34. Trzymaj się

56 4 23
                                    

Keith

Zacisnąłem usta, odkładając ze złością telefon na kanapę obok mnie. Przeczesałem dłońmi włosy i lekko pociągnąłem za ich końcówki. Byłem zły na siebie, bo wiedziałem, że ją zraniłem. Powinienem był jej powiedzieć o tym, że zamierzałem spotkać się z Lucy, szczególnie że wiedziałem, jaki Delilah miała do niej stosunek.

To, że jej nie lubiła, było stanowczym niedopowiedzeniem. Zresztą działało to w obie strony, a one chyba same nie wiedziały, jaki był powód. Dee mogła za każdym razem mówić, że ją to nie obchodzi, ale gdy rozmowa schodziła na temat modelki, za każdym razem w jej głosie pojawiała się taka nutka, która sama w sobie była dowodem, jak bardzo jej nie cierpiała. 

Westchnąłem, gdy Aubrey usiadła obok mnie. Czemu musiałem spieprzyć to wszystko dzień przed świętami? No może trzy dni...

Jeszcze jakby tego wszystkiego było mało, musiałem wybrać się na spotkanie z Lucy w tak bardzo nieodpowiedni dzień. Rocznica śmierci... Okej, może i nie miałem pojęcia, kiedy ona była, ale chyba jakoś szczególnie nie chciałem się dowiedzieć. Gdybym chciał, to bym o to jakoś przy okazji ją zapytał. Co prawda nadzwyczaj rzadko poruszaliśmy ten temat, ale to i tak nie zmieniało faktu, że mogłem ją po prostu zapytać i być przy niej wtedy, kiedy najbardziej mnie potrzebowała. Zamiast tego, bawiłem się wtedy na koncercie z osobą, do której nie pałała zbytnią sympatią.

 — Rozmawiałeś z nią? — Usłyszałem głos siostry, na co tylko kiwnąłem głową. — I co? 

Wzruszyłem ramionami, bo sam nie wiedziałem, co. Nic. Jedno wielkie nic. Nie wiedziałem, czy przez to tego jeszcze bardziej nie pogorszyłem. Ja czułem się gorzej po tej rozmowie, ale nie wiedziałem, co z Dee. Może wydawała się silna, ale w końcu każdy się załamuje, a ja się bałem, że może to nastąpić właśnie teraz. Przeze mnie. 

Powiedziała to, co chciałem od niej usłyszeć prosto w twarz, ale jakoś te dwa słowa nie sprawiły, że poczułem się lepiej, szczególnie że później stwierdziła, że to nie zawsze wystarcza. Miałem ochotę się rozpłakać, gdy zdałem sobie sprawę z tego, że już było tak dobrze między nami, po czym zjebałem i przespałem się z Delilah, nie mówiąc jej prawdy. Nie wiedziałem, co dalej. Nie miałem pojęcia, co robić. 

Nie chciałem odpuszczać. Ze względu na siebie i na nią. Ta znajomość oboje nas wiele kosztowała i dlatego była dla mnie aż tak ważna. Wiedziałem, że mogłem jej wszystko powiedzieć, a ona nikomu tego nie zdradzi. Dee chyba też wiedziała, że na tej płaszczyźnie może na mnie polegać, bo to w sumie ona pierwsza się przede mną otworzyła. Ale i tak najważniejsze było to, że ją kochałem. Wpadłem po uszy.

 — Keith! — Aubrey uderzyła mnie w ramię tak mocno, że aż spojrzałem na nią zaskoczony. Skąd w niej tyle agresji? Takie drobne ciałko, a tyle siły. Na moment zapomniałem, że grała w hokeja.

 — Co mnie bijesz, cwelu mały? — Złapałem się za ramię w miejscu, w którym jej pięść się z nim spotkała, udając, że niesamowicie mnie to zabolało. No dobra, trochę bolało. Wiedziała, skubana, jak uderzyć.

 — Pogodziliście się? — dopytywała, na co wywróciłem oczami. 

 — Nie musisz wszystkiego wiedzieć. Nie masz czegoś zadanego, czy coś? Weź, sprawdź, czy cię w kuchni nie ma, co? 

Spojrzała na mnie, jakbym spadł z choinki, przy czym zrobiła minę obrażonego dziecka. Kochałem ją z całego serca, ale nie musiała wszystkiego wiedzieć. Rozumiałem to, że lubiła Delilah, ale to nie oznaczało, że musiałem jej się spowiadać. Nawet gdybym przestał spotykać się z pisarką, to ona i tak przecież mogłaby utrzymywać kontakt z Leah, chociaż to by było w pewnym sensie krzywdzące. 

Gasnąca Gwiazda ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz