Central City, 12 listopada, godzina 13:23.
Przez cały dzień nie mogłam się skupić na lekcjach, ciągle myślałam o swojej decyzji jaką powinnam podjąć. Z jednej strony fajnie by było dołączyć do drużyny, poznałabym podobne do mnie osoby. Ale z drugiej strony, nie wiedziałam czy dam radę.
-Sky. –usłyszałam kiedy wyszłam z budynku szkoły. Zatrzymałam się i spojrzałam na rudowłosego chłopaka –Chciałem...
-Zapytać się czy podjęłam decyzje. Nie, nie podjęłam jej.
-Co? Nie, nie. Co ty? Kto by mógł podjąć taką decyzję w jeden dzień? –spojrzałam na niego zdziwiona *Myślałam, że o to ci chodzi.* –Chciałem zapytać czy pójdziesz ze mną na granita. To jak?
-Przepraszam. I ja... -przegryzłam dolną wargę zastanawiając się czy z nim pójść. Co prawda miałam się teraz uczyć hiszpańskiego. *Chyba nic się nie stanie jeśli się nie pouczę? W końcu jest piątek.* -No okej. Pójdę z tobą.
-Serio? –spytał tak jakby się spodziewał innej reakcji, ale potem szybko dodał –No to chodźmy.
Razem wesoło rozmawiając poszliśmy do najbliższego miejsca, gdzie sprzedawali granity i zamówiliśmy.
-Jaki bierzesz? –spytał mnie Wally popijając swój granit o smaku owoców leśnych
-Jeszcze nie wiem. –odpowiedziałam spoglądając na rodzaje
-Polecam ci wiśnie lub truskawkę.
-No to ja wezmę... truskawkę.
Zamówiłam, zapłaciłam, a potem wraz z rudzielcem usiadłam przy jednym ze stolików.
-Zakład, że wypije to w dwie sekundy? –spytał z chytrym uśmieszkiem na twarzy
-Nie możesz. A jeśli ktoś to zobaczy?
-To pomyśli, że umiem szybko pić granity. –odpowiedział jakby to była najprostsza rzecz pod słońcem i wypił cały kubek –Wygrałem. –uśmiech triumfu namalował mu się na twarzy, ale potem znikł i zastąpiło go zapewne ból głowy, gdyż chłopak się za nią złapał. Na ten widok cicho zaśmiałam się pod nosem
-Tak nie wygląda zwycięzca. –powiedziałam z uśmiechem, a on popatrzył na mnie najpierw z mordem w oczach, ale od razu jak spojrzał w moje oczy złość przeminęła z wiatrem –Pójdę ci zamówić kolejnego. Jaki chcesz smak? –spytałam wstając
-Możesz mi wybrać? –zapytał trochę nieobecnym tonem głosu, dalej się we mnie wpatrując
-Jasne. –uśmiechnęłam się do niego i poszłam zamówić dla niego kolejnego granita. Podczas tej czynności zastanowiłam się dlaczego tam byłam razem z nim. Nie coś, że jego obecność mnie irytowała czy coś. Wally był fajny i potrafił mnie rozśmieszyć, rzadko komu się to udawało. Później doszłam do wniosku, że potrzebowałam takiej odmiany w swoim życiu i wyjście gdzieś z kimś na miasto
Central City, godzina 19:45.
Cały dzień ja i Wally spędziliśmy na mieście. Byliśmy na kręglach, na pizzy i chodziliśmy jeszcze chyba z godzinę po mieście tak bez najmniejszego celu. Świetnie się bawiłam. Nawet kiedy nic do siebie nie mówiliśmy i nic nie robiliśmy, było cudownie. Pierwszy raz od trzech lat, czułam się szczęśliwa.
Śmiejąc się dotarliśmy pod bramę prowadzącą do mojego domu. Zatrzymaliśmy się przed nią.
-Czas się pożegnać. –powiedziałam trochę smutno i bez większego namysłu pocałowałam rudzielca w policzek –Dziękuje. –wyszeptałam mu do ucha –Do poniedziałku. –pomachałam mu i weszłam na posesję domu. Zrobiłam kilka kroków i odwróciłam się do chłopaka. Zobaczyłam jak stoi tam, gdzie stał z wielkim uśmiechem na twarzy, jedną ręką trzymając się za policzek, w który go pocałowałam. Nie wiedzieć czemu, uśmiechnęłam się na ten widok, a później poszłam do domu
**Wally**
No nie mogłem w to uwierzyć. Pocałowała mnie. P-o-c-a-ł-o-w-a-ł-a. *Może jednak mam u niej jakieś szanse?*
Stałem tam jeszcze parę minut do momentu kiedy nie usłyszałem dzwonka mojego telefonu. Wyjąłem urządzenie i odebrałem.
-Halo? –spytałem
-I jak? Zgodziła się? –usłyszałem głos Dicka
-Stary, dopiero wczoraj powiedziała, że się zastanowi. Ty myślisz, że to takie łatwe?
-To po co zabrałeś ją na randkę?
-To nie była randka? Chwila. A skąd ty to... wiesz? -powiedziałem ściszonym głosem, a później mnie olśniło, skąd on to wiedział -Śledziłeś nas?
-Nie was. Tylko ją.
-Tak nie można, Dick.
-Ej, to moja wina, że Liga Niesprawiedliwych chce ją dopaść? Wszelkie pretensje do nich, a nie do mnie.
-Dobra. –tu niestety miał racje, trzeba mu było to przyznać –Ale weź jej nie śledź. Nie wystarczy ci już kamera, którą zamontowałem w jej pokoju?
-Przezorny zawsze ubezpieczony. –po tych słowach się rozłączył *Jak ja czasami go nienawidzę.*
Popatrzyłam na dom Sky i zobaczyłem ją siedzącą przy otwartym oknie w swoim pokoju. *Przeszperam, że to zrobiłem, ale musiałem.* Później pobiegłem do swojego domu.
CZYTASZ
I'm hero?
FanfictionJestem Sky Roberts. Mam 16 lat i mieszkam w Central City wraz z moim wujostwem. Moi rodzice nie żyją, a ja sama muszę odkryć jak chce żyć. Albo żyć normalnie jak każdy człowiek, albo tak jak moi rodzice zostać bohaterem. Liga mówi, że nadaje się do...