3.

3.7K 198 420
                                    

[Ciel]

Kiedy skończyłem zawiązywać [y.n] gorset, zza drzwi usłyszeliśmy lekki, cichy szloch. Wszędzie rozpoznam ten cienki, i piskliwy głosik. To była Elizabeth. Nooo świetnie. Że też akurat w tym momencie musiała mnie szukać, i znaleźć. Wyszedłem z pokoju, a za drzwiami siedziała skulona przy ścienie, płacząca blądynka. Podszedłem do niej spokojnie; jak do wystraszonego kotka, z wyciągniętą ręką.

-Elizabeth... Proszę... Nie płacz wszystko ci wyjaśnie.

Mówiłem spokojnie. Ta tylko popatrzyyła na mnie mokrymi oczami.

-Ja tylko pomagałem zawiązać [y.n] gorset. Nic nas nie łączy. Jest tylko moją przyjaciółką.

Nałożyłem większy nacisk na ,,przyjaciółką". Klęknołem przy niej, i ją przytuliłem. Mam nadzieje że nie zrobi o to afery. Z pokoju dyskretnie wyszła [h.c] włosa dziewczyna. Naprawdę cicho wyszła z tego pokoju. Pewnie jak bym się nie zpojżał na drzwi, to bym jej nie zobaczył. [Y.n] poszła prawdopodobnie w stronę sali balowej.

[Y.n]

Szlam w stronę sali balowej, bo już ,,czekali" na nas, czyli mnie i Mey-rin, zakładnicy Maklesa McHorgtora. Rzadko kiedy się o nim słyszy, ale jak już jest o nim mowa, to robi straszne rzeczy. Robiłam może pięć kroków, i zatrzymał mnie cieniutki i piskilwy głosik. Odwruciłam się.

-[y-y.n]...?

Zdziwiona podeszłam do Elizabeth. Tylko żeby mnie nie rozpoznała...

-Co ty tu robisz? Myślałam że miszkasz w siero-

Przerwałam jej, rakrywając dłonią jej usta.

-Ciii... Może głośniej...?! Niech każy się dowie, że jestem z sierocińca! Nikt, ale to nikt, ma o tym nie wiedziec! Rozumiesz?!

Krzknełam szeptem. Taki cichy krzyk. Elizabeth wyrwała się z objęć Ciela i rzuciła się na mnie. Mocno mnie ścisneła, że aż nie mogłam oddychać.

-Eliza-beth... Ja... Du-sze s-sie...

Wydukałam a dziewczyna mnie puściła. Złapała mnie za rękę, i pociągnęła do sali balowej. Odwruciłuśmy się, i zobaczełyśmy to zakłopotanie, niedowierzanie, niezrozumienie i inne tego typu emocje na twarzy Ciela. Ona tam siedział, a my byłyśmy już na sali. Bal trwał i trwał. Od czasu do czasu albo ja, albo Mey kogoś zabiła. Było to ciekawe, bo myślałyśmy że będzie ich więcej. Zabijałyśmy oczywiście dyskretnie tak, aby nikt nie widział. Wyszłam z ogrodu, gdzie zaciągnełam ciała. Już prawie nikogo nie było. Raptem ja, Elizabeth, Ciel i jeszcze pare ludzi których nie znałam. Nie znałam bo były to osoby, których nie musiałam okradać, inaczej bym ich znała.

~Time Skip!~

[Ciel]

Wszyscy goście opuścili moją pośadłośc. Mey-rin i [Y.n] się przebrany w ich stroje robocze, i zaczęły sprzątać ten cały bałagan.

Myślałem o Elizabeth. O Elizabeth i [y.n]. Z kąd one się znały? Poprosiłem [h.c] włosa do swojego gabinetu. Po około pięciu minutach przyszła zmęczona i oparła się o drzwi.

-Chciałeś mnie widzieć....

Powiedziała zaspana.

-Z kąd znasz Elizabeth?

Byłem tego ciekawy, ponieważ Elizabeth nie ma zbytnio przyjaciół, a zwłaszcza tak niskiego pokroju jak [y.n].

-Em... Ja... No... Ten... To... Eee...

Była zmieszana. Bardzo. Nie wiem, czy wiedziała co mówi, a raczej co wydukiwała.

-Eee.... Tak.

Dziewczyna z piekła rodem: KuroshitsujiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz