Mój smutek i szczęście

140 15 3
                                    


Biel.

Barwa bez skazy.
Pułapka bez wyjścia.
Cisza bez granic.

A w niej ja.
Ja sam.
Ja wolny.
Ja..

Kim jestem?

Nieczułym dupkiem, chamem, istotą stworzoną do zadawania innym bólu, nic nie wartym śmieciem, wyrzutkiem.

Piętna te plamią mą biel.
Stają się moją prawdą.
Otaczają brudną czernią.
Przywołują ciemność.
Powalają na kolana.

Nie

Usłyszane słowa sprzeciwu wypowiedziane przez anioła..

Mimo że jesteś smutkiem, potrafisz dawać szczęście.
Mimo że jesteś powodem łez, potrafisz wywołać uśmiech.
Mimo że popełniłeś błąd, zostanie ci wybaczony.

..odpędzają ciemność.
Wywołują łzy wdzięczności. Przywracają czystą biel.
Moją czystą biel.

-Yoongi, obudź się - do moich uszu dotarł roztrzęsiony głos Luhana.

Otworzyłem nagle oczy, po czym szybko je zamknąłem pod wpływem intensywnego światła. Jeszcze odrobinę zaspany, przetarłem twarz dłonią, wyczuwając zaschnięte jak i świeże stróżki łez.

-Nie wiesz, że mnie się nie budzi? Daj mi święty spokój - pozornie nieszkodliwe słowa, wypowiedziane ostrym, pretensjonalnym tonem opuściły moje spierzchnięte usta i trafiły w serce chłopaka szybciej, niż zdołałem racjonalne pomyśleć.

Zjebałem.

Już z samego rana. Brawo, Yoongi.

- J-ja.. Wyglądało jakbyś miał koszmar i płakałeś, więc chciałem.. - chłopak cicho wyszeptał dobijające mnie słowa. Kiedy na niego spojrzałem, zamurowało mnie. W jego oczach błyszczały szkliste łzy. - Nie ważne. Przepraszam - nie dając mi czasu na jakąkolwiek reakcję, opuścił salę.

Dupek.

Odezwał się beznamiętny głos w mojej głowie, a ja bez wahania się z nim zgodziłem.

Mimo że do tej pory nie przejmowałem się uczuciami innych, teraz moje serce nieprzyjemnie kłuje przy każdym oddechu, jakby chciało ukarać swojego okropnego właściciela.

-Przepraszam - mruknąłem zachrypniętym głosem, jednak to było przecież kompletnie bezcelowe.

Dyskomfort w klatce piersiowej nie ustawał, a ja coraz bardziej martwiłem się o chorego chłopaka. W pewnym momęcie mój wzrok padł na stojący przy łóżku wózek dla niepełnosprawnych. Dla mnie.

Zacisnąłem pięści na szorstkim kocu i poraz pierwszy w moim krótkim życiu wybrałem dobro innej osoby, ceną własnego.

Niepewnie i powoli przysunąłem się do krawędzi materaca, patrząc z niechęcią na niezbędny mi przedmiot. Pierwsza próba zakończyła się spotkaniem z chłodną (dość nieczułą zresztą) podłogą, która nie oszczędziła mojego ramienia. W najbliższym czasie z pewnością pojawi się na nim soczysty sinec. Już nieźle wnerwiony, podciągnąłem się do pozycji siedzącej i niezgrabnie wdrapałem się na wózek, co musiało być dość żałosnym widokiem.

Kiedy zacząłem przemieszczać się w kierunku drzwi, poczułem chorą satysfakcję. Dałem radę sam, nie będąc zależnym od nikogo. 

Przejechałem całe piętro, na którym znajdowała się nasza sala i nic. Dyskomfort w klatce piersiowej stał się większy, bardziej uciążliwy, bliski granicy bólu, ale nie zwracając na niego uwagi, intensywnie gapiłem się na plan budynku wywieszony przy windzie.

Ten szpital jest ogromny.

-Pomóc Ci w czymś? - usłyszałem pytanie, które teoretycznie powinno sugerować chęć pomocy, jednak nie spełniało swojej funkcji, wypowiedziane chłodnym tonem przez czarnowłosego chłopaka, przypuszczalnie trochę młodszego ode mnie.

Patrzyłem się na niego, a on na mnie. Mogłem go zignorować, co niedawno zrobiłbym bez wahania, ale teraz niezaprzeczalnie potrzebowałem pomocy. Już miałem schować dumę do kieszeni, jednak przerwał mi dość głośny krzyk.

-Jeon, ty cholero jedna! Ile razy mam ci powtarzać, że masz być miły dla pacjętów! Co jest z tobą nie tak, dzieciaku? - brązowowłosy chłopak podszedł do nas i zdzielił lekko młodszego po głowie.

-O czym ty mówisz, hyung? Wyglądał na zagubionego, więc zapytałem czy nie pomóc. Co w tym niemiłego? - skrzyżował ręce na piersi, robiąc obrażoną minę.

-Gdybyś zapytał o coś w ten sposób moją siostrę, uciekłaby z płaczem - westchnął w odpowiedzi ten drugi.

-Nie moja wina, że mnie ta ruda małpa oszukała i mam zły humor - poddał się. -Przepraszam - mruknął skruszony w moją stronę, a ja cieszyłem się, że łaskawie przypomnieli sobie o mojej obecności.

-Jestem Hoseok. Możesz mówić Hobi - wskazał na siebie brązowowłosy z uśmiechem przypominającym w pewnym sensie koński, ale nie ujmowało mu to urody, wręcz przeciwnie. - A ten dzieciak to Jungkook - wskazał na czarnowłosego.

-Yoongi - przedstawiłem się, po czym wymieniliśmy się uściskami dłoni.

-Więc w czym możemy ci pomóc? - zapytał Hoseok.

-Szukam kolegi z sali, Luhana - westchnąłem zrezygnowany, godząc się z faktem, że potrzebuję tej cholernej pomocy. - Tak jakby pokłóciliśmy się i długo nie wraca -spuściłem wzrok na nienaturalnie czystą podłogę.

-Lu? - Jungkook dostał jakby olśnienia. - Jimin mówił, że zwykle jak jest smutny to idzie pobawić się z dziećmi na świetlicy. Piętro w dół, prawe skrzydło, koniec korytarza. Chodźmy.. - młodszy już chciał ruszać, ale uśmiechnięty Hobi pociągnął go za kołnierz.

-Hola, hola, hola - przypuszczam, że Jeon już wiedział o co chodzi, bo jego wyraz twarzy przypominał minę Chena jedzącego cytrynę. - Amelka na nas czeka -  brązowowłosy uśmiechnął się szerzej. - Poradzisz sobie? - zwrócił się do mnie, na co przytaknąłem.

Jadąc do windy słyszałem jeszcze paniczne błagania Jungkooka.

-Hyung, proszę nie każ mi tam iść. To dziecko jest czystym złem, wysłannikiem szatana w niewinnym ciele!

Rozdział pewnie byłby dłuższy, ale przystopowałam, kiedy przypomniałam sobie prośbę pewnej osóbki no i rozdział może nie jest krótki, ale byłby dłuższy więc proszę doceń to Ene124.

Give me back my smile || YoonminOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz