Góra Sprawiedliwości, godzina 16:36.
Sprawa wyglądała następująco. Walczymy z trójką jakiś braci bandytów. Włamali się do muzeum sztuki i chcieli ukraść warte naprawdę dużą ilość pieniędzy, obrazy. Byli oni uzbrojeni w zwyczajne pistolety, gdy nagle jeden z nich wyciągnął działko, podobne do tego Kapitana Mroza. Nie wiedzieliśmy do czego ono służy, ale po tym jak tamten uciekł, a ja pobiegłam za nim, przekonałam się tego na własnej skórze, a raczej oczach. Z broni wydobyło się strasznie jasne światło i przez to kompletnie nic nie widziałam. Ech, ja to mam szczęście. A do tego ten przestępca uciekł. Przynajmniej złapaliśmy jego dwóch braci.
Zatanna i Artemis prowadziły mnie za ręce, tak abym się nie wywróciła, co i tak mi się zdarzyło już nie raz.
-Nadal nic nie widzisz? –spytała mnie czarodziejka
-Tak. –odpowiedziałam krótko i wtedy właśnie stanęłyśmy –Co jest? Czemu stoimy? –spytałam i zaczęłam się rozglądać, choć wiedziałam, że nic nie wiedzę *Ja to jednak jestem mądra. Sky! Halo! Jesteś ślepa! Może na jakiś czas, ale ślepa!*
-Co się stało? –usłyszałam głos Batmana przed sobą
-Glow dostała z działka jednego z tych braci. Oślepił ją i teraz nic nie widzi. –wyjaśnił Wally, a mi już na usta cisnęły się jakieś wredne słowa, ale z trudem się powstrzymałam, wiedząc, że w pomieszczeniu nie jest tylko drużyna i Mroczny Rycerz, bo jeszcze i... jeśli się nie myliłam, Flash, Black Canary i... Roy *No to będę miała kazanie o uważaniu na misjach.*
-Naprawdę? –zapytał najszybszy człowiek na świecie
-Albo to, albo na całym świecie jest ciemno, jak nie powiem gdzie. –odrzekłam
-Czerwona Strzała zabierze Glow do skrzydła szpitalnego. A wy dzieciaki, macie teraz trening. –zarządziła i wtedy poczułam jak ktoś bierze mnie za rękę i gdzieś ciągnie
Przez jakiś czas mój brat się nie odezwał do mnie ani jednym słowem. Co było dziwne w jego przypadku. Albo wolał odejść od świadków, albo chciał na mnie nakrzyczeć w domu. Tak czy siak, miałam przechlapane.
Gdy poczułam, że na usiadłam na czymś miękkim, od razu pomyślałam, że to materac. Czyli doszliśmy do skrzydła szpitalnego.
-Nakrzycz na mnie wreszcie. –powiedziałam nie wytrzymując już dłużej tej ciszy
-Miałem to zamiar zrobić jak odzyskasz wzrok, ale skoro prosisz. –wtedy wiedziałam, że rudzielec stanął przede mną, skrzyżował ręce na piersi i przybrał kamienny wyraz twarzy –Jak mogłaś być tak nieodpowiedzialna? Gdyby to była jakaś inna broń, mogłabyś zginąć.
-Nawet gdyby to ty byś mnie wskrzesił, nakrzyczał, zabił i tak jeszcze ze trzy razy.
-Sky, ja nie żartuje. Masz na siebie bardziej uważać. Rozumiesz? –spytał mnie poważnym tonem głosu. Tylko w naprawdę poważnych momentach tak mówił. Już chciałam go zapytać co się stało, ale on mnie uprzedził -Jak się dowiedziałem, że jestem klonem, obiecałem sobie, że odnajdę twojego brata. To była jedna obietnica, drugą było to, że dopóki żyje, nic ci się nie stanie.
Po tych słowach usłyszałam jedynie jego kroki, prowadzące ku zapewne wyjściu. Nie zatrzymywałam go, domyśliłam się, że teraz woli pobyć chwilę sam.
Poczułam jak moje oczy się zaszkliły. Zamknęłam je i wzięłam parę głębokich oddechów, aby się uspokoić.
-Roy, ale ja tego nie umiem. –przypomniałam sobie tą sytuację, gdy miałam sześć lat, a mój brat dziewięć. On odziedziczył po tacie talent do strzelania z łuku, a ja nie i dlatego prosiłam go, aby mnie tego nauczył
-Przecież to łatwe. Patrz. Bierzesz strzałę, dajesz ją na cięciwę, napinasz, celujesz i puszczasz. –mówiąc to sam wziął łuk i strzelił w sam środek tarczy -Bułka z masłem.
-Dla ciebie. Mi to się nigdy nie uda.
-Ej, ej, ej. Nie poddawaj się Sky. Kiedyś ci się uda.
-Nie! To mi się w życiu nie uda! Nie potrawie strzelać z łuku i tyle.
-Pamiętasz co rodzice nam zawsze mówią, że razem jesteśmy silniejsi i damy radę ze wszystkim. Teraz też. Chodź, zrobimy to razem. –zgodnie z jego poprzednią instrukcją, zrobiliśmy to co mówił, ale zatrzymaliśmy się na ostatnim punkcie –Na trzy. Raz. Dwa. Trzy. –na jego słowa puściłam, a strzała trafiła w tarczę, lecz nie w środek, tylko trochę obok niego, ale strzeliłam
-Udało się! Udało! –wtedy przytuliłam się do Roya co on odwzajemnił –Dzięki Roy.
-Dla ciebie wszystko, młoda. –w tamtym momencie rudzielec puścił mnie i poczochrał mi włosy -A mówiłem, że dasz radę to mi nie wierzyłaś. –na jego słowa wystawiłam mu język, a później oboje się zaśmialiśmy
*To były piękne czasy. Szkoda, że już nie wrócą.*
Góra Sprawiedliwości, godzina 17:25.
Po badaniach okazało się, że ta ślepota minie za parę dni, a do tego czasu mam siedzieć w Górze i nigdzie nie wychodzić. Nawet do szkoły. Inni by się z tego powodu bardzo ucieszyli, ale nie ja. Będę miała zaległości.
Bez eskorty udałam się do salonu. Lekarz powiedział, że do czasu nie odzyskania wzroku, mam nauczyć się posługiwać innymi zmysłami, czyli słuchem i dotykiem.
W dojściu do salonu miałam mały kłopot, ale w końcu dałam radę. Miałam szczęście, że zespół w tamtej chwili oglądał jakiś film.
-Sky i co powiedział lekarz? –spytała mnie na samym wejściu Megan, a ja próbowałam dojść do chociaż kanapy
-Wzrok wróci za parę dni, do tego czasu mam A: siedzieć w Górze i B: posługiwać się zmysłem słuchu i dotyku. Jakby co to przepraszam jeśli coś rozbije czy na kogoś wpadnę. Jeszcze się nie przyzwyczaiłam. –wtedy jak na złość na coś wpadłam i tym czymś okazała się kanapa przez którą przeleciałam i upadłam na podłogę. Usłyszałam ciche śmiechy drużyny, ale nie na nich z tego powodu zła, bo to naprawdę musiało komicznie wyglądać. Rozmasowałam sobie tylko bolące mięśnia i usiadłam na kanapie –Co oglądacie? –spytałam zmieniając temat
-„Za jakie grzechy, dobry Boże?" –odpowiedział Dick
-To ten film, gdzie cztery francuskie córki wyszły za: jedna za araba, druga za chińczyka, trzecia za żyda, a czwarta za ciemnoskórego? –bardziej stwierdziłam niż spytałam
-Tak. –odpowiedział Superboy
Oparłam się głową o coś i zamknęłam oczy. Nie będę mogła obejrzeć filmu, ale będę mogła go przynajmniej słuchać, a swoją drogą i tak go już oglądałam. Po chwili jednak zasnęłam.
**Wally**
Sky przyszła i usiadła obok mnie. Pewnie nawet tego nie wiedziała, ale oparła swoją głowę o moje ramię. Nie chciałem jej tego mówić, bo przecież była na mnie obrażona za tamto, chodź właściwie to jej skłamałem. Przecież w dniu, który później przeżyłem jeszcze raz, ona mi to powiedziała, a ja musiałem coś wymyślić, aby nie powiedzieć jej prawdy. Wolałem jej nie tłumaczyć tego wszystkiego.
Jako jedyny z drużyny wytrzymałem do końca filmu. Jednak obejrzenie czegokolwiek po treningu z Canary to zły pomysł, skoro i tak nikt nie wytrzymuje do końca. Spojrzałem na śpiącą Sky. Ona jako pierwsza odpłynęła. Artemis, Raquel, Dick oraz Kaldur poszli już do domu, a Conner, Zatanna i Megan poszli spać do swoich pokoi. W salonie zostałem jedynie ja wraz ze śpiącą brunetką.
Nie wiele myśląc ostrożnie wstałem i pobiegłem po koce dla niej. Gdy wróciłem, przykryłem ją i miałem już iść, ale zauważyłem, że na stoliku do kawy ciągle leżą jej dzisiejsze walentynki. Tylko jedna z nic rzuciła mi się w oczy i była nią ta, którą Sky czytała z uśmiechem, ta zrobiona przeze mnie.
*Jednak ci się spodobało.*
CZYTASZ
I'm hero?
FanfictionJestem Sky Roberts. Mam 16 lat i mieszkam w Central City wraz z moim wujostwem. Moi rodzice nie żyją, a ja sama muszę odkryć jak chce żyć. Albo żyć normalnie jak każdy człowiek, albo tak jak moi rodzice zostać bohaterem. Liga mówi, że nadaje się do...