Rozdział 2

4K 304 71
                                    

Mało kto zdawał sobie sprawę z zagrożenia, jakie niosła każda myśl Louisa. Tak przynajmniej sądził Desmond, póki co głowa tutejszego terytorium. Jednak jak przeciwstawić się Lunie, której wyczulone zmysły kierują ją by trzasnąć drzwiami, kiedy Alfa zaczyna jakkolwiek temat o wyproszeniu stąd intruza? Tak czy inaczej, mężczyzna był skazany na zaakceptowanie kolejnego członka. Oczywiście, jeśli szatyn przyjmie ofertę rodziny Styles.

Zayn, student medycy, jednocześnie asystent wykwalifikowanych już doktorów, miał ten przywilej, by uczestniczyć przy badaniach Omegi, jak zdążył już stwierdzić.
Obserwował bardzo uważnie stan chłopaka - między innymi od tego, jak się spisze, zależała jego przyszła kariera w tym budynku. A Malik miał plany, które wymagały tych samych pokoi czy schludnych korytarzy. Ewentualnie wynieniłby te sterylne krzesełka na nowszy model. Nie przepadał za antykiem.

Trudno powiedzieć, czy brązowooki cieszył się poszanowaniem, czy wzbudzał raczej gniew i oburzenie i starszych lekarzy. Opinie bywały różne - jak ludzie mają w zwyczajach. Niektórzy zaakceptują postępy uczniów, a inni zrobią wszystko, by je skrócić. W takich przecież czasach żyjemy.

- Dobrze, że jesteś - Wood, przełożony chłopaka, oczyścił gardło, przecierając oczy - Zajmij się nim, idę do domu. - odchylił lekko okulary, patrząc z dołu na mulata. - Wiesz, mimo mojego wieku, chciałbym spędzić resztki mojego życia z rodziną, nawet, jeśli w cholerę intryguje mnie ten chłopak.

Malik spojrzał karcąco na Antoniego.
- Chyba musisz porządnie się przespać - westchnął, klepiąc go po ramieniu. - Zaczynasz pieprzyć głupoty.

Siwy mężczyzna odszedł ze śmiechem, a ciemnowłosy pchnął potężne drzwi, których pisk rozniósł się po korytarzu.
Oczy trójki pozostałych pacjentów zwróciły się w jego stronę. Zrobił kilka niepewnych kroków, gdyż czyjś wzrok wyraźnie przeszywał jego ciało. Jednak znał spojrzenia leżących tam osób.

No tak. Wtedy w Zayna uderzył pewien fakt.
Sala numer dwadzieścia osiem.
Pokój z tajemniczym przybyszem.

- Kurwa - zaklął pod nosem, gdy delikatnie odwrócił się i wbił wzrok w szatyna  stojącego pod ścianą.

- W porządku - zaczął lekko, by nie wystraszyć niebieskookiego - Witaj. Dobrze, że się obudziłeś. Miło Cię gościć w naszej watasze. - obserwował, jak młody chłopak spoglądał na niego z dołu, od razu przypominając sobie doktora Wood. Dlaczego opuścił salę? Czy nie widział ukrywającego się po kątach obcego?
I czy słowa " zajmij się nim" miały głębszy sens?

- Nazywam się Zayn - uśmiechnął się, podając rękę oraz dziwiąc się, czując zimną rękę szatyna.

- Louis - powiedział cicho. Owszem, przyszło mu to z trudem, jednak wiedział, którym ludziom okazać wdzięczność. Malik zdecydowanie do nich należał. Nawet, jeśli go nie znał.

- Ładne imię - ponownie wysłał uśmiech, dodając otuchy nowo poznanemu osobnikowi. - Pójdziesz ze mną? Chciałbym Cię przebadać.

Wtedy Tomlinson wykazał zakłopotanie.
- Przepraszam - zaczął. - Nie mam nic, czym mógłbym zadośćuczynić szpitalowi.

- Przestań - mulat machnął ręką - Masz wstawiennictwo Luny stada. To wyróżnienie, wpadłeś jej w oko. - mrugnął okiem, prowadząc Louisa do łóżka oraz przygotowywując sprzęt - Okej, połóż się. - poprosił, rozpoczynając standardowe badania.

Dobry wieczór wszystkim!
Piszę ten rozdział na szybko, gdyż nie chcę zawieść pewnych dwóch osób. Jedna powinna się domyśleć, gdyż przesłała mi nawet wenę, jednak chyba zaginęła w drodze :/.
Szczęśliwego nowego roku! Oby spełniły się wasze najskrytsze marzenia :) ♡
Poprawki jutro!

Dancing With The Volvies | Larry (a/b/o)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz