Larissa była Alfą watahy księżyca, jako dominująca wilczyca stworzyła schronienie dla wszystkich zabłąkanych dusz. Jej sielanka nie trwała długo, jej stado zostało wymordowane a ona sama porwana. Po roku niewoli uciekła i trafiła na przypadkowy tere...
Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
Stałam na pustym placu i wpatrywałam się w las, wiatr rozwiewał moje długie włosy. Z każda minutą martwiłam się coraz bardziej. Druga grupa wyruszyła kwadrans temu, niedługo nasza kolej, chciałam mieć już to za sobą. Głos Cathy wyrwał mnie ze stanu zawieszenia.
- O czym tak myślisz, kochana? – stanęła obok, stykając nasze ramiona razem. Nie wyglądała na przejętą.
- Jedna cześć mojej rodziny jest uwięziona od ponad roku przez wampiry, a druga właśnie biegnie jej na ratunek. Obawiam się, że stracę ich wszystkich. A ty już na nogach?
- Nie mogłam zasnąć, poza tym niedługo mamy wyruszać, a ja nie lubię się spóźniać – uśmiechnęła się – nie rozpraszaj się, skup się tylko na celu akcji.
Nim zdążyłam podziękować przyjaciółce za cenna radę, poczułam na swoich biodrach dłonie. Zapach deszczu otulił moje ciało, Nathaniel wtulił swoją twarz w moja szyję. Nie potrzebowałam słyszeć żadnych słów, czułam,że tym gestem chce pokazać mi swoje wsparcie. Położyłam swoje dłonie na jego i oparłam się głowa o jego klatkę piersiowa. Wszyscy zaczęli się powoli schodzić na plac, milczeli. Ich oczy wpatrywały się we mnie, szukali siły lidera. Nie mogłam okazać zwątpienia i słabości, uwolniła się z objęć alfy i przemieniłam się. Moje ciało zaczęło się zmieniać, czułam wewnętrzna moc, która rozsadzała moje żyły. Wilk był gotowy do walki, nawet jeśli ja miałam jakieś wątpliwości. Zawyłam głośno i pokazałam kły, powolnym krokiem udałam się na środek placu. Rozglądałam się dookoła, gdy wybiła godzina zero, wszyscy poszli moimi śladami i również przybrali zwierzęcą postać. Ostatni raz spojrzałam w okno mojej sypialni, ujrzałam tam Maye, po jej policzku popłynęła łza. Ruszyłam w stronę lasu, biegłam po odciskach łap, czułam otaczający mnie zapach, tych którzy wyruszyli przed nami. Nathaniel biegł kilka centymetrów za mną, osłaniał moje tyły, jakbyśmy już byli na wojnie. Nie spuszczał ze mnie wzroku nawet na sekundę. Pędziłam ile sił w łapach, nie oglądając się już za siebie, patrzyłam tylko na to co przede mną. Nic nie było teraz ważniejsze, wataho księżyca niedługo się spotkamy.
Zostały nam trzy kilometry do siedliska wampirów, poruszaliśmy się wolniej, uważając na każdy krok. Spodziewali się nas, wiec mogli rozstawić pułapki. Nie mogłam złapać kontaktu z żadna osoba spoza naszej grupy, zaczynał napawać mnie niepokój. Cisza jaka panowała dookoła, była nieznośna, słyszałam jedynie bicia serc moich towarzyszy. Dotarcie do murów przebiegło bez najmniejszych problemów, zrozumiałam dlaczego z następnym krokiem. Nagle do moich uszu dobiegły krzyki, warkot i myśli. Nick wysłał mi ostrzeżenia, powtarzał, że to była pułapka, siedlisko zostało otoczone tarcza, która zagłuszała wszystko. Dlatego nie mogliśmy się ze sobą kontaktować, aż do momentu, gdy wkroczyliśmy do samego piekła. Ruszyłam w stronę krzyków ignorując bramę wejściowa, gdy wybiegłam zza rogu ujrzałam pobojowisko. Ponad tuzin wampirów leżał martwy na trawie, zauważyłam tylko jednego rannego wilka. Stan dyszał ciężko, gdy uzdrowicielka zajmowała się na moje oko, najpoważniejsza raną. Gdy Nick mnie zauważył nakazał biec do lochów i nie zawracać, bez względu na wszystko. Niechętnie posłuchałam jego słów i wyrwałam z miejsca w stronę wejścia. Wdarłam się do środka, po drodze rozrywając trzem wampirom gardła, ich krew smakowała i pachniała zgnilizną. Otrzepałam pysk, próbując pozbyć się chociaż części z sierści, słyszałam za sobą coraz mniejsza ilość łap. Krwiopijcy napływali z każdy strony, starałam się unikać ich i biec przed siebie, musiałam jak najszybciej znaleźć się w lochach. Wąskie betonowe schody, pamiętałam je, aż zbyt dokładnie. Wielokrotnie wciągano mnie po nich, ledwo przytomną i poranioną. Szybkim krokiem kierowałam się w dół, gdy usłyszałam warknięcie i poczułam wbijające się pazury w mój brzuch. Straciłam równowagę i runęłam, razem z moim oprawcą po stopniach. Moje ciało bezwładnie odbijało się od krawędzi, pękające żebra sprawiały ból. Starałam się odzyskać równowagę, ale nadaremno. Kiedy dotknęłam w końcu posadzki, stanęłam czym prędzej na łapy i rzuciłam się w stronę wampira. Był oszołomiony upadkiem, więc nie sprawiał problemów, sekundę później jego krew zdobiła moje białe futro. Rozkładałam się po pustej przestrzeni, znajdował się tu tylko jeden korytarz. Ruszyłam nim, gdy poczułam tylko obecność Nathaniela tuż za mną. Nie byłam przygotowana na to, co zobaczyłam.
Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.