy! - krzyczałem, wchodząc do sali obrad, gdzie czekał na mnie już mój syn wraz z Joshuą i Alverem.
-Co się stało panie?- zapytał ostatni z nich.
-Co się stało? Ty się pytasz, co się stało! Omal nie zabiłem własnej córki! - warknąłem, a po twarzach mężczyzn przebiegło zdziwienie.
-Jak to? Odnalazłeś moją siostrę?- dało się słyszeć niepewny głos Marcusa.
-Czy ją odnalazłem? Ona cały czas tu była! - krzyknąłem, uderzając pięścią w stół.- Prawie zabiłem własne dziecko! Na mój rozkaz! Na mój rozkaz by zginęła! Z mojej ręki!- nie mogłem się uspokoić.
-Panie uspokój się, nie możesz się tak denerwować - wtrącił młody Gosbar.
-Boże wybacz mi, jeśli ona by zginęła.. - wyszlochałem, opadając na swój mahoniowy tron.
-Gdzie ona była? To jedna ze służących? Wieśniaczek? - dopytywał Marcus.
-To... to dziewczyna z pałacu Marshalla!- wyrzuciłem, zaciskając dłonie w pięści.
-Co? Chcesz mi powiedzieć, że...
-... że od lat mieszkałeś z siostrą pod jednym dachem, nawet o tym nie wiedząc? Tak synu, dokładnie to chciałem powiedzieć.
-O mój boże - wyszeptał, patrząc na mnie przerażony.
-A wiesz, co jest najgorsze? Przybyłem prawie w ostatniej chwili. Rozkazałem je zabić i gdyby nie to, że pachnie zupełnie jak twoja matka, to wiele lat moich poszukiwań poszłoby na marne, a wiesz dlaczego? Z powodu mojej własnej głupoty - załamałem głos.
-Kim ona jest? Podaj mi jej imię ojcze.
-Eileen powiedziała, że nazywa się Eileen Hearst - odparłem z westchnieniem, a Marcus i Joshua Gosbar zamarli.
Marcus Griffin:
Czy to możliwe? Czy to możliwe by ta, której tak nienawidziłem, kochanka Marshalla była moją siostrą? Nie mogłem w to uwierzyć, przecież nie była nawet do mnie podobna:
-Skąd masz pewność ojcze? Na boga ona nawet nie jest do mnie podobna! A przecież to moja bliźniaczka!
-Znamię - odparł krótko.- Ma znamię zdrajcy i wygląda zupełnie jak twoja matka. Ten zapach, ta twarz.. Cała Nora.
Czy byłem wściekły? Tak, ale nie na ojca, nie na nią, tylko na Allena. To przez niego nasza rodzina została rozbita. To z jego winy straciliśmy się, minęło osiemnaście lat. Tyle czasu zajęło nam zjednoczenie się, tyle wspólnych chwil straciliśmy..
Nie lubiłem Eileen, ale chciałem ją poznać. Była tym brakującym elementem mnie, była wypełnieniem pustki, jaką odczuwałem niemal od narodzin. Chciałem zrobić wszystko, byśmy na powrót stali się rodziną.
Choć na chwilę. Nim wojna wybuchnie, chciałem poczuć żar domowego ogniska.
Później nie będzie na to czasu.
Później wszyscy zginiemy.
CZYTASZ
Arkana wilczych rodów
WerewolfŚwiat, w którym potwory z koszmarów ujawniają swoje istnienie, zmusza ludzi do życia w strachu i niepewności. Każdy kolejny zachód może stać się ostatnim, tu nie ma wiary, nadziei. Pozostaje tylko błagać, błagać i prosić o łaskę. Eileen Hearst jak k...