Prolog część II

350 33 0
                                    

Akademia Jedi była dla Rey tak niesamowitym miejscem, że wciąż nie wierzyła w jej istnienie. Przechadzała się po pięknych, czystych pomieszczeniach, pełnych światła i przestrzeni. Było tam mnóstwo kwitnących kwiatów i roślin zaprojektowanych tak aby komponowały się zgrabnie z wystrojem wnętrz. W Ghen nie było żadnych roślin. Ani jeden mały pęd nie był w stanie przetrwać trujących wyziewów parujących z kanałów miasta. Mistrz Luke śmiał się w niebo głosy gdy Rey, zachwycona tym, że na niektórych drzewach rosną słodkie i pełne soku owoce, ogołociła jedno, z nich wszystkich. Przestała to robić gdy zorientowała, się że bezwzględu na wszystko i tak dostatnie trzy duże posiłki i deser, którymi będzie mogła najeść się do syta. Chociaż czasem i zdarzało jej się wspinać na najwyższe gałęzie, najokazalszych drzew. Tam wśród liści zajadała się i oglądała niebo nad miastem przez szklany sufit. Czasem przyglądała się białym chmurką a czasem zimnym gwiazdą na nocnym firamencie. I tak właśnie Rey poznała Bena Solo. Nieszczęśnik miał pecha przechodzić akurat pod tym drzewem, które okupowała Rey w dodatku akurat w tym momencie kiedy zsunęła się przez przypadek z gałęzi. W efekcie czego spadła mu prosto na głowę. Ben jednak miał szybki refleks i zdążył złapać ją zanim jej twarz przywitała się z podłogą.
- Hej, co my tu mamy! - krzyknął i szybko obrócił ją do góry nogami żeby nie wisiała głową w dół. - A Ciebie Luke przywiózł z jungli? Tam nauczyłaś się tak skakać po drzewach jak małpka? - Dodał ze złośliwym uśmieszkiem.
- Nie jestem małpką! - Zaprotestowała żywo Rey i pokazała mu język. Próbowałam też wyrwać się z jego uścisku ale był od niej starszy o parę ładnych lat i przez to dużo silniejszy. Przestała się więc wyrywać i przyjrzała się chłopakowi. Widziała go poraz pierwszy tego była pewna. Był zupełnie różnych od reszty dzieciaków w akademii. Musiał być w grupie starszych, dla tego nigdy wcześniej się nie spotkali. Jego czarne loki ostro kontrastowały z bardzo jasną skórą. Oczy też miał czarne, lekko błyszczały gdy patrzył jak wiła się próbując uciec. W końcu postawił ją na podłodze i zaśmiał się.
- Dobrze mała spokojnie. Jesteś Rey co? Z Ghen?
- Jestem Rey. - Przyznała. O Ghen mówić nie chciała. - A ty?
- Jestem Ben.
Rey miała właśnie zapytać o to skąd wiedział jak ma na imię ale przeszkodził jej głośny śmiech.
- Hej patrzcie Ben znalazł sobie wreszcie dziewczynę! - Wykrzyczał to chłopak mniej więcej wzrostu Bena. Rey nie wiedziała ile miał lat ponieważ nie był człowiekiem a nigdy wcześniej nie widziała jemu podobnych stworzeń. Mówił i chodził jak człowiek ale twarz miał brązową i pokrytą jakby łuskami.
- Zobacz Ben ta chce z tobą gadać udało Ci się coś dziś hahahah. - Tym razem wykrzyczała to dziewczyna o rudych włosach. Reszta zaśmiała się razem z nią. Rey zmieszała się strasznie. Zerknęła na Bena. Miał mocno zaciśnięte usta i marszył gniewnie brwi. Grupka podeszła bliżej i Rey stwierdziła, że muszą być w grupie szkoleniowej Bena. Wszyscy mieli na swoich ubraniach ten sam emblemat informujący o ich stopniu wyszkolenia.
- Ben twój wujek stwierdził, że skoro nie możesz opanować swojej mocy to przynajmniej możesz przydać się jako niania? - Chłopak, które to powiedział podzszedł i popchną mocno Bena do tyłu. A on ... po prostu stracił nad sobą panowanie. Jednym ruchem mocy odrzucił napastnika na drugi koniec pokoju gdzie ten osunął się nieprzytomny po ścianie. Następnie wydarzenia potoczyły się się bardzo szybko. Reszta grupki rzuciła się w szale na Bena ale Rey była szybsza. Przestraszona krzyknęła i wowołała fale uderzeniową, która powaliła każdego po za nią i Benem. Stali tak przez chwilę wpatrując się w siebie nawzajem, mała dziewczynka i natoletni już chłopiec. W oczach Bena można było dostrzec lekki podziw, gdy rozglądał się oceniając efekty działania mocy Rey.
- Całkiem nieźle słoneczko. - Powiedział z uśmiechem łobuza i zerknął na nią. I poraz kolejny tego dnia Rey nie zdążyła zadać swojego pytania ponieważ mistrz Luke wkroczył do pomieszczenia zaalarmowany dzikimi rozbłyskami mocy w jego akademii.
- Co tu ... Co tu się do cholery dzieje?! - Krzyknął gdy dostrzegł paru swoich uczniów podnoszący się właśnie z podłogi. W samym środku całego zamieszania stał Ben Solo i to właśnie na niego mistrz skierował oskarzycielskie spojrzenie.
- Ben! Znowu straciłeś nad sobą panowanie? Tyle razy rozmawialiśmy na ten temat!
- Ale mistrzu... - Zaprotestował wściekle chłopak.
- Nie chce słuchać twoich wymówek.
Dyskusje przerwał szloch rudej dziewczyny dokładnie tej, która wyśmiewała się chwilę wcześniej z Bena.
- Mistrzu on nas znów zaatakował! Zmierzaliśmy na trening a on bez powodu zaczął nami rzucać po ścianach! - Powiedziała i rozpłakała się na całego. Ben zbladł jeszcze bardziej choć Rey nie sądziła, że przy jego karnacji jest to w ogóle możliwe.
Mistrz Skywalker obrócił się gwałtownie z powrotem do Bena z wyrazem czystej furii na twarzy. Gdy tylko spuścił swój wzrok z rudej dziewczyny ta złośliwie wykrzywiła się do Bena.
- Co za bzdury! - Wydarła się Rey. Wszyscy obecni w pomieszczeniu spojrzeli na nią z niedowierzaniem. Rey nie zwracając na nich uwagi podbiegła do Skywalkera.
- My się tylko broniliśmy mistrzu! Oni najpierw się z nas śmiali a potem nas zaatakowali! Pierwsi!
Luke patrzył na małą Rey z niedowierzaniem. Nie wyczuwał w jej słowach kłamstwa. Patrzyła mu prosto w oczy, usta lekko jej drżały. Skywalker przestraszył, się że zaraz i ona się rozpłacze.
- Już dobrze Rey. - Powiedział uspokajająco i położył jej dłoń na głowie. - Samara i reszta. - Zwrócił się do grupy dzieciaków, które stały z nim. Wszystkie miały nietęgie miny.
- Idźcie teraz na prosto do sali treningowej porozmawiam z wami później.
- A wy - wskazał na Bena i Rey - za mną.
Po tych słowach złapał Rey za rączkę i zaprowadził ich do jednego z pokoi medytacji. Gestem nakazał im usiąść przed sobą. Gdy to zrobili przyjrzał im się badawczo i westchnął.
- Dobrze Rey. Opowiedz mi co się wydarzyło.
- Mistrzu to nie była nasza wina! - Krzyknęła rozemocjowana dziewczynka. - Siedziałam sobie na drzewie i jadłam te pyszne owoce mugge ... - przerwała na chwilę widząc niezadowolną minę Skywalkera. - Bo one są takie pyszne! Ale spadłam i ... - znów przerwała bo tym razem Luke spojrzał na nią niemal triumfalnie, w końcu zakazał jej chodzenie po drzewach właśnie z tego powodu.
- Ale Ben mnie złapał. - Dodała szybko. - I był dla mnie bardzo miły mimo tego, że spadłam mu na głowę. I potem przyszły te okropne dzieciaki! I śmiały się z nas i powiedziały, że mistrz kazał Benowi być moją nianią bo nie ma mocy! Ale Ben nawet wtedy nic im nie zrobił. Tylko, że ten jeden chłopak, popchnął go i Ben go odepchnął mocą, chyba mocniej niż to planował. I reszta tej bandy rzuciła się na Bena a ja się przestraszyłam i wszyscy polecieli w bok jak wtedy w Ghen! - Wszytko to zreferowała na jednym tchu po czym spojrzała na Skywalkera swoimi wielkimi oczami z miną tak roczulającą, że nie sposób było jej nie uwierzyć. Luke spojrzał niespokojnie na swojego siostrzeńca.
- I ci teraz mi wierzysz? - Odparował chłopak z wściekłością. - Dopiero gdy ten maluch Ci to powiedział?
Rey zmarszczyła brwi i chciała głośno zaprotestować w końcu nie była już wcale taka mała lecz Luke ją uprzedził.
- To nie jest pierwsza taka sytuacja Ben.
- Nigdy nie zaatakowałem nikogo pierwszy. - Wysyczał chłopak.
- Ale to oni wychodzą z tych bujek z połamanymi rękami!
- Nie moja wina, że potrafią przesuwać się tylko o parę centymetrów do tyłu!
- Twoja agresja prowadzi do Ciemnej Strony Mocy.
- Acha czyli znęcanie się nad kim popadnie do niej nie należy?! - Krzyknął Ben i zerwał się na równe nogi.
- To wszytko twoja wina! Uparłeś się na mnie i zawsze gdy dzieje się coś złego to właśnie ja jestem winny! Nigdy mnie nie słuchasz!
- Ben nasza rodzina jest potężna mocą. Musimy wymagać od siebie więcej niż od innych! Twoi koledzy jak sam powiedziałeś nie są w stanie wyrządzić nikomu dużej krzywdy. Ty natomiast jesteś inny!
- Czyli od teraz mam stać i czekać aż któreś z tych szczyli w końcu nauczyć się władać mocą i mi odda tak?!
Ben nie zaczekał na odpowiedź wuja. Odwrócił się na pięcie i wybiegł z pokoju. Mistrz Luke wciąż siedział po turecku na podłodze a na jego twarzy mieszały się ze sobą emocje od bólu przez zdziwienie do gniewu. Rey nie odważyła się odezwać. Siedziała cichutko i zerkała niepewnie na swojego mistrza. Ten po chwili spojrzał na nią zdziwiony jak by zupełnie o niej zapomniał.
- Rey masz teraz jakieś zajęcia?
- Nie mistrzu. Mam wolne popołudnie.
- A czy chciałabyś o coś zapytać lub coś jeszcze mi powiedzieć?
- Nie mistrzu.
- To może hmm ... pójdziesz do kuchni Pani Berty i powiesz jej, że pozwoliłem Ci dziś wziąść dwa deser zamiast jednego? - Zaproponował Luke wiedząc, że taki łasuch jak Rey na pewno ucieszy się na tę propozycję.
- Naprawdę? - Rozpromieniła się Rey. - Dobrze mistrzu już idę.
I tyle ją było widać. Rey popędziła do kuchni i otrzymała dwie ogromne muffinki z krem, tak duże że ledwo mogła nieść je obie bez upuszczania jednej z nich. Gdy już opanowała swój łup przystanęła na chwilę i skupiła swoje myśli. Gdy bardzo tego chciała potrafiła wyczuć niektóre, bardzo silne emocje innych. Teraz skupiła się na gniewie i obrazie Bena w swojej głowie. Idąc śladem jego emocji trafiła do drzwi, które zdawały się prowadzić do jego pokoju. Nie zastanawiając się ani chwili zastukała w nie.
- Rey? - Zdziwił się Ben. Przed sobą miał komiczny obrazek. Maleńka dziewczynka, zdecydowanie zbyt drobna jak na swój wiek, wyciągała ku niemu sporej wielkości babeczkę. Jej śmieszne trzy koczki z tyłu głowy i kontrastujący z nimi poważny uniform padawana nadawały jej pociesznego wyglądu. Ku zdziwieniu Bena cały jego gniew wyparował i po prostu zachciało mu się śmiać.
- Babeczkę? - Zapytała Rey i uśmiechnęła się ukazując dwa urocze dołeczki na policzkach.
                             ***
- To niemożliwe. Niemożliwe. - Powtarzał cały czas Ben. Stał w głównej sali akademii. Wszędzie leżały trupy. Martwe ciała, jego kolegów i wrogów. Mnóstwo dzieci. Wszyscy leżeli w kałużach krwi, gdzie niegdzie Ben dostrzegł poodcinane kończyny. - Niemożliwe. - Wyszeptał raz jeszcze. Zatoczył się do tyłu i prawie przewrócił się o czyjeś zwłoki. Był w szoku. W głowie cały czas rozbijały mu się te same myśli. Nie wiedział ani co się stało ani kto dokonał tej straszliwej masakry na całej akademii. Ogarnęła go kolejna fala strachu. Czy Rey leży gdzieś w kałuży krwi jak reszta młodzików z jej roku, które minął po drodze? Nagle go olśniło. Rey nie było dziś w akademii pojeciała wraz z paroma innymi padawanami i mistrzynią Sang na treningi w terenie. Ta myśl uspokoiła go w pewnym stopniu i pozwoliła się skupić. Luke. To z nim w pierwszej kolejności powinnien się skontaktować. Wziął się w garść i prawie biegiem ruszył do jednego z centrum komunikacyjnych.
- Na moc Ben! - Wrzasnął człowieka z którym zderzył się w drzwiach.
- Torus! - Ben mocno złapał przyjaciela za ramiona. - Wiesz co tu się stało? Gdzie jest Luke?
Torus milczał przez chwilę a potem wyszeptał - Nic nie pamiętasz?
- Czego nie pamiętam? - Warknął chłopak.
- Holocron Snoke'a Ben. - Wyszeptał cicho Torus. - To wszystko nasza wina.
Gdy słowa przyjaciela dotarły do świadomości Bena wszystko mu się przypomniało. Nabrał głęboko powietrza i spojrzał na Torusa.
- Rey. Ona nie może zostać w pobliżu. On tu po mnie przybędzie.
- Ale Ben! Co ja mogę zrobić?
Chłopak był załamany i zaczęło mu się zbierać na płacz. Wywołał uczucie odrazy u młodego Solo. Złapał chłopaka za ramię i mocno nim potrząsnął.
- To twoje idiotyczne pomyśly do tego doprowadziły! Twoja pieprzona głupota! Dlatego choć raz przydasz się na coś, zapakujesz Rey na statek i zabierasz ją z daleka od tego wszystkiego.
- Aaa ty Ben?
Ben Solo odwrócił się i spojrzał na główną sale akademii teraz pełną martwych Jedi.
- Ja spróbuję to wszystko naprawić.

Zguba Jedi - ReyloOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz