~Marinette~
- Marinette... Marinette! - Obudziłam się, gdy Alya krzyknęła wprost do mojego ucha, szturchając w ramię.
Kojące kołysanie się autokaru i smętna muzyka z radia, sprawiła że momentalnie zachciało mi się spać. Odsunęłam swoją głowę od okna. Mijaliśmy ogromne połacie terenu, lasy i pola, obsypane paru centymetrową warstwą śniegu. Był już środek grudnia, a pojawienie się białego puchu oznaczało wycieczkę na narty. Całe szczęście Pani Buster nie wyraziła sprzeciwu i ochoczo pojechała z nami.
Skierowałam swój gniewny wzrok na przyjaciółkę, która brutalnie ukróciła moją drzemkę.
- Co? - Wysapałam.
- Zaraz będziemy na miejscu, zbieraj się. - Poinformowała, przy okazji zakładając na siebie gruby polar.
Niechętnie ruszyłam się i zebrałam swoje śmieci. Były to głównie przekąski, bez których nie obędzie się żadna wycieczka. Tikki pojechała razem ze mną, twierdząc, że na wszelki wypadek lepiej abym miała ją przy sobie. Jednogłośnie się z nią zgodziłam.
Akurat skończyłam ubierać się w zimową, grubą kurtkę, gdy pojazd, którym jechaliśmy, zatrzymał się przed naszym ośrodkiem.
Był to sporych rozmiarów trzypiętrowy, drewniany dom. Na jego przodzie, wprost do podwórka, stała obszerna weranda z ławkami. Całego klimatu dodawał śnieg, który już od paru dobrych godzin nie przestawał prószyć.
Powoli wyszliśmy z autokaru po swoje bagaże. Moja walizka nie była zbyt duża, w przeciwieństwie do tej Chloe. Wyglądało, jakby zabrała ze sobą pół swojej szafy, nawet wychowawczyni spierała się z nią o wielkość jej torby. Ona odpowiadała, że to jedynie najpotrzebniejsze rzeczy, a z wielu musiała zrezygnować.
Zima nie jest moją ulubioną porą roku. Głównie ze względu na mróz i połacie śniegu, który niezaprzeczalnie jest, jednak najpiękniejszym widokiem. Nie specjalnie uśmiecha mi się poranna wędrówka do szkoły w ciężkich butach przez tor przeszkód jakim są chodniki o tej porze. Mogę śmiało stwierdzić, że ma to swój urok. Mimo to nie zmienię swojego zdania.
Zabrałam swój bagaż, wtachałam go na drugie piętro, przed drzwi naszego pokoju pod numerem szesnaście. Mieszkałam razem z, rzecz jasna, Alyą oraz Alix, Rose i Juleką. Naprzeciwko nas w pokoju numer dziewiętnaście ulokowali się chłopcy. Byłam wniebowzięta, gdy dowiedziałam się, że sam Adrien będzie dzielił ze mną to samo piętro, razem z Ninem, Kimem i Maxem.
W końcu mogłam zdjąć z siebie te wszystkie warstwy odzienia, rzuciłam je obojętnie na miękki materac, na którym sama po chwili się położyłam. Ośrodek z pewnością nie był pięciogwiazdkowy, ale zawsze mogło być gorzej. Ściany pomalowane były na kolor brzoskwiniowy i beżowy. Na podłodze położone były drewniane, świerkowe panele oraz część walizki Alix. Zasłony były również zachowane w ciepłych kolorach, tak samo jak dywan, który spoczywał na podłodze. Do tego stały dwa fotele, drewniany stolik, na którym stała lampa. Na parapetach stało parę kwiatów. Łazienka nie odbiegała jakością od reszty pokoju. Ważne, że był działający prysznic i zamykające się drzwi. Koło jednej ze ścian stała też szafa, na którą nikt nie zwracał za bardzo uwagi.
- Kto trzyma tam ubrania? - Podsumowała Alix, gdy zobaczyła mebel.
Pani Buster dała nam chwilę czasu na odpoczynek po podróży i obejrzenie swoich pokoi. Jestem ciekawa, co pomyślała sobie o nich Chloe. Dobrze wiemy, że nie dorównują jakością do tych hotelowych, w których zwykła bywać.
Pani Buster weszła do nas i rozejrzała się dokładnie, czy się rozpakowałyśmy. Dodała jeszcze o informowaniu o wszelkich usterkach, aby wina nie spadła na nas. Przytaknęłyśmy jej. Gdy tylko rudowłosa wyszła z naszego pokoju, wparowali energicznie chłopcy z pokoju naprzeciwko. Kim rzucił się na łóżko różowowłosej, a ta zaczęła okładać go poduszką. Spokój wydawali się zachować jedynie Adrien i Max, którzy rozglądali się jak normalni ludzie.
CZYTASZ
Wszystko, co dla Ciebie zrobiłam - Miraculous [Zakończone]
Fanfiction[Zakończone] Jak to powiadają: "Serce nie sługa". Miłość jest czymś pięknym, wspaniałym przeżyciem. Jednak co się stanie, gdy twoje myśli krążą wokół dwóch osób? Przystojnego kolegi z klasy i tajemniczego bohatera, Czarnego Kota? Marinette to siedem...