15. Bliżej niż dalej

1.1K 84 23
                                    

Spojrzałam w lustro. Zobaczyłam czekoladowe, zmęczone oczy i okalającą moją twarz burzę brązowych loków w nieładzie. Typowy widok po nieprzespanej nocy.

Druga odkąd tu mieszkam noc zerwana na wielogodzinne rozmowy. Tym razem jednak sytuacja była zupełnie inna.

Edwarda nie znałam. Rozmawialiśmy by się zapoznać. To była wyjątkowa rozmowa, niezwykła noc. Coś niesamowitego od prostoty pytań po sposób w jaki mnie omotał i wyciągał odpowiedzi. Teraz przynajmniej wiedziałam dlaczego. Był zafascynowany i podirytowany brakiem dostępu do mojego umysłu, musiał wymyślić jakiś inny sposób, bo nie przywykł do tego, że nie potrafił rozszyfrować jakiejkolwiek osoby.

James był inny. Znał mnie od dziecka, był najbliższą mi osobą. Rozumiałam się z nim bez słów, jedynie Melinda znała mnie lepiej. Spędziliśmy noc rozmawiając o tym, co się z nami działo przez te wszystkie tygodnie (swoją opowieść musiałam mocno skrócić, pomijając kilka istotnych faktów) lub milcząc. To drugie było znacznie przyjemniejsze. Niczym nie krepująca cisza, subtelne i czułe gesty. Pocałunki.

Tylko miłość.

Po jakimś czasie zmorzył mnie sen i zdrzemnęłam się na kilka zaledwie godzin, a gdy się obudziłam Jamesa nie było. Domyśliłam się, że poszedł do siebie, do jednego z pustych pokoi wskazanych mu przez Cullenów.

Wstrzymałam się ze wspomnieniami skupiając się na tym, co czekało mnie dzisiejszego wieczoru. Doprowadziłam się do porządku i zbiegłam na dół czując się radośnie i lekko. Podświadomie skierowałam się do kuchni; trafiłam idealnie.

Mój chłopak siedział przy kuchennym stole, w najlepsze rozmawiając z moimi przybranymi rodzicami. Gdy tylko zorientował się, że przyszłam, odwrócił się w moim kierunku i posłał mi uśmiech. Wydał mi się jakiś dziwny, ale nie zwróciłam na to uwagi. Krokiem godnym Alice pokonałam dzielącą nas odległość i usadowiłam mu się na kolanach. Stłumiłam ziewnięcie; byłam zmęczona, ale nie zamierzałam tracić czasu, w którym mogłam się nim cieszyć.

– Brawo, Izzy. Dwie i pół godziny snu, to chyba twój rekord – zaśmiał się, spoglądając na zegarek.

– Nieee... – zaprzeczyłam, ziewając. – Kiedyś z Mel nie spałyśmy całą noc. To było wtedy, gdy spałam u was i zrobiliśmy sobie maraton horrorów. Dwie części „Ringu", później straszyłeś nas bawiąc się telefonem – przypomniałam.

– A fakt – zreflektowała się. – Samara cię dorwie – wywrócił oczyma. – To było nawet niezłe, zwłaszcza te wasze miny. Ale na pewno pamiętasz jakieś pozytywy związane ze mną, co? – niby to przypadkiem przesunął dłonią po moim policzku. Zadrżałam.

– Hmm...? Nie, jakoś nic sobie nie przypominam – zażartowałam, udając głęboki namysł.

– To szkoda – zamruczał. – Będzie trzeba stworzyć kilka, dziś wieczorem przykładowo. Och, a skoro już wspomniałaś o Mel to coś mi się przypomniało – oznajmił nagle. – Kazała mi ciebie spytać po jaką cholerę masz telefon, skoro z niego nie korzystasz. Innymi słowy – masz do niej dzwonić.

Zrobiłam minę z repertuaru „ups!" uświadamiając sobie, że od naszej rozmowy minęły wieki. Kolejna zaniedbana rzecz, zbyt błaha by o niej myśleć ze świadomością, że ma się zostać dhampirem.

Zmarkotniałam, zagłębiając się w ponurych myślach związanych z tym, co miało się wkrótce stać. Uświadomiłam sobie, że pozostało naprawdę nie wiele czasu. Dni zdawały się mijać z zawrotną prędkością przybliżając mnie do dnia moich osiemnastych urodzin.

James bez ostrzeżenia zsunął mnie na osobne krzesło. Bez słowa wstał i ruszył w stronę wyjścia.

– A ty gdzie? – rzuciłam za nim. Z nietypowym dla niego ociąganiem odwrócił się w moją stronę. Na jego twarzy dostrzegłam zniecierpliwienie – jakby chciał jak najszybciej pozbyć się mojego towarzystwa. To zbiło mnie z tropu; uznałam, że zmęczona mam zwidy, bo on nigdy nie okazał niechęci czy znudzenia moją osobą.

ANOTHER TWILIGHT STORY [KSIĘGA I: PRZEPOWIEDNIA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz