Część 27 "Terapia"

595 44 5
                                    

Góra Sprawiedliwości, godzina 19:02.

Otworzyłam oczy i od razu podniosłam się do pozycji siedzącej. Oddychałam niespokojnie, a na czole czułam pot. Wzrokiem błądziłam wszędzie, nie wiem czemu, ale tak robiłam. Musiałam mieć pewność, że to mój dom.

Po chwili poczułam czyjeś dłonie na moich ramionach. Spojrzałam tam i ujrzałam Roya, który już otworzył usta, żeby coś powiedzieć, ale ja go bez słowa przytuliłam. Po moich policzkach lały się wodospady słonych łez.

-Ciii. Już, spokojnie. Jesteś bezpieczna. To był tylko sen. –próbował mnie uspokoić

-O-o-ona też t-tak mówiła. –wydukałam przez łzy

-Kto taki?

-Mama. –pisnęłam i rozpłakałam się jeszcze bardziej. On nie zadał żadnego pytanie, a wiedziałam, że chciał. Po prostu zaczął mnie głaskać uspokajająco po włosach, tak bez ani jednego słowa

-Połóż się. Jesteś zmęczona. –odezwał się w pewnym momencie, gdy się trochę uspokoiłam

-Nie. Nie chce. Nie zasnę. –zaprzeczałam na wszystkie możliwe sposoby. Myślałam, że jak zasnę to znowu tam trafię, znowu będę ich widziała, ale tym razem się nie wydostanę i utknę tam już na zawsze

-A jak zostanę z tobą dopóki nie zaśniesz?

-Dopóki nie zasnę? –zadałam pytanie, żeby mieć pewność. Wiedziałam, że to zrobi, ale w tym stanie w jakim byłam, potrzebowałam wiedzieć to w stu, a może nawet i jeszcze więcej, procentach

-Dopóki nie zaśniesz. –potwierdził swoje słowa

-D-dobrze.

Położyłam się i zamknęłam oczy, ale tak jak podejrzewałam, nie udało mi się zasnąć, przez długi, długi czas. Ale Roy, chyba to zauważył, bo nie odszedł ode mnie, nawet kiedy siedział tam już pół godziny, a może i jeszcze dłużej.

Lecz w końcu udało mi się zasnąć.


Góra Sprawiedliwości, 7 marca, godzina 13:53.

Dzisiaj jak i wczoraj nie poszłam do szkoły. Roy powiedział, że dopóki się nie otrząsnę w stu procentach, to nie mogę tam iść. Może nawet to i lepiej.

Powoli weszłam do pomieszczenia, w którym nigdy jeszcze nie byłam. Było tam kilka rzeczy, ale moją uwagę przykuły dwa fotele, na którym jednym siedziała Black Canary.

-Chciałaś mnie widzieć? –zapytałam ją, a ta podniosła na mnie swój wzrok

-Tak, Sky. Proszę, usiądź. –pokazała ręką na drugi fotel, gdzie też usiadłam. Przez chwilę panowała cisza, ale kobieta ją przerwała -Byłaś już na jakieś terapii, prawda?

-Tak. Trzy lata temu. Wujek chciał sprawdzić czy wszystko ze mną dobrze po stracie rodziców.

-A teraz, wiesz dlaczego tu jesteś? –popatrzyłam w bok

-Chcesz wiedzieć co tam widziałam.

-Tak. –odpowiedziała krótko, a ja kilka razy otworzyłam usta, aby coś powiedzieć, lecz później za każdym razem zamykałam je. Ale w końcu mi się udało wydusić z siebie te słowa

-Rodzice, ciocia, wujek.... oni żyli. Wszystko było takie jakie chciałam bym mieć. Lecz to nie była prawda. Wiedziałam to na początku, później jednak uwierzyłam w kłamstwa „mamy".

-To skoro uwierzyłaś jej, jak się wydostałaś?

-W pewnym momencie ja i Roy poszliśmy na spacer. Wstąpiliśmy do lodziarni, kupiliśmy lody, a później udaliśmy się w stronę parku. Gdy byliśmy przed nim, ja zauważyłam Wally'ego. Wspomnienia do mnie wróciły, a ja krzyknęłam, że tego wszystkiego nie chce, że chce wrócić tutaj. Udało się.

-Wspomnienia wróciły, gdy zobaczyłaś Wally'ego? –przytaknęłam głową w odpowiedzi –Hym. To ciekawe. –powiedziała bardziej do siebie niż do mnie

-Niby co takiego?

-Wally mi mówił, że coś do ciebie czuje, ale ty tego nie odwzajemniłaś, a teraz ty mówisz, że gdyby nie on to byś się zapewne nie obudziła.

-Kiedy to powiedział? –spytałam i nerwowo zaczęłam bawić się palcami

-Parę dni po przebudzeniu ze śpiączki. Sky. –na dźwięk swojego imienia podniosłam wzrok, tak aby na nią spojrzeć –Nie oszukuj się. Sama dobrze wiesz, że czujesz to samo co on.

-My? My jesteśmy od siebie inni.

-A czy kochać możesz jedynie takie same osoby? Uwierz mi, wiem co mówię. Na samym początku uważałam, że Zielona Strzała to takie duże dziecko, które chce się jedynie bawić i żartować, dlatego traktowałam go jako przyjaciela. Ale później, dostrzegłam, że niesłusznie go oceniłam.

-I uważasz, że tak samo jest ze mną i Wally'm? Że powinniśmy być razem?

-Czy uważam? Ja to wiem, podobnie jak cały zespół. Jak myślisz czemu przychodził od razu po szkole do Góry i czytał ci tematy lekcji, a przy tym o mało nie usypiając się, gdy byłaś niewidoma? Czemu cię uratował dwa razy? Czemu się martwił twoim stanem i tym, że się nigdy już nie obudzisz? Robił to wszystko dlatego, że cię kocha, ale rozumie to iż ty jego nie.

-Przeszłyśmy z tematu tamtego mojego snu, do związku miedzy mną, a Wally'm. Którego nie ma. Łączy nas jedynie przyjaźń. Nic innego. –mówiąc to, poczułam ukucie w sercu. Jakby to co powiedziałam było kłamstwem, ale przecież było prawdą

-No dobrze. –westchnęła Canary –Możesz iść, ale proszę cię, odstaw misję i treningi na parę dni.

-Jasne. –wstałam i kierując się w stronę wyjścia rzuciłam coś na wzór pożegnania

Skierowałam się do platformy Z.E.T.A., przez którą od razu przeszłam i po chwili pojawiłam się w Central City.

Gdy wróciłam do domu od razu poszłam do pokoju. Usiadłam na łóżku i spojrzałam przez okno. Na zewnątrz zaczęło padać. Pogoda idealnie dopasowana do tego co czułam. *Może Canary ma racje? Że ja i Wally? Ale... ja sobie nas razem nie wyobrażam. On jest wesoły, beztroski... odważny, silny, mądry, przystojny. Sky ogarnij się! Ty wcale tak nie myślisz. Wcale tak nie myślisz.* Przetarłam sobie dłońmi twarz. Wtedy usłyszałam grzmot. *No pięknie. Jeszcze burzy mi tu brakowało.* Westchnęłam i spojrzałam na podłogę. Bez dłuższego namysłu usiadłam na podłodze i spod łóżka wyciągnęłam drewniane pudełko. Później przez dłuższy czas patrzyłam na nie. Bałam się je otworzyć, ale w końcu to uczyniłam.

W środku było parę rzeczy jakie dostałam od... Wyjęłam z niej naszyjnik w kształcie połowy serca, drugą miał on. Miał. Odłożyłam je z powrotem do pudełka, a do rąk wzięłam mniejsze drewniane pudełko. Otworzyłam je i wtedy zaczęła lecieć z niego cicha melodia. Mimowolnie się uśmiechnęłam, jednak po chwili uśmiech zszedł mi z twarzy widząc na samym dnie pudełka zdjęcie. Zamknęłam pozytywkę i odłożyłam ją na miejsce, po czym wyciągnęłam fotografię. Gdy już miałam je w dłoni, spojrzałam na nie. Był na nim on i ja. Tacy uśmiechnięci, beztroscy. W tamtej chwili, gdy robiliśmy to zdjęcie, liczyły się na nas tylko dwie rzeczy. On i ja. Nic innego. Po za nim świata nie widziałam. Dla niego wskoczyłabym w ogień.

-Nathaniel. –wyszeptałam jego imię, a po policzku spłynęła mi samotna łza, którą szybo wytarłam. Zamknęłam pudełko i odstawiłam je na poprzednie miejsce, czyli pod łóżko. Po czym przeczesałam dłonią włosy i opierając się plecami o łóżko, wypuściłam powietrze z płuc. *To nie może się powtórzyć. Nie może.*

I'm hero?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz