Ranek nadszedł szybciej, niż Louis by się spodziewał. Zapowiadał sie niewinnie, nie różniąc się wiele od poprzednich - Zayn wraz z panem Woodem odwiedzili go, pytając o samopoczucie oraz przynosząc śniadanie. Jednak tego dnia żołądek szatyna nie pozwolił mu niczego przełknąć. Stres skutecznie hamował jego apetyt, co nie umknęło uwadze obojgu lekarzom.
- Napewno dobrze się czujesz? Jesteś strasznie blady.
Odpowiedź Tomlinsona polegała jedynie na skinieniu głową, którą chwilę później odchylił tak, aby spotkała się z poduszką.
- Ktoś chciałby z tobą porozmawiać. Czujesz się na siłach? - Malik ostrożnie zaczął temat, próbując dowiedzieć się jak najwięcej na temat zdrowia młodej omegi.
- Tak, jest w porządku.
Nie minęła minuta, a do pokoju weszła dobrze znana Louisowi dwójka. Westchnął, wiedząc, co go czeka. Bał się zostawać z nimi sam na sam, lecz widocznie ani mulat, ani siwy Antonie nie zrozumieli niemych próśb chłopaka. Cóż, chłopakowi pozostało tylko się modlić.
- Domyślam się, że wiesz, w jakiej sprawie przyszliśmy? - Desmond przeczyścił gardło, nim zdobył się na pierwsze słowa. Niebieskookiego przeszły dreszcze, więc tylko skinął głową, co potem uznał za niegrzeczne, pouczając samego siebie.
- Um - wtrącił Harry, nie pozwalając ojcu dojść do faktur. - Zacznijmy najpierw od pytania, czy Ty, Louisie, jesteś pewien, że nasze stado jest odpowiednie? Chcemy dla Ciebie jak najlepiej, więc nie będziemy narzucać ci wyboru, ale pamiętaj, że nasze drzwi są dla Ciebie zawsze otwarte. - uśmiechnął się do wystraszonej omegi.
Chwila.
- Słucham?
Harry poruszył się niespokojnie na krześle.
- O co chodzi? - zapytał Tomlinsona, który podniósł się do siadu.
- To znaczy... mogę tu zostać?
Rysy twarzy starszego Stylesa złagodniały, na jego usta wstąpił delikatny uśmiech.
- Jasne.
Louis nie mógł przywołać uczucia euforii, jaka tłumiła się w jego ciele. Miał szansę. To była jego nadzieja na lepsze jutro.
- Nie wiem jak wam dziękować - wokół oczu nastolatka powstały tak zwane kurze łapki, a same usta ujawniły piękny, szczery uśmiech. - To znaczy panu, panie Styles oraz Tobie, Harry. - mimo pomyłki, która dla przedstawicieli watahy wydała się błaha, radość nie schodziła z jego twarzy, a zielonooki pomyślał, że szatyn jest doprawdy słodki.
Wtedy coś oświeciło się w ich sercach, lecz płomień był zbyt słaby, by zwracali uwagę na światło, prowadzące ich przez ciemność.
Dobry wieczór, kochani!
Jak zwykle, piszę pod wpływem chwili.
Nie wiem, ile razy przerywałam i denerwowałam się podczas tych kilkunastu minut, które poświęciłam na wyskrobanie tego, ale uznałam, że naprawdę muszę go napisać jeszcze dziś.
Słuchajcie!
DWTV ma już przeszło 2,9tyś. wyświetleń i zajmuje #439 miejsce w fanfiction! To niesamowite, oby tak dalej!
Kocham was xx
PS Od następnego rozdziału rozkręcamy akcje, moi mili ♡
CZYTASZ
Dancing With The Volvies | Larry (a/b/o)
FanficLouis to samotna Omega, której los nie oszczędził wrażeń. Według panującej zasady watahy, w której szatyn niegdyś przebywał, osobnik, który nie przynosi zysków, zostaje oddalony. Tak postąpiono z Louisem - w wieku zaledwie dziewiętnastu lat musiał p...