12.Zgubieni

111 15 32
                                    

Dee

Siedziałam obok biblioteczki, tuż koło kominka na miękkim białym dywanie, okryta kocem. Książka, którą trzymałam w ręce, kompletnie mnie nie interesowała – nawet nie wiedziałam, jaki miała tytuł.

Utknęłam na pierwszej stronie i nie mogłam ruszyć dalej. Cały czas czytałam to samo zdanie, bo nie potrafiłam skupić się na tyle, żeby zrozumieć, chociażby jego sens.

Aż zachciało mi się śmiać z tego, gdy zdałam sobie sprawę, jak bardzo to stwierdzenie było prawdziwe i jak bardzo odzwierciedlało obecny stan rzeczy. Nie mogłam ruszyć naprzód. Zatrzymałam się na pewnym etapie mojego życia, do którego nie miałam możliwości powrotu. Już nie. Przy ludziach, którzy przypominali o wszystkim, co było kiedyś, tych samych, których kochałam, ale bałam się wspomnień związanych z nimi. Wspomnień, o których chciałabym zapomnieć, ale nie potrafiłam i tylko rozdrapywałam wszystko to, co już dawno powinno się zagoić.

Już nie raz chciałam zostawić ich za sobą, ale wiedziałam, że jakbym to zrobiła, odcięłabym się od jedynych ludzi, którzy w choć małej części przypominają mi Gabriela. Ta myśl mnie przerażała, bo nie chciałam go wymazywać z mojego życia, a to, że czasami wyszłam z jego przyjaciółmi na piwo, przecież nie mogło być aż tak złe... 

Czy to nie było tak, że dopóki człowiek nie pogodzi się z przeszłością, nie uporządkuje sobie teraźniejszości? 

Tydzień.

Właśnie tyle zajęło mi zebranie wszystkich sił, tylko po to, aby napisać kilka słów na klawiaturze telefonu. Wiedziałam, jakie konsekwencje będzie miało wysłanie jednego SMS-a, ale z drugiej strony czułam, że musiałam to zrobić. Musiałam w końcu wziąć własne życie w swoje ręce.

Może i nie wierzyłam, że między mną a Keithem kiedykolwiek  będzie coś prawdziwego, ale należały mu się wyjaśnienia. A to, że akurat Bre była u nas, było tylko dodatkowym plusem całej tej poronionej sytuacji.

Sama jeszcze nie wiedziałam, co chciałam mu powiedzieć, ale musiałam coś z siebie wydusić. Byłam pewna, że jak przyjdzie co do czego, to stchórzę i w efekcie zamiast wyjaśnień będzie kolejna kłótnia... 

Ukryłam na chwilę twarz w dłoniach, zastanawiając się jednocześnie, co ja najlepszego robiłam ze swoim życiem? Sama, z własnej nieprzymuszonej woli pchałam się w paszczę lwa, jakby to miało mi w czymś pomóc. Tyle że jak już powiedziałam a, wypadałoby powiedzieć be.  

Wpatrywałam się zawzięcie w obrazek wiszący na ścianie. Jeden z wielu. Ten znajdujący się idealnie pośrodku, również pomiędzy pracami Lee. Delikatnie się uśmiechnęłam, opierając bokiem o kanapę.

Mój brat miał niezaprzeczalny talent. Talent, który umarł razem z nim, a mi pozostało tylko kilka papierków, którymi wszyscy się zachwycali, ale nie wszyscy wiedzieli, że nie zobaczą kolejnej pracy tego artysty. Właśnie to bolało mnie najbardziej.

I może kreski stawiane na kartce przez Leah i technika wykonania prac była podobna do tej Gabriela, ale to jednak nie było to samo. Szczególnie że moja młodsza siostrzyczka swoją przyszłość bardziej wiązała z chirurgią niźli z malowaniem.

Anioł zakuty w łańcuchy. To właśnie przedstawiał kawałek papieru i tylko on mógł zawracać moją głowę. Niegdyś piękny, otoczony swoją chwałą, na obrazku z kolei wyglądał jak dzikie zwierzę, które zostało złapane i zlinczowane. Pełne ran, połamane, zakute w łańcuchy. 

Gasnąca gwiazda. 

Keith

Zaparkowałem samochód dwie przecznice od domu Elli. Musiałem się przewietrzyć. Tlen zdecydowanie był czymś, czego teraz potrzebowałem najbardziej. Idąc, widziałem ludzi, dla których ważniejsze były smartfony, niż ludzie. Robili zdjęcia jedzeniu, tego, co ich otaczało, ale tak naprawdę nic nie dostrzegali. Patrzyli, ale nie umieli zobaczyć. 

Gasnąca Gwiazda ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz