Rozdział 4

3.3K 169 92
                                    

Obudziłam się przed budzikiem co nigdy nie zwiastowało dobrego dnia. Powoli opuściłam moje kochane łóżeczko i ruszyłam do łazienki żeby się trochę ogarnąć. Wzięłam gorący prysznic, który rozluźnił moje spięte mięśnie, dając mi tym samym odprężenie. Ubrałam się w ciepły dres, który dostałam od Shimizu i powędrowałam do kuchni. Było bardzo wcześnie, więc musiałam zachowywać się cicho co oczywiście skończyło się klęską kiedy stłukłam talerz, budząc domowników. Moja mama wpadła do pokoju jak burza z patelnią w ręce... chwila patelnią?! Skąd... jak... kiedy? Z resztą mniesza z tym, gdyż ta kobieta jest istną zagadką... czekam, aż na moje dwudzieste urodziny wyciągnie z torby żywego jednorożca, który rzyga tęczą.

- Sayu? Wystraszyłaś mnie! - krzyknęła, budząc prawdopodobnie sąsiadów.

- Przepraszam, przepraszam - ułożyłam dłonie jak do modlitwy - To było niechcący.

- Jesteś dziecko największą niezdarą jaką kiedykolwiek widziałam - westchnęła i zaczęła zbierać rozbite szkło.

- Tylko przy tobie - mruknęłam pod nosem.

Plusami tej sytuacji było śniadanie zrobione przez moją rodzicielkę. Może jest trochę spaczona umysłowo, ale gotować to akurat potrafi. Jak przyprowadziłam do domu po raz pierwszy Oikawe to ona zrobiła uroczystą wieczerzę przez co chłopak odkrył w sobie nowe dwa żołądki. Naprawdę przy tej kobiecie nie da się być w jakikolwiek sposób głodnym.
Zabrałam swoją torbę gdzie miałam wszystko spakowane i wyszłam z domu, przepraszając mamę kolejny raz za ten nieszczęsny talerz oraz stargane nerwy.

Droga do Krasuno zajęła mi jakieś dziesięć minut piechotą, ale to co tam zobaczyłam wystaszyło mnie nie na żarty. Widok Hinaty skaczącego wokół autobusu jest raczej normalny, ale Kageyamy to co innego. Miałam wrażenie jakbym oglądała odprawianie egzorcyzmu, ale to autobus był księdzem. Chyba coś w tej historii jest nie tak...

(gif w mediach :3)

- Ano, chłopcy dobrze się czujecie? - zapytałam zmieszana tą sytuacją.

- Hai! Byłem tak podekscytowany, że nie mogłem zasnąć - wykrzyknął dumnie rudzielec.

- To właśnie niedobrze, debilu - warknął Tobio, uderzając malca w głowę.

Standardowo jak przystało na nich zaczęli się kłócić, a ja stałam tam jak ostatnia idiotka, zastanawiając się nad sensem swojej egzystencji.

- Wszystko w porządku Takashi? - usłyszałam za sobą zbawienny głos.

- Właściwie nie jestem tego do końca pewna Takeda-sensei - westchnęłam - Obawiam się, że im już nic nie pomoże.

- Są zgranym duetem - wypalił mężczyzna, uśmiechając się - Może wygląda to tak jakby się nie lubili, ale tak naprawdę przyzwyczaili się do siebie.

- Skoro tak uważasz, sensei - uśmiechnęłam się pod nosem.

Wraz z upływem czasu reszta członków drużyny zaczęła się zbierać. Kiedy wszyscy byli gotowi wsiedliśmy do autobusu, którym kierował Takeda i ruszyliśmy do Aoba Johsai. Siedziałam wraz z Tobio, rozmawiając o różnych rzeczch, ale głowie o siatkówce. Oczywiście było to winą Kageyamy, który nie ważne jaki był temat i tak przekręcał go na siatkówkę. Świr pełną parą.

- Jesteśmy na miejscu! - obwieścił z uśmiechem nauczyciel.

Prędko wyszłam z samochodu, chcąc po oddychać świeżym powietrzem. W autobusie śmierdziało rzygowinami, a z krzyków Tanaki wnioskuję, iż Shoyo wychawtował właśnie na niego. Muszę zapamiętać, aby nigdy, ale to przenigdy nie siadać obok Hinaty w jakimkolwiek środku transportu.

Oikawa x OC » ostatni promyk Słońca » ZakończoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz