10

7K 355 102
                                    

•Leon•

Obudziłem się jak zawsze bardzo wcześnie, jednak co mnie zaniepokoiło to fakt iż nie było obok mnie Alfiego.
Zerwałem się i zacząłem go szukać. Zbiegiem na dół i to co tam zobaczyłem mnie zaskoczyło. Alfi siedział na kanapie i oglądał jakąś bajkę objadając się w najlepsze czekoladą.
Myślałem, ze go rozerwe. Ja się martwie, że coś mu się stało albo że go znaleźli.
Podszedłem do niego wściekły, złapałem go za ramię i szarpnąłem do góry zmuszając go do tego, że musiał wstać. Puściłem jego ramie i zacinąłem na jego szyji unosząc go do góry.
-Co ty robisz?! -wysyczałem przez zęby.
Alfi się miotał i starał złapać oddech ale nie dawałem mu tego zrobić. Nie wytrzymałem ze złości i rzuciłem nim o ścianę, która była oddalona od nas o jakieś 3,5m.

•Alfi•

Zacząłem się dusić, szarpałem się i starałem złapać oddech ale Leon mi to uniemożliwiał trzymając mocno moją szyje, by zaraz potem rzucić mną mocno o ścianę. Krzyknąłem z bólu i zacząłem płakać bardzo głośno. Czemu on znowu się nade mną znęcał? Przecież ja nic złego nie zrobiłem.
Skuliłem się mocno i schowałem twarz w kolanach. Moje piszczele przez uderzenie o ścianę znowu się złamałem, a już się lekko podgoiły bo mogłem chodzić. Drzwłem ze strachu i bólu, płakałem jeszcze bardziej.
-Nie zasługujesz by tu być! By w ogóle żyć! Na nic nie zasługujesz! Powinieneś już dawno się zabić albo ja powinienem to zrobić! -krzyczał na mnie wściekły idąc do mnie.
Zacząłem głośniej płakać, kuliłem się mocniej. Wiem, że ma rację ale nie musiał tego mówić.
-Zrobiłem ci śniadanie- powiedziałem przez łzy.

•Leon•

Że co zrobił?! On naprawdę zrobił mi śniadanie?!
Nie mogłem uwierzyć w to co słyszę, patrzyłem na niego zdziwiony, westchnąłem i podszedłem do niego. Widziałem, że się boi ale o dziwo nie sprawiało mi to przyjemności. Podszedłem do niego, kucnąłem obok, objąłem go ramieniem i przytułkiem lekko. Żałowałem tego co zrobiłem przed chwilą. Ten chłopak coś ze mną zrobił, coś złego bo zaczyna mi na nim zależeć. Westchnąłem ciężko.
-A co zrobiłeś na śniadanie? -zapytałem starając się zrobić tak aby przestsł płakać ale zamiast tego płakał jaszcze bardziej.
-Alfi... Spójrz na mnie- położyłem dłoń na jego kolanie na co on odsunął się tak daleko jak mógł.
Zabrałem dłoń, wstałem, otrzepałem się i poszedłem do kuchni. Wziąłem jakąś ścierke i rzuciłem w niego.
-Wytrzyj się... Nie masz podowdu żeby tak ryczeć- powiedziałem już oschle. - już! -krzyknąłem kiedy mnie nie posłuchał i znów wszedłem do kuchni.
Rozejrzałem się i zobaczyłem kanapki z masłem orzechowym i truskawakami oraz kawę. Wziąłem jedną kanapkę i zacząłem jeść. Zanim się obejrzałem zjadłem już wszystkie i wypiłem całą kawę.
Zerknąłem na zegarek. Było już po 7:13, a o 7:15 musiałem wyjść. Przeklnąłem pod nosem i pobiegłem na górę, ogarnąłem się i znowu zbiegłem na dół. Podszedłem do Alfiego. Nadal siedział skulony na ziemi. Nie chciało mi się z nim siłować czy po prostu go nosić. Podszedłem do komody i wyjołem z niej smycz i obrożę. Miałem kiedyś psa ale zanim zdarzyłem mu je założyć potrącił go samochód, a ja potrąciłem potem tego gościa. Westchnąłem na złe wspodmnie. Podszedłem do chłopca, zapiąłem mu obrożę i smycz.
-Chodź i zero sprzeciwu -powiedziałem oschle i pociągnąłem za smycz.
Chciał wstać ale zaraz go skarciłem.
-Co masz na szyji? -zapytałem z dość ciekawym uśmiechem, widziałem w jego oczach blask, który ewidentnie mówił że boi się odpowiedzieć, ale ja znowu szarpnalem za smycz.
-O-o-obroże- odpowiedział niepewnie siadając na ziemi i patrząc na mnie niepewnie.
-A kto nosi obrożę? -dopytywałem- pełnym zdaniem i tak jak cie uczyłem -wyjąłem telefon i przełożyłem spotkanie wiedząc że tu mnie czeka fajna zabawa.
-Obroże i smycz, którą założył mi... -zatrzymał się, widziałem że nie mogło mu to przejść przez gardło. Uderzylem go rączką od smyczy mocno w tyłek, a on jeknal głośno. Wiedziałem po wczorajszym boli go pewnie wszystko.
-Pełnym zdaniem i od nowa- rządałem.
-Obrożę i smycz, którą założył mi Pan noszą psy- odpowiedział wpuszczając wzrok.
-Kto jeszcze je nosi? I patrz na mnie jak do mnie mówisz- szarpnąłem go tak, że teraz stał na czworaka. Podniósł delikatnie głowę i spojrzał na mnie.
-Noszą je psy, koty i dziwki, które tak jak ja muszą dochodzić panu -odpowiedział jakby nauczył się napamięć ale to nie była prawda. Ja go nie uczyłem tego mówić, sam się uczył.
-Źle, popraw się -smusiłem go by się cofnął ciągnąć obrożę do tyłu.
Usłyszałem tylko głośny jęk spowodowany tym, że nabił się na wystającą rurkę.
-Noszą jeeee psyyy, koty i dziiiwki, któreeee taaak jak jaaa chcąąą dogooodzić swoswoswojemu papapanu- wyjąkał. Zgodzie się, że nawet seksownie ale to może o to, że jestem sadystą i takie tymu zabawy mi się podobają.
-A ty jesteś kim? -dopytywałem przyciągając go do siebie, słyszałem jak mu ułożyło, że rurka już się w niego nie wbija.
-Psem, kotem i dziwką mojego Pana -powiedział cały czerwony patrząc w ziemię ze wstydem. Jest, nareszcie się poddał i jest wreszcie taki jaki chce, posłuszny i chodzi jak w szwajcarskim zegarku.
-Dobrze, a co teraz zrobisz? -podniasłem mu głowę i przysunołem do swojego krocza.
-To co mój Pan mi powie i jak mi każe -powiedział czerwony.
-To napijesz się mleka do śniadania -specjalnie powiedziałem to tak dwuznacznie i tak, żeby wstydził się jak najbardziej. -dwa kroki w tył by rurka wróciła na swoje miejsce -zarzatałem, a on wykonał moje polecenie. Słyszałem tylko dźwięk dziaranej się rurki w jego tyłek i jego pisk.
-Jeśli będzie źle masz cofać się o krok, a jak dobrze będziesz mógł iść krok do przodu -oznajmiłem mu od razu przywiązując smycz do grzejnika obok rurki. -Zostań -wydałem komendę jak bym mówił do psa i poszedłem na chwile do piwnicy.
Szybko zacząłem szukać czegoś co może mi się przydać do "tresury" Alfiego. Znalazłem pierścień, który teraz. Schowałem go i wróciłem na parter.
Alfi nadal stał w tej samej pozycji, nie drgnął nawet o milimetr. Podszedłem do niego i dałem mu pierścień.
-Załóż-
Spojrzał na mnie wzrokiem, którym informował mnie, że nie wie do czego to służy i jak to założyć. Westchnąłem i workiem pokazałem mu gdzie się to zakłada i jak ale on nadal nie rozumiał. Wziąłem od niego pierścień i założyłem na jego członka i zacisnołem mocno.
-To żebyś się nie nakręcił -wyjaśniłem.
-A jak ja mam się nakręcić będąc poniższym i traktowanym jak suka! -krzyknął z bólu.
-A przypomnieć ci co czytałeś i co potem robiłeś?- zmarszyłem brwi.
Spuścił wzrok zawstydzony.

°°°°°°
Hola, to pierwsza część maratonu. Miłego czytania.
Ps.
Sorry za takie dręczenie Alfiego ale mam zły humor bo nie dali mi się napić na chrzcinach (kto robi bezalkoholowe chrzciny?! Moje rodzeństwo -,-) tak, że ten... On oberwał XD
Ciao

Zakochany Morderca /Yaoi/✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz