O/A : kim bym była, gdybym nie zrobiła dramy? ;)))
- Harry? Harry! - krzyknął Louis, kiedy w swoim oknie zobaczył czyjąś twarz.
Odkąd niebieskooki wprowadził się do Alfy, prześladowania jego osoby wzrastały z każdym dniem. Kilka listów w skrzynce, napis na drzwiach. No i obecność. Obserwacja.
Chłopak wiedział, że nie może być idealnie. Był tam obcy. Nie znał nikogo, nie wtrącał się w życie mieszkańców. Nie przeszkadzał. Jednak dalej pojedyncze wilki miały problem z zaakceptowaniem Louisa, jako nowego członka, poważnie narażając się rodzinie przywódcy. Anne, mimo wyraźnego ostrzeżenia, obserwowała zrozpaczonego Tomlinsona oraz bezradnego Stylesa, próbującego pocieszyć omegę. Desmond, najbardziej szanowana alfa w watasze, zacierał ręce na osoby zakłócające spokój terytorialny.
- Co się dzieje? - kilkanaście sekund później szatyn był już w objęciach alfy. Harry dostrzegł cień, szybko oddalający się od ich szyb, więc nawet nie rozpoczął pogoni za tajemniczym mężczyzną - jak sądził po sylwetce.
Drugim powodem, dla którego pozostał w domu, był sam Louis, płaczący w jego koszulkę. Syn przywódcy westchnął. Zabije tego, kto nęka jego omegę.
To znaczy omegę. Nie jego.
Przeniósł jedną dłoń na głowę nastolatka, palcami przeczesując jego włosy. Dotyk wyższego nieco ukoiły zszargane nerwy niebieskookiego, którego szloch przestał docierać do uszu zielonookiego. Lekko odsunął się od kędzierzawego, patrząc mu w oczy.
- Ja go widziałem, przysięgam - urwał, łapiąc powietrze. - Musisz mi uwierzyć.
- Hej, wierzę Ci. Ja też go zauważyłem, tak? Nie musisz się obawiać. Jestem tu z tobą.
Zegar, wskazujący ósmą dwadzieścia trzy wieczorem, głośno dawał o sobie znać, tykając boleśnie w głowie Tomlinsona, ponownie przyczepionego do torsu starszego. Wtulił się mocniej w jego ciało, zaciskając dłonie na koszulce.
Zapewne zostałoby tak jeszcze kilkanaście minut, aczkolwiek zamiary chłopców przerwały pewne dwie osoby.
- Co Ty drzwi nie zamykasz? Zwłaszcza te- oh. - zaczęła Luna, zastając dwójkę przyczepioną do siebie.
- Przeszkodziliśmy w czymś? - Zayn powoli zadał pytanie, ukazując swój cwany uśmiech. Zrobił kilka kroków w przód, przenosząc wzrok z zaskoczonego, acz nieco rozczarowanego Harry'ego na zarumienionego Louisa.
Oboje z Anne parsknęli śmiechem.- Nie wstydź się, kochanie - kobieta chwyciła policzki szatyna w swoje ręce, uśmiechając się łagodnie.
A tajemniczy mężczyzna stojący za drzewem, przeklinał się w myślach za niewykorzystaną okazję.
Cześć kochani!
Mamy 4 tysiące!! Jesteście niemożliwi! ♡
Pierwsza osoba, która zagłosuje na ten rozdział, będzie osiemsetną gwiazdką w tym opowiadaniu!
Kocham was bardzo mocno ♡
CZYTASZ
Dancing With The Volvies | Larry (a/b/o)
FanfictionLouis to samotna Omega, której los nie oszczędził wrażeń. Według panującej zasady watahy, w której szatyn niegdyś przebywał, osobnik, który nie przynosi zysków, zostaje oddalony. Tak postąpiono z Louisem - w wieku zaledwie dziewiętnastu lat musiał p...