Zwlekałem z tym żeby jechać po resztę swoich rzeczy. Nie chciałem oglądać Stefana, ale Lena uważała, że powinienem z nim porozmawiać.
Pojechałem tam dopiero dwa tygodnie po rozstaniu. Otworzyłem drzwi i niczym Tom Cruise w "Mission: Impossibile" upewniłem się, że Stefana nie ma.
Spakowałem swoje rzeczy przy okazji sprawdzając, czy w domu nie ma amfetaminy. Nic nie znalazłem.
Kiedy schodziłem na dół, poślizgnąłem się na schodach, akurat gdy pokonywałem dwa stopnie na pośladkach do mieszkania wszedł Stefan.
- Never lucky - mruknąłem i oparłem głowę o barierkę, a Stefan patrzył na mnie powstrzymując śmiech. - Nie krępuj się.
- Na przypale albo wcale - śmiał się. Wstałem. - I co? Znalazłeś coś?
- Nie rozumiem.
- Wiem, że szukałeś amfetaminy.
- Nie znalazłem.
- Odkąd się wyprowadziłeś nie wziąłem ani razu. Możesz zapytać Beckera.
- Nie omieszkam - podszedłem do drzwi.
- Kiedy wrócisz do domu?
- Przyszedłem po resztę rzeczy - wskazałem na torbę, która stała przy drzwiach.
- Nie wrócisz do mnie?
- Muszę mieć pewność, że jesteś czysty.
- Moje słowo nic nie znaczy?
- Nie.
- Aua... To zabolało.
- Okłamałeś mnie... To chyba normalne, że moje zaufanie do ciebie ucierpiało.
- Tęsknię za tobą - szepnął.
- Nie bierz mnie z tej strony - przymknąłem oczy.
- Ty za mną nie?
- Przecież znasz odpowiedź... Cholernie za tobą tęsknię - uśmiechnął się i ruszył w moją stronę. - Ale jednocześnie nie chcę cię widzieć. - Zatrzymał się. - Kocham cię, ale mam już dość martwienia się, że zrobisz coś głupiego, pilnowania czy bierzesz leki, czy pamiętasz o wizytach u lekarza... Jestem zmęczony, Stef.
- Wiem, że mnie kochasz - stanął kilka centymetrów ode mnie. - Czuję to... Jak o mnie dbasz, troszczysz się... Ja też cię kocham... Chociaż może tego nie okazuję.
- Wiem, że mnie kochasz - pogłaskałem go po policzku. - Muszę iść - minąłem go.
- Kiedy wrócisz?
- A kiedy chcesz? - zatrzymałem się z dłonią na klamce.
- Nie wychodź - podszedł i przytulił się do moich pleców, jednocześnie wyjmując torbę z mojej ręki. - Zjedz ze mną obiad.
- Będziesz gotował? - zdziwiłem się kładąc dłoń na jego, splecionych na moim brzuchu.
- Chcesz umrzeć? - zaśmiał się. - Miałem na myśli jakąś knajpę - stanął między mną, a drzwiami i oparł się o nie.
- To może kolacja?
- Jak wolisz - uśmiechnął się. - 20?
- Przyjadę po ciebie.
- Zarezerwuję coś - patrzył na mnie z uśmiechem.
- Na razie.
- Cześć.
Wyszedłem z mieszkania. Doskonale wiem, co on próbuje zrobić, mąci mi w głowie, chce żebym jak najszybciej wrócił.
Zaraz po dotarciu do mieszkania Leny zadzwoniłem do lekarza Stefana.