4.

682 63 10
                                    

Odebrałem swoje badanie oraz zwolnienie, które podrzuciłem na uczelnię. W dziekanacie dowiedziałem się, że Stefan jeszcze tego nie zrobił, a był u lekarza tydzień przede mną.

Kiedy wróciłem do domu usłyszałem następującą rozmowę.

- Chcę to zaliczyć w najbliższym terminie... - Stefan chodził po salonie. - Tak, wiem pani profesor... To dla mnie bardzo ważne... Świetnie! Jest pani niesamowita! Do zobaczenia - rozłączył się.

- Dlaczego nie byłeś w dziekanacie?

- Nie skaczę w tym sezonie - mruknął.

- Dlaczego?

- Bo nie mogę skakać - warknął. - Mam uszkodzoną rzepkę.

- Skarbie... Będzie dobrze - chciałem go objąć.

- Nic nie będzie dobrze! - odepchnął moje ręce. - Nie rozumiesz?! Już nigdy nie usiądę na belkę!- złapał telefon i wyszedł.

5 GODZIN PÓŹNIEJ

Zadzwoniłem do Leny, ale nie miała pojęcia gdzie jest Stefan. Dochodziła 23, a ja nie mogłem się do niego dodzwonić.

Koło północy usłyszałem jakiś hałas, więc zszedłem na dół i zobaczyłem, że wrócił.

- Gdzie byłeś? - zatrzymałem się w połowie schodów.

- Musiałem pomyśleć - odłożył telefon. - Przepraszam, że na ciebie naskoczyłem.

- Martwiłem się.

- Za to też przepraszam.

- To było głupie, Stef.

- Było - nie podchodził do mnie, cały czas stał przy drzwiach, chyba badał moją reakcję. Podszedłem do niego i objąłem.

- Jestem przy tobie, zawsze będę. Nie musisz mierzyć się z tym sam. Od tego mnie masz. Żebym cię wspierał i był przy tobie.

- I żebyś mnie doprowadzał do porządku... I motywował i uszczęśliwiał.

- I kochał... Od tego mnie masz - jeszcze mocniej go przytuliłem.

- Bardzo cię kocham, Michi.

- Ja ciebie też, słonko.

- Wiem...

Kiedy się położyłem, Stefan poszedł wziąć prysznic, zasnąłem czekając na niego.

2 MIESIĄCE PÓŹNIEJ

Stefan był na kolejnej konsultacji u ortopedy. Po chwili do gabinetu wszedł jeszcze jeden lekarz. Zaniepokoiło mnie to. Zerknąłem na zegarek, siedział tam już 30 minut. Po chwili wyszedł w towarzystwie mężczyzn w białych kitlach i poszedł do mnie.

- Jeszcze chwilę - szepnął i ruszył za lekarzami.

Siedziałem w poczekalni kolejne 20 minut. Kiedy Stefan wrócił, wyszliśmy z kliniki.

- I jak? - spytałem w aucie.

- Robili mi punkcję lewego kolana. Wyniki powinny być za kilka dni.

# # #

Przez te ostatnie dni, Stefan był nieznośny. Czepiał się o wszystko. Aż się cieszyłem, że jadę na rozpoczęcie sezonu sam.

Znosiłem walizkę na dół, gdy wrócił.

- Stefan, gdzieś tu był? Miałeś zadzwonić, jak odbierzesz wyniki.

- Wiem - minął mnie i wszedł do kuchni, gdzie z lodówki wyjął sok i się napił.

- Co jest?

Forever with you | KraftboeckOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz