*Czy dam radę to udźwignąć?*

102 15 1
                                    


Otworzyłem dębowe drzwi i zmęczony stanąłem w progu zawalonego kartonowymi pudłami pokoju. Przesunąłem dłonią po ciemnej futrynie, by poczuć rzeczywistość tej sytuacji, by porzucić obawy, że to tylko okrutny sen dający złudną nadzieję. Z niewielkim uśmiechem błąkającym się na moich ustach wkroczyłem do pomieszczenia i delikatnie położyłem się na szerokie, miękkie łóżko zatapiając się w świeżej pościeli o lekkim zapachu róż.

Dzisiejszy dzień był jednym z najlepszych w moim życiu.

W końcu opuściłem mieszkanie mojej ciotki i zamieszkałem w miejscu, które bez oporu mogłem nazwać bezpiecznym domem, mimo że w pewnym sensie stałem się ciężarem dla brata. 

-Jiminie, zdążysz się rozpakować przed kolacją? - w miejscu, gdzie przed chwilą stałem pojawił się Jin hyung trzymając widelec w prawej dłoni.

-Nie sądzę, hyung - mruknąłem cicho, podnosząc się do pozycji siedzącej. - Pomóc ci w gotowaniu?

-Dzieciaku! - starszy momentalnie znalazł się obok mnie. - Wiem, że masz dobre serce, ale do mojego kuchennego królestwa się nie zbliżaj - pogroził mi lekko wykrzywionym palcem, po chwili czochrając włosy. - Matko już masz odrosty. Po kolacji coś na to poradzimy.

Odprowadziłem brata wzrokiem do drzwi i po krótkim odpoczynku, jako osoba lubiąca porządek, postanowiłem zabrać się za sprzątanie. Wypakowałem resztę ubrań do szafy, ustawiłem drobiazgi na półkach, następnie zabrałem się za kolejne pudełko. 

Czas mijał, a ja byłem coraz bardziej zmęczony. Zdjąłem szary, dość luźny sweter, zostając w podkoszulku. Automatycznie już sięgnąłem po kolejną rzecz, ale kiedy na nią spojrzałem, zamarłem w bezruchu. W moich dość małych dłoniach znalazło się oprawione w drewnianą ramkę zdjęcie rodzinne, wywołujące nieprzyjemne kłucie w sercu i słone łzy w oczach. 

Na fotografii znajdowała się pięcioosobowa rodzina. Mój wzrok padł na czteroletniego, szeroko uśmiechniętego chłopca, za którym stała dwójka starszych braci wraz z obejmującymi się rodzicami. Tym małym, beztroskim dzieckiem byłem ja. Z przepełnionych miłością, uwiecznionych na kawałku papieru oczu kobiety, która mnie urodziła skierowałem wzrok na naznaczone licznymi bliznami ramie, mocno trzymające ramkę. Zamknąłem oczy, by jakkolwiek odciąć się od rzeczywistości, co tylko pogorszyło sytuacje. W głowie miałem obraz twarzy obrzydzonej mną matki, a w uszach odbijały się echem okrutne słowa ojca 'nie jesteś już moim synem'.

-Jiminie! Jimin do cholery jasnej! - zaczęły do mnie docierać zrozpaczone krzyki Jina.

-Hyung - wydusiłem z trudem.

-Jiminie, pamiętaj, kocham cię nieważne jakiej jesteś orientacji. Jesteś moim braciszkiem. Tu, obok mnie jest twoje miejsce. Ze mną jesteś bezpieczny - ujął moją twarz, zmuszając jednocześnie do kontaktu wzrokowego, dzięki czemu mogłem być pewien jego szczerości.

Uspakajałem się w objęciach brata, mając poczucie bezpieczeństwa, którego przez ostatnie lata tak bardzo mi brakowało.

-Naprawdę denerwują mnie te odrosty - pociągnął jeden z moich rudych kosmyków.

-Hyung - mruknąłem w jego szyję uśmiechając się lekko.

-Nie hyunguj mi tu dzieciaku, idziemy jeść - zaciągnął mnie do salonu, udając, że nic się nie wydarzyło, za co byłem mu niezmiernie wdzięczny.

Kiedy wróciłem z łazienki do swojego pokoju, zdjęcia już tam nie było.


Mimo że na początku, nie zamierzałam pisać z perspektywy Jimina, to jednak postanowiłam ujawnić wam troszeczkę szybciej kilka faktów,  więc o to jest rozdział w takiej formie.



MAŁY BONUSIK

Kiedy stanąłem przy łóżku, westchnąłem cierpiętniczo, widząc białego kotka na poduszce. Nie chcąc zostać podrapanym, udałem się do pokoju brata, by pożyczyć inną poduchę.

Give me back my smile || YoonminOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz