32. Posmak

54 6 27
                                    

Dee

Wieszałam kolejną bombkę na choince, którą dobre dwie godziny temu przywiózł Mark. Nie wiem, co bym bez tego faceta zrobiła, ale z pewnością nie chciałoby mi się taszczyć tego cholerstwa, nawet gdybym jechała windą. Bądź co bądź, ale drzewko trochę ważyło. 

Nadal nie rozumiałam, jak Joce mogła jeszcze się z nim nie pobrać. W końcu każda mogła zgarnąć go jej sprzed nosa. Niby się kochali, ale kobiety inaczej by na niego patrzyły, gdyby widziały obrączkę na palcu, chociaż może niektóre przez to bardziej zwracałyby na niego uwagę. Byli ze sobą odkąd pamiętałam, a jakoś nie rwali się do ślubu.

Nawet spłodzenie Liama im w tym nie pomogło, mimo że większość par pobrałaby się ze względu na dziecko... Nie ogarniałam tego, ale Jocelyne zawsze powtarzała, że „po ślubie to nie to samo, a jedna wpadka nie zmusi mnie do tego, mimo że kocham Marka". Ona była niemożliwa... 

Uśmiechnęłam się, przypominając sobie siedmiolatka i zakodowałam sobie, że muszę go niedługo odwiedzić, koniecznie z prezentem. Ostatnio nawet bycie chrzestną olałam, co raczej nie było ani mi, ani chłopcu na rękę.

Jedynym plusem całej tej sytuacji i świąt było to, że dzisiaj już nic innego nie zaprzątało mojej głowy. Chyba postarałam się wystarczająco, aby większość przemyśleń odnośnie do śmierci Gabriela zostawić wczoraj na cmentarzu.

Odsunęłam się od drzewka, podziwiając to, co dotychczas zrobiłam – zbyt dużo tego nie było, ale cóż lepsze to, niż nic. Dobrą chwilę stałam w bezruchu, wsłuchując się w piękne dźwięki kolędy. Uwielbiałam ich słuchać w okresie świątecznym, szczególnie tych po polsku. Przez to czułam, że jestem bliżej rodzinnego kraju matki i połowy kuzynów, których widywałam ze dwa razy do roku. Ostatnio nawet rzadziej i to dużo rzadziej. W Polsce byłam chyba dobre dwa lata temu i będę musiała to niedługo zmienić. 

Podskoczyłam i pisnęłam, czując, jak ktoś mnie przytulił od tyłu. Serce waliło mi jak szalone, przez co miałam wrażenie, że zaraz mi wyskoczy z piersi. W ostatniej chwili złapałam szklaną bombkę, którą ze strachu podrzuciłam. 

 — Cholera jasna! Pojebało cię!? — krzyczałam na Keitha, przeklinając go i jednocześnie starając się opanować i uspokoić oddech. 

 — Aż taki straszny jestem? — zapytał ze śmiechem, a ja odwróciłam się do niego przodem z mordem w oczach. 

 — To cud, że dzieci na twój widok nie uciekają, ale na szczęście nie mam okularów, więc nie jest tak źle. Przynajmniej nie z bliska. 

Uśmiechnęłam się wrednie, patrząc na Keitha z miną niewiniątka. Mógł mnie nie straszyć, to byłabym milsza, a tak to sam się o to prosił. Zmrużył oczy, patrząc na mnie wzrokiem godnym bazyliszka, co ani trochę nie sprawiało, że się go bałam. Niektóre dzieci wyglądały groźniej niż on. Na przykład kilku moich małych kuzynów...

 — Czemu ja z tobą jestem, skoro mógłbym być z kimś, kto mdlałby na mój widok? — Pokręcił głową, wzdychając, a ja mimo wszystko wiedziałam, że tylko sobie żartował. Może pewna nie mogłam być, ale przepuszczałam.

 — Wtedy miałbyś pełne ręce roboty. Nie wiem, czy to byłoby takie fajne, bo jednak byście sobie chyba nie pogadali. Wiesz, cały czas by mdlała, ale jak tam wolisz. Załatwić ci jakąś? — zapytałam i czułam, jak błyszczały mi oczy ze szczęścia. To było to, czego potrzebowałam – luźna, niezobowiązująca rozmowa. 

 — Kusząca propozycja — mruknął, obejmując mnie w pasie i przyciągając do siebie. — Ale chyba jak na razie wystarczysz mi ty i twoje wcale nieśmieszne przytyki, kochanie.

Gasnąca Gwiazda ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz