Charles:
Zmęczony przetarłem dłonią czoło, po czym westchnąłem przeciągle i oderwałem wzrok od leżącego przede mną pergaminu. Gonitwa myśli w mojej głowie nie pozwalała mi się skupić, więc wstałem i podszedłem do niewielkiego okna, ukradkiem zerkając na pałacowy dziedziniec.
Z zadowoleniem dostrzegłem niewielką grupę wojowników powracających z porannych ćwiczeń które obowiązkowo zarządziłem gdyż wiedziałem, że czeka nas ciężkie starcie z pachołkami Griffina. Od wielu dni dopracowywałem plan ataku i rozważałem każdy możliwy przebieg walki. Wiedziałem, że stawka o którą przyjdzie nam walczyć, jest bardzo wysoka, a moja ewentualna porażka skończy się odebraniem mi władzy i dziedzictwa moich przodków.
Nie mogłem na to pozwolić, nie dopuszczałem do sobie żadnej myśli zakładającej moją porażkę. Osobiście pilnowałem by przygotowania szły pełną parą, a mój wierny beta nadzorował budowę okrętów, które miały zasilić moją morską flotę i usprawnić przeprawę wojska na tereny Tridum.
Wieloletnia wojna w końcu miała się zakończyć, a ja miałem odzyskać to co zabrano moim przodkom. Nadszedł czas by zdrajcy zapłacili za swe grzechy.
Niespodziewanie do moich uszu dobiegło ciche pukanie do drzwi, a ja warknąłem zirytowany, odrywając się od swych myśli i donośnie zawołałem:
-Wejść!- wydałem przyzwolenie, a drzwi niemal natychmiast otworzyły się i do pomieszczenia wszedł strażnik, pilnujący moich prywatnych komnat:
-Alfo - skłonił głowę w geście szacunku.- Przed drzwiami stoi Joshua Gosbar i prosi o audiencje.
-Niech wejdzie - odpowiedziałem krótko, a wartownik wpuścił syna gubernatora, po czym wyszedł zamykając za sobą drzwi.
Bliźniak Isabell szedł w moją stronę powolnym, niepewnym krokiem, a jego twarz wyrażała zdenerwowanie. Widziałem, że nerwowo ściskał dłonie oraz słyszałem jego przyśpieszony oddech:
-Charles - przywitał się, patrząc na mnie przenikliwie.
-Joshua, co cię do mnie sprowadza?- zapytałem, lecz nim cokolwiek odpowiedział, ja już wiedziałem po co przyszedł, spodziewałem się takiej wizyty:
-Jak sam wiesz zezwoliłeś mi na spotkania z jedną z kobiet, jednak byłem dziś w haremie i nie zastałem jej. Od wczoraj nikt jej nie widział - wydusił jednym tchem.
Widziałem jego wzrok, który oczekiwał ze zniecierpliwieniem mojej reakcji, jednak wiedziałem, że muszę grać. Siłą woli zmusiłem się do przybrania obojętnego wyrazy twarzy i jakby od niechcenia odparłem:
- Ach, tak, rzeczywiście, zapomniałem cię poinformować. Wczoraj miał miejsce mały wypadek.
- Wypadek?- zapytał z wyczuwalnym zaniepokojeniem w głosie.
-Tak - potwierdziłem, starając się ukryć zdenerwowanie.- Eileen poślizgnęła się na posadzce i została ranna, musieliśmy przenieść ją do lecznicy gdzie zajęli się nią medycy - odparłem.
Miałem nadzieję, że młody Gosbar odpuści dalsze dociekania, jednak on zadał pytanie, którego się trochę obawiałem:
-Mógłbym ją zobaczyć?- wypalił jednym tchem, patrząc na mnie, a ja wiedziałem, że nie mam innego wyjścia, jak tylko zgodzić się:
-Oczywiście, chętnie się z tobą przejdę przyjacielu- odparłem wstając, po czym obaj wyszliśmy z komnaty kierując się do lecznicy.
***
Masywne dębowe drzwi otworzyły się, a nam ukazał się rząd niewielkich pojedynczych łóżek. Mój wzrok niemal natychmiast odnalazł ogniste włosy Eileen. Lecz nie tylko ja ją dostrzegłem, młody Gosbar jak oparzony podbiegł do jej łoża.
Westchnąłem cicho z irytacją i podszedłem do nich.
Eileen wciąż spała i gdyby nie delikatne opadanie jej klatki piersiowej rzekłbym, że umarła. Jej twarz wciąż pozostawała opuchnięta lecz na szczęście ślad po nacięciu który widniał na jej ciele był dokładnie opatrzony i zasłonięty cienką kołdrą.
Na samo wspomnienie wczorajszego wieczoru mimowolnie zaciskałem pięści. Widok, który ujrzałem w ciemnym zaułku był jednym z najgorszych, jakie dane mi było ujrzeć w swoim życiu.
Niemal widziałem jak życie wypływa z mojej przeznaczonej. Plułem sobie w brodę, że nie przybyłem wcześniej, być może udałoby się uniknąć tej sytuacji.
Gdybym tylko wiedział...
Siedziałem w karczmie stukając nerwowo palcami o stół, obszerny kaptur peleryny nie pozwalał mi rozejrzeć się na około. Z każdą chwilą moja irytacja wzrastała, gdzie ona się podziała? Może uciekła?
Nie, nie miałaby gdzie uciec, dam jej jeszcze chwilę.
Po jakimś czasie moje zirytowanie zaczęło przeradzać się w dziwny, nieznany mi dotąd niepokój, aż w końcu moje ciało zaczęło drżeć. Czułem, jakby wbijano mi tysiące igieł i powoli wciskano je w głąb mego ciała.
Wiedziałem, że coś musiało się stać.
Nie zastanawiając się ani chwili dłużej rzuciłem na stół sakiewkę ze złotem, po czym wstałem i szybkim krokiem skierowałem się ku wyjściu.
Gdy drzwi gospody zamknęły się za moimi plecami, odetchnąłem przeciągle. Musiałem uwolnić swoje nozdrza od zapachu potu który drażnił mnie w pomieszczeniu które opuściłem, lecz zamiast rześkiego wiatru poczułem woń krwi. Instynktownie podążałem za nią aż znalazłem się w ciemnym zaułku.
Tam ją ujrzałem, na wpół rozebraną, nieprzytomną, zakrwawioną, pobitą, pociętą, umierającą.
To, co zrobiłem w tym zaułku było ryzykowne i komplikowało wiele spraw, ale nie mogłem pozwolić jej umrzeć.
Po prostu nie mogłem bezczynnie patrzeć jak życie opuszcza jej ciało. Pogrążyłbym się w mroku, przegrał wojnę, ponieważ bądź, co bądź była częścią mnie. Uratowałem ją, ale nie miałem pojęcia jak bardzo to wpłynie na nasze dalsze życie:
-Alfo?- zapytał niepewnie Joshua, wyrywając mnie z zamyślenia.
-Tak?
-Kiedy ona się obudzi?- na te słowa przeniosłem wzrok na rudowłosą i przyjrzałem się jej.
Ze zdziwieniem dostrzegłem, że jej klatka piersiowa zaczęła się wyżej unosić, jej wdechy stały się głębsze, wybudzała się. Musiałem jak najszybciej pozbyć się Gosbara.
-Nie wiem Joshuo, ale myślę, że powinieneś już iść. Może czuć się lekko zdezorientowana, gdy zobaczy obcą twarz.
Mężczyzna spojrzał na mnie podejrzliwie, po czym kiwnął głową, zgadzając się ze mną:
-Masz rację - odparł smutno, po czym ostatni raz posłał spojrzenie Eileen i wyszedł pozostawiając nas samych:
Gdy tylko drzwi się za nim zamknęły, przysiadłem na jego miejscu i konspiracyjnym szeptem powiedziałem:
-Możesz otworzyć oczy, poszedł już.
Z początku kobieta nie zareagowała, zacząłem zastanawiać się czy przypadkiem nie pomyliłem się, jednak po chwili zamrugała niepewnie:
-Co się się stało? I co robił tu brat Isabell?- wyszeptała cicho, a ja przyjrzałem się jej.
-Pilnował ukochanej - odpowiedziałem ignorując pierwsze pytanie, a ona spojrzała na mnie pytającym wzrokiem.
-Słucham? O czym ty mówisz?
-Joshua Gosbar został kandydatem do twojej ręki.

CZYTASZ
Arkana wilczych rodów
WerewolfŚwiat, w którym potwory z koszmarów ujawniają swoje istnienie, zmusza ludzi do życia w strachu i niepewności. Każdy kolejny zachód może stać się ostatnim, tu nie ma wiary, nadziei. Pozostaje tylko błagać, błagać i prosić o łaskę. Eileen Hearst jak k...