Rozdział VII

246 23 3
                                    

Słowa Lei Organy wciąż odbijały się echem w głowie Rey gdy szła w kierunku opuszczonej polany znajdującej się nieopodal bazy rebeliantów. Mistrz Luke wysłał ją na sesję medytacji w odosobnieniu, co było zdaniem Rey najgorszym możliwym pomysłem. Nie chciała się kłócić ale marzyła raczej o zajęciu, które zajmie jej galopujące myśli a nie umożliwi im doręczenie jej bez przeszkód. Była już prawie na miejscu gdy doznała przedziwnego wrażenia. Czuła się tak jak by jedna jej część była dalej w tym samym miejscu a druga znalazła się zupełnie gdzieś indziej. Śpiew ptaków i szum drzew gdzieś zniknęły. Zastąpiła je nienaturalna cisza. Rey znieruchomiała. Nagle jej zmysły wychwyciły ciche westchnienie za jej plecami. Odwróciła się gwałtownie i zaniemówiła. Tuż za nią stał Kylo Ren we własnej osobie. Miał na sobie tylko spodnie, górna część jego ciała była nieosłonięta. Wyglądał tak jakby właśnie skończył trening jego ciało błyszczało od potu a włosy były lekko zmierzwione. Stali tak przez chwilę oboje wpatrując się w siebie nie mogąc jednocześnie wydusić ani słowa.
- Rey? Co ty tu robisz? - Zapytał w końcu Kylo z niedowierzaniem.
- Ja? Chyba co ty robisz tutaj? I to w dodatku w tym stroju. - Wydukała Rey chłonąc jednocześnie wzrokiem jego silne i umięśmione ciało. Wyczuła, że na jej twarzy powoli wykwita rumieniec. Miała wrażenie, że zaraz spali się ze wstydu.
- Słyszę śpiew ptaków, widzę Ciebie ale poza tym dalej jestem u siebie. A ty?
- Ja tam samo. Las, drzewa i ty po środku. Co się dzieje?
- Hmm najwyraźniej znów doświadczamy czegoś podobnego do projekcji mocy. Tylko tym razem dzieje się to na jawie. Dlaczego moc nas ze sobą łączy?
Rey nie potrafiła odpowiedzieć na to pytanie. Stała sztywno jak kołek, onieśmielona jego obecnością. Kylo przyglądał się jej intensywnie z wyrazem zamyślenia na twarzy. Gdy cisza przedłużała się coraz bardziej Rey poczuła, że traci cierpliwość. Uznała, że skoro dostaje możliwość rozmowy z Kylo Renem to powinna to wykorzystać i zadać dręczące ją pytania.
- Ren? Czy może Ben? - Spytała cicho.
- Ren. - Odpowiedział po chwili zdecydowanym głosem. - Ben Solo od dawna nie żyje.
- To prawda, że my znaliśmy się wcześniej? Dlaczego w ogóle Cię nie pamiętam?
- Tak to prawda. Odpowiadając na twoje drugie pytanie. Nie mam pojęcia co stało się z Tobą po ucieczce z akademii.
- No właśnie akademia. - Podłapała szybko Rey. - Co tam się stało Kylo? Dlaczego? Czy ja wiedziałam, ty to wszystko planowałeś?! - Słowa wychodziły jej z ust bez ładu i składu dając upust wszystkim jej wątpliwością. Kylo Ren zmierzwił ręką włosy w geście irytacji i napiął wszystkie mięśnie.
- Niczego nie planowałem Rey. - Wyznał w końcu z trudem. - I nie, nie byłaś uwikłana w wielką zbrodnie w akademii nie musisz się tego obawiać. - Dodał z lekką kpiną w głosie. - Byłaś wtedy dzieckiem miałaś chyba dziewięć lat. Najbardziej interesowała Cię wizja fioletowego miecza świetlnego i cały czas marudziłaś, żebym Ci taki zrobił. Strasznie byłaś upierdliwym dzieciakiem wiesz? - Zaśmiał się.
Jego nastroje ulegały ciągłym zmianą strasznie zbijajać Rey z tropu. Zmęczona tym dziewczyna zrezygnowana siadła na ziemi, podciągnęła kolana i oparła o nie brodę. Kylo zawachał się przez chwilę ale dołączył do niej siadając obok po turecku. Siedzieli w ciszy obserwując siebie nawzajem. Kylo studiował zaciekle twarz Rey próbując odczytać jej myśli. Wydawała mu się taka młoda i delikatna. Jej oczy były podkrążone usta zaciśniete i blade. Nie podobało mu się to co widział.
- Powinnaś odejść Rey. - Stwierdził niespodziewanie.
- Słucham???
- Weź sokoła i odleć z tej planety. Zapomnij o rebeli i Najwyższym Porządku. O mnie, mocy, Skywalkerach. Zacznij nowe życie na jakiejś pełnej roślin i ciepła planecie.
- Skąd Ci to przyszło do głowy? Mam tu przyjaciół, obowiązki. Jak mam zapomnieć o Mocy? Jest wszędzie, we mnie i poza mną.
- Tutaj nie czeka Cię nic dobrego. - Stwierdził Kylo Ren. - Tylko śmierć.
Rey odwróciła głowę w kierunku polany, na którą się wybierała. Wyglądała jakby biła się z myślami. W końcu spojrzała ponownie na niego.
- Twoja matka wierzy, że mogę sprowadzić Cię do domu. - Wyznała cicho.
Ku jej zdziwieniu Ren odrzucił głowę do tyłu i roześmiał się głośno. Nie sprawiał jednak wrażenia rozbawionego. Jego śmiech był gorzki.
- Nie możesz mnie uratować mała Rey. Zresztą jak ona sobie to wyobraża? Że wrócę do domu i będziemy jedną wielką szczęśliwą rodziną? Ja, ona i Luke? Po tym jak zamordowałem ojca i te wszystkie śmieszne żyjątka w akademii?
Rey przyglądała mu się bezradnie.
- Masz rację. Chyba nie da się tego wszystkiego naprawić.
- Owszem nie da się. - Przytaknął. - Ale ty jeszcze możesz uciec od tego wszystkiego. - Kylo wyglądał tak jak by chciał jeszcze coś dodać lecz w tym momencie do Rey znów zaczęły docierać odgłosy lasu. Rozejrzała się zaniepokojona a gdy spojrzała ponownie w kierunku towarzyszącego jej mężczyzny, jego już nie było.
                                *** 
Kylo Ren wciąż siedział po turecku na ziemi mimo, iż minął już kwadrans od zniknięcia Rey. Jej widok ponownie nim wstrząsnął chociaż widział ją praktycznie dzień wcześniej. Jej wielkie oczy przeniknęły go dogłębnie, wywołując jednocześnie niepokój i przyjemność. Chciała go ratować. Jakże kusząca to była propozycja. Ale on miał swoją misję i powołanie. Musiał wyrzucić z głowy małą Rey była tylko i wyłącznie luką w jego zbroi. Zmusił się do wstania i powrotu do rzeczywistości. Wziął szybki prysznic i zaczął przeglądać dane swojej następnej misji. Snoke wysyłał go na niewielką zapomnianą planetę w celu spacyfikowania miejscowej ludności i pojmania ukrywającego się tam byłego szpiega Najwyższego Porządku. Kylo uznał tę misję, za dobry trening dla swojego małego oddziału szturmowego więc wysłał komunikat o odprawie, zbierając załogę w swoim gabinecie.
Zjawili się wszyscy. Postawny William Arcole był dowódcą oddziału i drugim Rena. Zwerbował go jako pierwszego podczas szturmu na kopalnie diamentu na planecie Dadhonar gdzie zaimponował mu przede wszystkim zdolnością do podejmowania trudnych decyzji. Jako kolejny dołączył Drew O'Connell medyk z wyszkoleniem bojowym najcichszy z całego oddziału. Rzadko zabierał głos ale tylko on i Arcole potrafili powiedzieć mu prosto w twarz nawet najgorszą prawdę. Pozostałą dwójką była para bliźniaków Onen i Fen. Jeden był specjalistą od wybuchów i pirotechniki, drugi wprost przeciwnie był najlepszy w cichej infiltracji wroga. Wiecznie kłócili się o to, które podejście jest bardziej efektywne. Mimo całego aparatu nacisku jaki stworzył Snoke ta czwórka była w stu procentach oddana Kylo i wypełniała tylko jego rozkazy. Co więcej wszyscy znali prawdę o misji Rena i mieli dowody na jego podwójną grę. Nie zdradzili go oczywiście, w pełni popierali jego dążenia i przysięgali dopomóc mu za wszelką cenę osiągnąć cel. Kylo Ren przyjrzał im się gdy usiedli i ucichli aby wysłuchać tego co ma do powiedzenia.
- Nasza misja to pojmanie zbiega numer 574 zwanego powszechnie Frez. Jest oskarżony o zdradę. Snoke chce mieć go żywego aby przeprowadzić publiczną egzekucję. Pytanie. Czy pokrzyżować mu plany teraz czy zmanipulować rebelię aby to zrobili?
- Rebelianci jeszcze bardziej go wkurzą. - Powiedział z entuzjazmem Onen.
- Taaa ale z drugiej strony mogą jak zwykle spieprzyć sprawę i jeszcze do tego dadzą się złapać. - Zripostował mu jego brat bliźniak.
- Manipulacja rebelią jest prosta. Są naiwni jak dzieci. - Stwierdził Arcole. - Przejmijmy i cel jednocześnie pozwólmy paru wieśniaką uciec. Wcześniej trochę ich poturbujemy, w ich obecności pogadamy trochę jaki więzień jest ważny. Będą się chcieli zemścić.
Kylo Ren spojrzał na pozostałych członków swojego oddziału.
- W razie czego wyślemy im inną przynętę jakby ta nie załapała. Z resztą oni wszyscy są tam zdeterminowani aby pokrzyżować nam plany po tym jak wysadziliśmy im bazę. - Włączył się Fen.
Pozostali pokiwali głowami w geście akceptacji.
- Plan zatwierdzony. - Powiedział Ren. - Zająć pozycje, wylatujemy za 20 minut.

Zguba Jedi - ReyloOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz