Odebrałem swoje badanie oraz zwolnienie, które podrzuciłem na uczelnię. W dziekanacie dowiedziałem się, że Stefan jeszcze tego nie zrobił, a był u lekarza tydzień przede mną.
Kiedy wróciłem do domu usłyszałem następującą rozmowę.
- Chcę to zaliczyć w najbliższym terminie... - Stefan chodził po salonie. - Tak, wiem pani profesor... To dla mnie bardzo ważne... Świetnie! Jest pani niesamowita! Do zobaczenia - rozłączył się.
- Dlaczego nie byłeś w dziekanacie?
- Nie skaczę w tym sezonie - mruknął.
- Dlaczego?
- Bo nie mogę skakać - warknął. - Mam uszkodzoną rzepkę.
- Skarbie... Będzie dobrze - chciałem go objąć.
- Nic nie będzie dobrze! - odepchnął moje ręce. - Nie rozumiesz?! Już nigdy nie usiądę na belkę!- złapał telefon i wyszedł.
5 GODZIN PÓŹNIEJ
Zadzwoniłem do Leny, ale nie miała pojęcia gdzie jest Stefan. Dochodziła 23, a ja nie mogłem się do niego dodzwonić.
Koło północy usłyszałem jakiś hałas, więc zszedłem na dół i zobaczyłem, że wrócił.
- Gdzie byłeś? - zatrzymałem się w połowie schodów.
- Musiałem pomyśleć - odłożył telefon. - Przepraszam, że na ciebie naskoczyłem.
- Martwiłem się.
- Za to też przepraszam.
- To było głupie, Stef.
- Było - nie podchodził do mnie, cały czas stał przy drzwiach, chyba badał moją reakcję. Podszedłem do niego i objąłem.
- Jestem przy tobie, zawsze będę. Nie musisz mierzyć się z tym sam. Od tego mnie masz. Żebym cię wspierał i był przy tobie.
- I żebyś mnie doprowadzał do porządku... I motywował i uszczęśliwiał.
- I kochał... Od tego mnie masz - jeszcze mocniej go przytuliłem.
- Bardzo cię kocham, Michi.
- Ja ciebie też, słonko.
- Wiem...
Kiedy się położyłem, Stefan poszedł wziąć prysznic, zasnąłem czekając na niego.
2 MIESIĄCE PÓŹNIEJ
Stefan był na kolejnej konsultacji u ortopedy. Po chwili do gabinetu wszedł jeszcze jeden lekarz. Zaniepokoiło mnie to. Zerknąłem na zegarek, siedział tam już 30 minut. Po chwili wyszedł w towarzystwie mężczyzn w białych kitlach i poszedł do mnie.
- Jeszcze chwilę - szepnął i ruszył za lekarzami.
Siedziałem w poczekalni kolejne 20 minut. Kiedy Stefan wrócił, wyszliśmy z kliniki.
- I jak? - spytałem w aucie.
- Robili mi punkcję lewego kolana. Wyniki powinny być za kilka dni.
# # #
Przez te ostatnie dni, Stefan był nieznośny. Czepiał się o wszystko. Aż się cieszyłem, że jadę na rozpoczęcie sezonu sam.
Znosiłem walizkę na dół, gdy wrócił.
- Stefan, gdzieś tu był? Miałeś zadzwonić, jak odbierzesz wyniki.
- Wiem - minął mnie i wszedł do kuchni, gdzie z lodówki wyjął sok i się napił.
- Co jest?