3. Wyobraźnia

281 19 51
                                    

Keith

Zaspany przeciągnąłem się, ziewając, po czym skuliłem się, wtulając nos w miękką kołdrę. Niechętnie otworzyłem oczy, bym zaspany tuż u mego boku mógł zobaczyć piękną Anne. Na usta mimowolnie wpłynął uśmiech, gdy dziewczyna przytuliła się do mojego boku. Jej rude włosy połaskotały moje ramię i klatkę piersiową. Objąłem ją, czując irracjonalne szczęście – zresztą jak zawsze, gdy budziłem się przy niej – bo w końcu była ze mną, dzięki czemu czułem się tak, jakby wszystko było na swoim miejscu.

Mały nosek kobiety, usiany piegami, zmarszczył się lekko, kiedy na jej twarz padły promienie słoneczne, wpadające przez niezasłonięte okno. Wyglądała uroczo, kiedy robiła taką minę, podczas gdy światło robiło niestworzone rzeczy, tańcząc na jej buzi. Kciukiem potarłem jej nagie ramię, na co Anne tylko położyła dłoń na moim torsie, co chyba robiła odruchowo podczas snu. Była taka piękna, a ja tak bardzo uwielbiałem budzić się tuż obok niej...

Pochyliłem się, składając na jej skroni krótkiego całusa i jak co rano nie mogłem uwierzyć w moje głupie szczęście. W końcu ją znalazłem. Po prawie trzech miesiącach trzymałem ją w swoich ramionach i było to uczucie, którego nie dało się opisać zwykłymi słowami. Westchnąłem z ulgą, bardziej przyciągając jej drobne ciałko do swojego.

Przez ponad godzinę wpatrywałem się w nią, nie mogąc nacieszyć się tym widokiem. Nie miałem serca, żeby ją obudzić, zresztą i tak nie było nic na tyle ważnego, żebym musiał to zrobić. Anne była spełnieniem moich największych marzeń, odkąd ujrzałem ją pierwszy raz na szczycie schodów podczas koncertu dwa lata temu. Już zaczynałem zastanawiać się nad kolejnym, gdy kobieta podniosła głowę i popatrzyła na mnie tymi dużymi błękitnymi, z kilkoma brązowymi plamkami, a co najważniejsze roziskrzonymi oczami.

— Dzień dobry, śpiochu — powiedziałem cicho, składając na jej różowych ustach czuły pocałunek, na co mruknęła niczym mały kociak.

— Czemu nie wstałeś? — zapytała, zaraz po tym, jak się od siebie oderwaliśmy, lekko zaskoczona.

Jej głos nie miał w sobie ani grama chrypki. Był wręcz anielski. Uwodzicielski i delikatny, a zarazem pewny siebie i zdeterminowany. Oczy z kolei wydawały się wręcz drapieżne. Anne nawet bez makijażu prezentowała się niczym księżniczka.

— Wiesz, coś się do mnie przykleiło, przez co nie bardzo miałem jak — szepnąłem wprost do jej ucha i zobaczyłem, jak lekko zagryzła wargę.

Przejechałem palcami po jej żebrach, przez co zachichotała, a wokół jej ust pojawiły się drobne zmarszczki. Oczy jakby pojaśniały i wydawały się jeszcze bardziej roziskrzone niż ledwie chwilę wcześniej. Sam zacząłem się chichrać, gdy nieudolnie próbowała wyrwać się z mojego uścisku, podczas gdy zacząłem ją łaskotać w najlepsze. Zapiszczała, próbując coś powiedzieć, co tylko spotęgowało mój rechot.

Po dobrych pięciu minutach dałem jej wreszcie spokój, wieńcząc poranek słodkim całusem. Właśnie wtedy zorientowałem się, że chciałbym móc spędzić z nią tak każdy kolejny dzień, zawsze podziwiać ten przepiękny uśmiech, ale nie mogłem mieć wszystkiego. Szczególnie że moja praca wymagała naprawdę wielu podróży, chociaż dziewczyna i tak była przy mnie, gdy tylko mogła, czyli na większości moich prób i spektakli. Często ćwiczyła ze mną różne sceny, których przyswojenie zajmowało mi nieco więcej czasu.

— Jakieś plany na dziś? Specjalne życzenia? — zagadnąłem, podnosząc się niechętnie z wygodnego materaca.

Podszedłem do ciemnych drzwi, przy których się zatrzymałem z ręką na klamce, czekając na odpowiedź. Spojrzałem na nią wyczekująco, gdy ta zawzięcie czegoś szukała w torebce. Miałem czasem wrażenie, że dla niej zrobiłbym wszystko, nawet bym wykombinował jak ściągnąć tę cholerną gwiazdkę z nieba, ale jak na razie na szczęście nie miała aż tak wygórowanych wymagań.

Gasnąca Gwiazda ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz