23. To, czego ci potrzeba

58 6 18
                                    

Keith

Delilah tamtego ranka była naprawdę nie w humorze. Ewidentnie chciała jak najszybciej opuścić posiadłość rodziców, ale chyba jako starsza siostra poczuła obowiązek nakarmienia Leah i mnie przy okazji. Dopiero po szybkim śniadaniu spędzonym w niesamowicie napiętej atmosferze równie szybko się zebraliśmy i wyszliśmy z domu, nikogo innego nie budząc.

Do Toronto pojechaliśmy dwoma samochodami, a ja miałem mnóstwo pytań, których przez to nie miałem jak jej zadać. Szczególnie chodziło o czarny znak na boku szyi. Nie byłem pewien, czy przypadkiem przed nadmiar wydarzeń mi się nie przewidziało, ale na odpowiedź musiałem poczekać jeszcze co najmniej dwadzieścia minut oczywiście, jeżeli nie będzie korków na mieście. 

Przez cały ten czas w schowku auta leżało małe, niebieskie pudełeczko zawierające tajemnicę. Nadal pamiętałem rozmowę, przez którą postanowiłem jednak na tę biżuterię i na ten kolor. W końcu jednak nie każdy zdecydowałby się na czarny kamień. Piękny i drogi, ale jednak czarny, który przez wszystkich uważany był za symbol śmierci, jednak nie przez nią. 

Czasami zastanawiałem się, czy ona robiła to specjalnie, czy po prostu od zawsze należała do tego typu osób, którzy musieli się wyłamywać, w zdawałoby się, najoczywistszych rzeczach, a może nadal trzymał ją młodzieńczy bunt, którego tak starannie się wypierała. Kto ją tam wiedział. 

 — Czemu większość twoich rzeczy jest czarnych? Coś czuję, że jeżelibyś mogła, to ściany w całym mieszkaniu też być na taki pomalowała — mruknąłem pod nosem, grzebiąc w szafie dziewczyny. 

Może i to nie było zbyt miłe i elokwentne, ale w końcu sama powiedziała, gdy tylko przekroczyłem próg tego pokoju, żebym podał jej coś ciepłego do ubrania. A że byłem kochanym facetem, postanowiłem spełnić jej prośbę i właśnie przez to, buszowałem teraz w meblach Dee i zawzięcie chciałem znaleźć ciepłą bluzę, która nie byłaby czarna. To chyba graniczyło z cudem... A co najciekawsze, naprawdę rzadko ją w tejże barwie widziałem. 

Zaskakujące zjawisko. 

 — Dobrze, że ty nie masz samych czarnych spodni. — Wytknęła język w moją stronę, powracając wzrokiem do laptopa. 

 — Ale to spodnie, a nie... wszystko.

 — Lubię tę barwę — westchnęła, wzruszając ramionami. 

Zdecydowanie godne pozazdroszczenia było to, że Delilah potrafiła skupić się na tym, co ją otacza i jednocześnie pracować. W końcu ze mną prowadziła jedną rozmowę, a pisząc, tworzyła kompletnie inną. Też chciałbym tak umieć, chociaż musiałem przyznać, czasami mówiła coś, co chciała napisać, przez co bywało naprawdę śmiesznie. 

 — Dlaczego? Przecież to kolor śmierci.

Kliknęła coś i zamknęła narzędzie swojej pracy, unosząc na mnie lazurowe spojrzenie ukryte za szkłami okularów. Chwilę później pozbyła się również i tej przeszkody. 

 — To nie kolor, tylko barwa, to po pierwsze. Po drugie w różnych krajach symbolizuje co innego. W Europie i Ameryce utarło się, że śmierć, ale według Indian oznacza życie. Zresztą, czarny wyszczupla, więc to tylko dodatkowy plus no i pasuje do wszystkiego. 

Popatrzyłem na nią skonsternowany, a w mojej głowie powoli zaczęła rodzić się pewna myśl. 

 — A wiesz to wszystko, bo... — dopytywałem, gdy w końcu zdecydowałem się na, któż by pomyślał, czarną bluzę, którą jej rzuciłem. 

 — Bo jestem genialnym umysłem, wszechstronnie uzdolnionym, który interesuje się całym światem. — Uśmiechnęła się szeroko, pokazując zęby, na co tylko uniosłem brew. Niech uważa, bo uwierzę. — Nie no, a tak serio, to kiedyś było mi to potrzebne do książki i szukałam i jakoś tak zapamiętałam.

Gasnąca Gwiazda ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz