7. Żadnych obietnic

158 13 26
                                    

Dee

— Leah, do jasnej cholery! Jeszcze raz porozrzucasz buty w przedpokoju, to cię osobiście przekopię! — krzyczałam, wchodząc do mieszkania, gdy po raz kolejny w ciągu tygodnia wyłożyłabym się przez walające się wszędzie rzeczy siostry.

Myślałam, że tę kwestię mamy już wyjaśnioną, ale oczywiście musiałam się pomylić. Może i kochałam Lee – w pewnym sensie właśnie dlatego ze mną mieszkała – ale jak sobie kiedyś przez nią zęby wybije, to ją skrzywdzę z czystą przyjemnością.

Nie zapalając światła, ściągnęłam buty i skórzaną kurtkę, po czym od razu skierowałam się do kuchni. Zakodowałam sobie w głowie, że niedługo będę musiała wyciągnąć cieplejsze ubrania, bo po zachodzie słońca temperatura spadała, a ja zdecydowanie byłam ciepłolubna. Jedyne co mnie drażniło w Kanadzie to te temperatury, które często były zbyt niskie...

Wstawiłam wodę na kawę i miałam wszystkiego serdecznie dość. Oparłam głowę o wiszącą szafkę i zaczęłam się zastanawiać, czemu jeszcze spotykałam się z tymi ludźmi. Mimo wszystko w pewien dziwny sposób kochałam przyjaciół Gabe'a tak, jakby byli moją rodziną, choć nasze relacje nie zawsze tak wyglądały. Uwielbiałam ich obserwować. To jak bardzo starali się być beztroscy, to jak bardzo chcieli zapomnieć, a zarazem potrafili się oddać przeszłości i wspomnieniom.

Ja nie miałam już na to wszystko siły. Traktowałam ich jak członków rodziny, ale spotkania z nimi, mimo że wywoływały we mnie falę radości i szczęścia przynosiły również smutek, żal i coraz większe poczucie winy. Z drugiej strony byli oni jedynymi osobami z zewnątrz, z którymi mogłam normalnie porozmawiać o wszystkim tym, o czym nie rozmawiałam z Leah czy Joce. Oni w pewnym stopniu mnie rozumieli, ale nawet oni nie odczuwali tego wszystkiego tak intensywnie, jak ja. Chociaż zdawałam sobie sprawę, że też tęsknili, że to w pewien sposób ich przerastało i tak zawsze będę zdania, że konsekwencje najbardziej dopadły właśnie mnie...

— Lee, jadłaś coś na kolację? — zapytałam, odrywając się od szafki i przemyśleń.

Czułam, jak lekko szumiało mi w głowie, ale i tak większość alkoholu już ze mnie wyparowała podczas dwudziestominutowej przechadzki z klubu do mieszkania. Musiałam się ogarnąć, bo ostatnio za często pozwalałam sobie na procenty i to powoli zaczynało wiązać mi supeł na szyi. Od następnego dnia miałam pasować i nie ruszać tego cholerstwa co najmniej przez kolejny tydzień.

Miałam szczerą nadzieję, że Leah nie siedziała w pokoju ze słuchawkami w uszach, co było bardzo prawdopodobne, gdy na zadane pytanie odpowiedziała mi głucha cisza. Bosko... Zdążyłam zalać kawę i usiąść przy stole w rogu kuchni. Czekając na cud, oparłam głowę o ścianę za mną. Westchnęłam, wywracając oczami, bo jakoś nie marzyło mi się biegać po mieszkaniu.

— Jadłyśmy! — odkrzyknęła dopiero wtedy, kiedy stałam z nosem wściubionym w lodówkę.

Odetchnęłam z ulgą, że nie będę musiała do niej iść i że jeszcze żyła, chociaż jak tak dalej pójdzie, jej dni będą policzone i ją uduszę, a w sądzie zasłonię się chwilową niepoczytalnością. Dopiero po chwili zorientowałam się, że użyła liczby mnogiej. 

— Kawałek pizzy dla ciebie jest w mikrofali. Chyba musisz sobie podgrzać.

Szybko zatrzasnęłam lodówkę i z nadzieją w podobnym tempie otworzyłam magiczne urządzenie, dzięki któremu życie było po prostu piękniejsze, jedzenie stawało się ciepłe bez stania przy garach, a ja byłam zadowolona z tego niczym dziecko. Uwielbiałam technologię, przynajmniej w takim wydaniu.

— Dzięki — mruknęłam pod nosem zawiedziona. — Nie ma bez ananasa?

— Powinien być.

Gasnąca Gwiazda ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz