31.

1.2K 114 21
                                    

- Dominika, chodź odwiozę Cię do domu, i tak go dzisiaj nie zobaczymy – powiedział Jackson siadając obok mnie – Proszę.

- Jedź sam, ja się stąd nie ruszę – odpowiedziałam od razu nie obracając się w jego stronę.

- To pojadę się tylko przebrać i wrócę tutaj do Ciebie, dobrze? – zapytał ponownie ale tym razem nie otrzymał ode mnie żadnej odpowiedzi – Niedługo będę – wstał i ucałował mnie w czoło i za chwilę odszedł.

Zostałam sama. Monsta zawiozło matkę Wonho do domu, bo była w tragicznym stanie psychicznym i stwierdzili, że odpoczynek jej dobrze zrobi i zostali z nią. Jackson pojechał się przebrać, a Kai'a nawet nie chciałam widzieć.

Patrzyłam od kilku godzin w jeden punkt na ścianie. Mój umysł wydawał się być całkowicie pusty. Kumulacja wszystkich wydarzeń tego wieczoru mnie przeciążyła. Zaczęłam zdawać sobie sprawę, że to wszystko było karą za moje zachowanie, za to w jaki sposób krzywdziłam siebie i jego oddalając się całkowicie przez idiotyczny nacisk jego fanów i mediów. Powinnam schować swoją wielką dumę do kieszeni i dać mu się wytłumaczyć gdy tego potrzebował. A teraz na wszystko może już być za późno. W końcu gdy wiem, że chcę być przy jego boku na zawsze może być zwyczajnie za późno.

***

Jackson musiał zostawić ją chwilę samą. Potrzebował ściągnąć z siebie ten niewygodny garnitur. Wychodząc ze szpitala i zmierzając do samochodu napotkał na swojej drodze Kai'a. Na sam jego widok miał ochotę się na niego rzucić i zniszczyć mu tą piękną buzię.

- Co Ty tu jeszcze robisz? – syknął przechodząc obok niego i uderzając silno swoim ramieniem w jego.

- Chcę wiedzieć co z nim – odpowiedział mu Kai.

- Słucham? – odwrócił się do niego Jackson – Teraz chcesz wiedzieć co się z nim dzieje?

- Nie miałem zielonego pojęcia, że on za nami wybiegnie, że go potrąci cokolwiek, jak mogłem to przewidzieć? – krzyknął Kai.

- Przez to Twoje „nie miałem zielonego pojęcia" chłopak teraz walczy o życie, jak w kilka dni nie znajdzie dawcy do przeszczepu serca umrze, bo dłużej nawet aparatura go nie przetrzyma – syknął podchodząc do Kai'a bliżej – trzeba było siedzieć na dupie i dać jej być w końcu szczęśliwą, bo teraz ona może go stracić na zawsze, a Ty ją już straciłeś, więc i tak nic nie ugrałeś – uśmiechnął się ironicznie i wsiadł do swojego samochodu.

Kai stał i patrzył jak samochód Jacksona oddala się od szpitala i od niego.

- Nie mogę tego tak zostawić – mruknął do siebie i odwrócił się w stronę wejścia do szpitala – nie zostawię jej teraz samej – ruszył przed siebie.

***

Zobaczyłam garnitur, który właśnie zasłonił mi punkt w który od kilku godzin patrzyłam. Nie chciałam już dzisiaj widzieć tego garnituru.

- Czego jeszcze ode mnie chcesz? – podniosłam wzrok i spojrzałam na Kai'a.

- Chcę byś mnie wysłuchała – mruknął kucając przede mną.

- Ciebie mam wysłuchać? Po tym jak odebrałeś mi możliwość wysłuchania Wonho? On umiera – do moich oczu znowu napłynęły łzy.

- Nie wiedziałem, że tak to się potoczy, potrzebowałem spędzić ten czas z Tobą, bo ja... - zaczął się tłumaczyć.

- Ja nic do Ciebie nie czuje Kai, kocham człowieka, którego życie zależne jest teraz od tego czy lekarze znajdą odpowiedni narząd do przeszczepu, rozumiesz? Ile razy mam powtórzyć że on umiera byś przestał być egoistą? Przyszedłeś tu tylko po to by nadal mówić mi o swoich uczuciach to równie dobrze możesz po prostu spierdalać – to jaka nienawiść do całego świata we mnie panowała była nie do opisania.

- Chciałem coś powiedzieć ważnego, ale najwidoczniej nie chcesz mnie dłużej słuchać, proszę Cię tylko o jedno – złapał mnie za dłoń – dawaj mi znać co z nim i jak, dobrze? – ucałował mnie w dłoń i odszedł bez pożegnania.

Schowałam twarz w ręce. To wszystko stawało się coraz trudniejsze. Nie powinnam obwiniać nikogo o to co się stało. Kai naprawdę nie wiedział, że tak to wszystko się potoczy. A ja go tak strasznie potraktowałam. Było mi wstyd.

***

Kai wyszedł ze szpitala w jeszcze gorszym stanie niż do niego wszedł. Wiedział, że jest przez wszystkich obwiniany, on sam czuł się winny. Kochał tą dziewczynę odkąd ją zobaczył pierwszy raz w liceum. Była taka pewna siebie, taka odważna, nie bojąca się żadnych wyzwań, sama przeciwko całemu światu. Wtedy mu się to podobało. Różniła się od wszystkich dziewczyn z którymi się spotykał. Potem zrobił największy błąd w swoim życiu. Teraz wrócił by go naprawić i szło mu to naprawdę dobrze. Nie pragnął by byli razem, pragnął być tylko obok niej, do końca. Teraz była całkowicie inną osobą, ale taka podobała mu się jeszcze bardziej. Była niewinna, pełna pozytywnego nastawienia, delikatna w każdym geście. A on ponownie doprowadził do tego, że złamał jej serce. Nie miał bladego pojęcia w jaki sposób tym razem może to naprawić. Czuł, że tego nie da się już naprawić. Ale musiał jakoś spróbować. Musiał.

***

Jackson po dwóch godzinach wrócił do szpitala, dochodziła prawie 3 w nocy, Dominika spała na krzesłach w poczekalni. Jej twarz wyglądała nienajlepiej. Jej twarz wyrażała wszystko, to że była zmęczona tym wszystkim, że była zwyczajnie nieszczęśliwa. Poszedł w stronę rejestracji.

- Wiem, że już późno, ale chciałbym się zapytać o chłopaka z wypadku, który dzisiaj był operowany, Wonho? Wiadomo coś? – zapytał jednej z pielęgniarek.

- Zostanie nad ranem przeniesiony do sali, ale jak na razie jego stan się nie zmienił, a raczej pogorszył, na znalezienie serca zostało mu jeszcze mniej czasu – odpowiedziała.

***

Usłyszałam kroki wokół mojej osoby. Otworzyłam oczy i zobaczyłam Jacksona zmierzającego do rejestracji. Podniosłam się z krzeseł i spojrzałam na zegarek. Była prawie 3 nad ranem. Wstałam i ruszyłam za Jacksonem. Pytał o stan Wonho, więc dokładnie wsłuchałam się w odpowiedź pielęgniarki.

- A żywa osoba może oddać swoje serce do badań? – zapytałam, słysząc o tym że Wonho ma coraz mniej czasu niż myśleli.

- Mówisz o sobie? Dominika zwariowałaś całkowicie? Nigdy bym Ci na to nie pozwolił, nikt by Ci nie pozwolił – odwrócił się w moją stronę Jackson.

- Panienko, to nie jest takie proste jak się może wydawać, zabronione jest uzyskiwanie narządów od osób żyjących bo to nie humanitarne, są bardzo rzadkie przypadki ale panienka na pewno do niego nie należy, proszę być po prostu dobrej myśli – uśmiechnęła się delikatnie i odeszła.

- Co Ty sobie wyobrażasz w ogóle myśląc o takich rzeczach?! – krzyknął Jackson łapiąc mnie rękoma za ramiona.

- ja go po prostu kocham Jackson.

Jackson nic nie odpowiedział, po prostu mocno mnie przytulił i pocałował w czubek głowy.

- Jakbyś nawet mogła mu oddać swoje serce, on by tego nie przyjął uwierz mi – powiedział cicho jeszcze mocniej mnie do siebie przyciskając. 

Assistant Manager | WonhoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz