4.

3.2K 263 51
                                    

Camila POV

-Więc?- zagaduje Dinah z bananem na twarzy, kiedy stałyśmy po wykładzie o rodzajach broni, który zaserwowała mi blondynka.

-Co więc?- zapytałam, marszcząc brwi.

-Co jest między wami?

-Między mną, a kim?- dalej nie rozumiem.

-Tobą, a Panią Lauren Nie Podchodź Bo Cię Zabiję Jauregui.

-Skąd pomysł, że coś miałoby być?- pytam.

-Camila, widziałam was na sali. Lauren nigdy nie pozwoliła się nikomu do siebie tak zbliżyć. Zawsze tylko szła do jakiejś laski, spędzała z nią noc i to tyle. Nigdy się nie przytulała i nie patrzyła na kogoś z błyskiem w oczach- rozpromieniła się- Poza tym widzę te malinki, a ty nie siedzisz w pokoju i nie płaczesz. Więc oprócz nich nic ci nie zrobiła. Mam rację?

-Zrobiła mi je i groziła, że zabije. Ona mnie nawet nie lubi, Dinah.

-Przestań pieprzyć Mila. Laur po prostu nie umie się odnaleźć w żadnym innym uczuciu niż gniew i strach. No i radość, ale tylko wtedy, gdy jest schlana- zachichotała- Ona potrzebuje miłości, bo nikt wcześniej jej tego nie dał. Wszyscy się jej bali, ale tak naprawdę nikomu z nas nic by nie zrobiła. W każdym razie na pewno nie tobie. Znam ją kilka ładnych lat i jeśli nie przeleciała cię pierwszej nocy, to znaczy, że jesteś dla niej kimś ważniejszym. Ona tylko zgrywa sukę bez uczuć. Tak naprawdę je ma, tylko schowane głęboko w środku. One czekają, aż ktoś je wydobędzie.

-Naprawdę sądzisz, że Lauren coś do mnie czuje?- spytałam cicho.

-No ba. Nawet Mani tak sądzi. Założyłyśmy się która z was przyzna się do tego pierwsza.

-Jesteście okropne- zachichotałam.

-Chcesz dowodu, że Lauren coś do ciebie ma?- zapytała.

-W jaki sposób niby chcesz to uzyskać?- zmarszczyłam brwi, odkładając Glock'a na miejsce.

-Dzisiaj, jak co sobotę, w salonie urządzamy małą imprezę. Alkohol, muzyka, zioło i te sprawy. Zagadam z Bradem, żebyście udawali, że ze sobą kręcicie i zobaczymy reakcje Lo.

-Nie boisz się, że ona go zabije?

-Nie. Nawet jeśli będzie próbować to Brad jest wystarczajaco wyszkolony, żeby sobie z nią poradzić. O to się nie martw- puściła mi oczko.

-Niech ci będzie. O ile się założyłaś z Mani?

-O dwie dychy- podrapała się po karku.

I wszystko jasne.

-Leć już na blok z samoobrony, bo Lauren tam pewnie usycha bez ciebie- zaśmiała się.

-Wypchaj się Hansen.

-Też cię kocham!- rzuciła mi na odchodne, a ja wyszłam ze strzelnicy i podążyłam w stronę sali ćwiczeń.

Kiedy weszłam do środka, Lauren akurat siedziała na koziołku i pisała coś na telefonie. Kiedy usłyszała, że weszłam jej wzrok spoczął na mojej sylwetce. Odłożyła komórkę i podeszła do mnie.

-Gotowa? Potrzebujesz się jeszcze raz rozgrzać?- zapytała.

-Nie. Nie trzeba. Możemy zaczynać.

Stanęłyśmy obie na macie, naprzeciw siebie.

-Jeżeli przeciwnik chce zadać ci cios, tak zwany prawy prosty, łapiesz jego rękę lewą dłonią, potem obkręcasz się nie puszczając jej i uderzasz go z łokcia w szczękę. Zróbmy to powoli.

Destroy Me | Camren [PL]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz