Część 30 "Jak?"

531 39 0
                                    

Otworzyłam powoli oczy. Leżałam na jakimś stole, to było pewne. Pomieszczenie oświetlała żarówka, wisząca na suficie. Chciałam się podnieść, ale był pewien problem. Mianowicie ręce i nogi miałam przywiązane do stołu i nie mogłam nimi w żaden sposób ruszyć. *Życie chce mnie ukarać za ucieczkę, czy jak?* Spróbowałam przeniknąć przez te więzy, ale nie mogłam, nie wiem czemu.

-Nie uda ci się. –usłyszałam czyjś głos. Ten sam, który usłyszałam przed zaśnięciem w salonie. Podniosłam głowę do góry, tak wysoko jak tylko mogłam i rozejrzałam dookoła. Najpierw nikogo nie zauważyłam, ale później dostrzegłam jakąś sylwetkę w ciemnym rogu pokoju

-Kim jesteś i czego ode mnie chcesz? –spytałam go pewnie, nie bałam się go, ponieważ wiedziałam, że Roy, albo ktoś inny zauważy moje zniknięcie i drużyna przyjdzie mi z pomocą

-Kim jestem? –spytał z wyczuwalną kpiną w głosie –Jestem kimś, kto szalał za tobą od pierwszego spotkania ciebie, dawał ci prezenty, kochał patrzeć na twój uśmiech i słyszeć twój śmiech oraz osobą, którą kiedyś kochałaś, twoją pierwszą miłością. –wtedy osoba wyszła z cienia, a ja mogłam przyjrzeć się jego twarzy. Nie mogłam w to uwierzyć. Ta twarz, te blond włosy, te niebieskie oczy. Ale przecież... to niemożliwe

-Na-Nathaniel? –wydukałam jego imię –Nic nie rozumiem. Przecież ty... ty...

-Umarłem? He. A ja myślałem, że jesteś mądrzejsza. Wygląda na to, że się jednak myliłem. –podszedł do mnie i chciał dotknąć mego policzka, lecz ja odwróciłam głowę, nie patrząc nie niego

-Jak?

-Po tym jak trąciło mnie auto, a na miejsce wypadku przybyła karetka, sanitariusze stwierdzili zgon. Dzień przed moim pogrzebem, Lex Luthor, pewnie znasz, podmienił moje ciało z podróbką i jak to uznał, poszedł spłacić swój dług od Ra's al Ghula. Ożywił mnie, a za to chciał tylko jednego. –Nate zbliżył swoją twarz do mojego ucha i wyszeptał –Twojego kryształu. –momentalnie zbladłam, co chłopak zauważył, bo się zaśmiał

-Nigdy go nie dostaniesz. –wysyczałam przez zaciśnięte zęby i spojrzałam na blondyna. W środku czułam smutek i gniew. Przez rok obwiniałam się, że on umarł, a on przez cały ten czas żył. Czułam się zdradzona, nie przyszedł do mnie, nie powiedział mi, że żyje, nie dawał znaku życia, nic nie zrobił. Jedynie co chciał zrobić to zdobyć mój kryształ

-Okej, jasne, pewnie. –powiedział i zaczął chodzić wokół stołu. To wydało mi się dziwne, za szybko się poddał, a Nathanie należał do takich, którzy nie poddają się bez walki, coś było na rzeczy. Po krótkiej chili blondyn dodał -Ale wiesz, jeśli nie oddasz mi go po dobroci, ktoś tu zapłaci życiem.

-To najlepiej teraz mnie zabij i mniej to z głowy, bo póki żyje, nie oddam ci go.

-Oj Sky. Mała, głupiutka Sky. A czy ja tu mówię o tobie? Skąd. Mówię tu o twoim bracie, przyjaciołach i o tym kretynie. Jak on się nazywał? No, ten rudy idiota. William? Nie. Willy? Też nie. O, mam. –oparł ręce po dwóch bokach mojej głowy i spojrzał mi w oczy –Wally. –uśmiechnął się do mnie psychicznie, a w moich oczach pojawiły się łzy

-Nie poznaje cię. Nathaniel, którego znałam i kochałam był inny. Nigdy by nie skrzywdził niewinnego człowieka.

-Bla, bla, bla. Ludzie się zmieniają, Sky. A teraz przestań marnować mój czas i łaskawie oddaj mi twój kamień. No chyba, że twój chłopak ma przypłacić życiem.

-Nie dostaniesz go.

-Nie? Ciebie to ja też nie poznaje. Człowiek ma zginąć za twój kamyk? Okej, sama to wybrałaś. –wzruszył ramionami i udał się do drzwi, których przedtem nie zauważyłam. Jednak, kiedy był obok nich, zatrzymałam mu

-Czemu mnie nie zabijesz? –chłopak natychmiast stanął i zerknął przez ramie na mnie –Czemu?

-To proste. Z moich rąk już wiele krwi twojej rodziny popłynęło. Jak myślisz kto podłożył ogień w domu? Zrobiła to Liga Niesprawiedliwych, bo im kazałem, tak samo jak to, aby ciebie porwali. Bezskutecznie, co za niedorajdy. –potem zniknął za drzwiami, zostawiając mnie samą

*Czego ja się spodziewałam? Że powie: „Bo cię dalej kocham"? Błagam, on serio ma racje, jestem głupia.* Zamknęłam oczy i westchnęłam.

-Sky? Sky, słyszysz mnie? –usłyszałam w głowie głos Megan, na co od razu się ożywiłam

-Megan. Tak, słyszę cię.

-Jak dobrze. Jesteś cała?

-Tak, tylko... mamy problem.

-Jaki?

-Nie wiem, gdzie jestem i w żaden sposób nie mogę się stąd wydostać.

-Próbowałaś przeniknąć przez ściany?

-Chciałabym, ale jak na razie leże przytwierdzona do stołu. Co robimy?

-Robin próbuje cię namierzyć, ale coś mu nie idzie. Nie masz przy sobie telefonu, czy innego ziemskiego urządzenia?

-Nie. –odpowiedziałam zrezygnowana, ale później przypomniałam coś sobie –Albo chwila. Rodzice mi i Roy'owi w dzieciństwie wczepili chipy. Dick może namierzyć ich sygnał. -*W końcu na coś te ustrojstwa się przydadzą.*

-Przekaże mu. –łączność została nam przerwana, ale po chwili Marsjanka ponownie się odezwała –Za niedługo będziemy.

-Nie śpieszcie się. Nigdzie się nie ruszam. –powiedziałam pół żartem i pół na serio, kończąc telepatyczną rozmowę

*Oby Nate nic wam nie zrobił.*

I'm hero?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz