Kiedy Louis się obudził, na zegarku widniał czerwony napis "10:52".
- Cholera - zaklął cicho, przypominając sobie o obecności Harry'ego w tym samym łóżku. Zsunął się cicho, chwytając pierwsze, lepsze ubrania oraz udając się do łazienki.Kilka minut później stał już przy lodówce, myśląc o pomyśle na obiad. Nie mógł sobie pozwolić na zwyczajne danie, podawane każdego dnia. To musiało być coś, co pokazało by pani Anne, że potrafi zadbać o rodzinę.
Oczywiście nie myślał o Harrym, z którym mógłby bezczynnie leżeć na kanapie i oglądać horrory, których szatyn przeraźliwie by się bał. Zielonooki przytulałby go wtedy, czasem śmiejąc się pod nosem. Ale nie byłoby to obraźliwe. Nie myślał również o sobotnich wieczorach, które spędzałby sam na sam z Alfą. A dzieci? Rodzina Styles z pewnością przygarnęłaby do siebie roześmiane szczeniaki. W ostatni dzień tygodnia wszyscy spotykaliby się razem. Omega przygotowałaby masę na ciasto, a ich pociechy wycinałyby wzory oraz dekorowa-
Stop.
Louis wcale o tym nie myślał.
- Dobra, najpierw śniadanie - powiedział do siebie, wyciągając warzywa. Postanowił zacząć od czegoś lekkiego - sałatka z pieczywem byłaby odpowiednia na rozpoczęcie dnia. Do tego herbata, oczywiście imbirowa z cytryną oraz miodem, gdyż taką najbardziej lubił Harry.
Rozkładając na stole talerze, sztućce i ostatecznie same produkty, chłopak usłyszał ruch w salonie, skąd chwilę później wyłoniła się zaspana Luna.
- Dzień dobry, kochany - jej głos był ochrypły, a włosy roztrzepane na wszystkie strony. Delikatnie wygładziła je dłonią, pozostawiając na twarzy uśmiech.
- Dzień dobry. Proszę, niech pani usiądzie - odwzajemnił gest, niosąc kubki z panującym napojem. - Podać coś jeszcze?
- Usiądź, Louis. Jesteś bez przerwy na nogach. Pójdę obudzić Harry'ego.
Nim ktokolwiek z dwójki zdążył wstać od stołu, kędzierzawy kończył już przemierzać schody, z uśmiechem obserwując jego prawie-rodzinę. Przenosząc wzrok na pięknie ustrojony stół, nie mógł uwierzyć, że z jego kuchnią dało się zrobić coś takiego. Mimo, że na ogół preferował prosty styl, takie wydanie wpadło mu w oko.
Było po prostu... Louisowe. Najlepsze.- Jak zwykle ostatni - Anne zaśmiała się, odsuwając krzesło dla syna. Tomlinson uniósł kąciki ust, kiedy ich spojrzenia spotkały się po raz pierwszy tego dnia.
- Siadajcie, siadajcie! - ponagliła kobieta, chwytając za miskę. Nałożyła każdemu po kolei warzyw, po czym rozpoczęła konwersację na drobne tematy.
Louis przyłapał się na myśleniu o tym poranku jako rodzinnej tradycji.
Tylko... oni nie byli rodziną i powtarzał to po raz drugi w przeciągu zaledwie dwóch godzin.Po posiłku przyszedł Zayn, a za jego plecami schowana Gemma, która jak tylko zobaczyła szatyna, rzuciła się na jego szyję.
- Matko - pisnęła. - Jesteś taki słodki! Szkoda, że poznajemy się tak późno. Jako jedyna z mojej rodziny nic o tobie nie wiem! Pewnie ominęło mnie wiele ciekawych historii... - zaczęła histeryzować, chwytając zaskoczoną omegę pod ramię.
- No to co? - uśmiechnęła się, kontynuując temat. - Opowiadaj!
Hej, cześć, dzień dobry!
Wiem, że była trzydniowa przerwa. Niestety mam grypę żołądkową i... sami rozumiecie.
Jednak nie jest mi na rękę siedzenie bezczynnie w domu, a choroba nieco ustępuje. Sama się sobie dziwię, ale chciałabym iść jutro do szkoły hahah. Myślę jednak, iż moja mama nie zmieni zdania i nie puści mnie tam. Tak więc łapcie rozdział, a ja może w końcu zabiorę się za moją lekturę.
Trzymajcie się zdrowo!
PS 5,5tys. wyświetleń! Jesteście niesamowici!
CZYTASZ
Dancing With The Volvies | Larry (a/b/o)
Hayran KurguLouis to samotna Omega, której los nie oszczędził wrażeń. Według panującej zasady watahy, w której szatyn niegdyś przebywał, osobnik, który nie przynosi zysków, zostaje oddalony. Tak postąpiono z Louisem - w wieku zaledwie dziewiętnastu lat musiał p...