29. Dusza towarzystwa

55 5 36
                                    

Dee

Patrzyłam na zawiniętego w kołdrę chłopaka, stojąc w progu sypialni i z jednej strony miałam ochotę go zabić, a z drugiej nie mogłam powstrzymać uśmiechu. Wyglądał tak słodko, gdy spał. Pokręciłam głową zrezygnowana. I co ja miałam z nim zrobić?

Pewna część mnie chciała być wredna i rozsunąć bordowe rolety oraz tak przy okazji otworzyć na rozszerz okno, żeby zimne jesienne powietrze dostało się do pokoju, budząc śpiącego jegomościa. Z kolei inna część zrobiłaby wszystko, żeby tylko się wyspał i później nie marudził przez cały dzień. Której siebie powinnam posłuchać, nie wiedziałam.

Z pewnego rodzaju tryumfem wymalowanym na twarzy ruszyłam w stronę okna. Tak naprawdę żadna część mnie nie wygrała tego starcia. W rezultacie wyszło coś pomiędzy. Sama nie wiedziałam, czy to dobrze, czy nie, ale cóż, trudno.

Postanowiłam uchylić zasłonięte okno, żeby tylko wywietrzyć pokój przesiąknięty zapachem alkoholu, którego tak swoją drogą Keith musiał wczoraj wypić naprawdę sporo. Za oknem zobaczyłam śnieg, którego wieczorem jeszcze nie było, a którego przez noc napadało naprawdę dużo.

K przyszedł rano i nie miałam bladego pojęcia czemu tu, a nie do siebie do mieszkania. Narobił rabanu, budząc przy okazji Leah, która wypominała mi wtedy, że nawet w niedzielę nie może się wyspać przez mojego faceta. Użyła dokładnie takich słów, a na dodatek wypowiedziała je z takim oburzeniem, że jeszcze trochę i zaczęłabym się tarzać ze śmiechu po podłodze, mimo stosunkowo kiepskiego początku dnia. Jej mina była bezcenna.

Wracając do osoby Keitha. Chłopak był tak bardzo wstawiony, że aż zastanawiałam się, jakim cudem dał radę dotrzeć pod drzwi, nie budząc mieszkańców bloku i jakoś magicznie utrzymując się na nogach. Może nie byłoby nawet tak źle, gdyby nie to, że nie posiadał kluczy do mojego mieszkania. Nie dość, że miałam wrażenie, że bezustannie naciskał ten przeklęty dzwonek, czasem pukając do drzwi, to jeszcze dzwonił do mnie jak popieprzony.

Później, gdy już udało mi się go położyć do łóżka, zaczął wygłaszać swoje filozoficzne wywody i pewnie śmieszyłoby mnie to, tyle że w innych okolicznościach. Wystarczyłoby to, że spałabym trochę dłużej niż dwie godziny i mogłoby być naprawdę zabawnie, ale oczywiście oglądałam „Supernatural" do trzeciej nad ranem, a K przyszedł kilka minut po piątej...

Chyba najśmieszniejszy był fragment, kiedy zaczął wyznawać mi miłość. Znaczy nie samo to, że to robił, a bardziej chodziło o sposób. Zaczął snuć plany o tym, jak to zamieszkamy w domu z trójką dzieci i będziemy jeździć do moich krewnych do Polski na wakacje, gdzie dzieci będą się oswajać ze zwierzątkami gospodarczymi. Ale najlepszy był fragment o tym, że będzie „zabijał dzieci i wychowywał kaczki". Normalnie, gdy to usłyszałam, nie mogłam już dłużej siedzieć i udawać, że biorę to na poważnie, bo po prostu zaczęłam się śmiać jak głupia.

— Co będziesz robił? — zapytałam wtedy, gdy ocierałam łzy śmiechu.

— No... zabijał dzieci i wychowywał kaczki, ale najpierw ktoś musi nauczyć mnie zabijać kaczki — bełkotał pod nosem, siedząc na łóżku i gubiąc się w tym, co mówił.

Ja naprawdę chciałam być poważna, ale nie potrafiłam, gdy dorosły facet gadał takie głupoty. Płakałam ze śmiechu, a to, że starał się wyglądać na trzeźwego, kiedy patrzył swoimi pijanymi oczami prosto w moje, wcale nie pomagało. Ale koniec końców udało się i zasnął, a ja niedługo po nim.

Teraz chciałam być okrutna i wybudzić go jakimś drastycznym sposobem, ale chyba miałam zbyt miękkie serce dla niego. Usiadłam na brzegu mojego łóżka i zastanawiałam się, jak go obudzić. Szturchnąć, krzyknąć, zepchnąć, a może polać wodą?

Gasnąca Gwiazda ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz