16. Rocznica

1.2K 91 37
                                    

Zamarłam; nieświadomie wstrzymałam nawet oddech. Bez ruchu wsłuchiwałam się w płynącą z nieznanego mi źródła piosenkę. W tak bardzo znaną i uwielbianą przeze mnie piosenkę.

Nabrałam powietrza do płuc, gdy we znaki dał mi się brak tlenu i powoli, jak gdyby bojąc się, że w którymś momencie jednak zasnęłam się i zaraz się obudzę, a wszystko zniknie, podniosłam się z łóżka. Wiedziona melodią podeszłam do zastępującej ścianę szyby i wyjrzałam na zewnątrz.

– Wiedziałam, że mnie nie zawiedziesz – wyszeptałam bezwiednie. Nie czekając na jakąkolwiek zachętę ruszyłam w stronę w drzwi; w roztargnieniu spojrzałam jeszcze w lustro i poprawiłam włosy. Jak najprędzej mogłam nie zabijając się po drodze, zbiegłam po schodach i wyszedłszy na zewnątrz, pognałam na tyły domu.

Efekt był niesamowity. Dookoła panował mrok, jedynie ledwo przebijający się przez chmury półksiężyc swym wątłym blaskiem umożliwiał zobaczenie czegokolwiek. James stał w samym środku kręgu utworzonych z czegoś, co jak się zorientowałam było świecami. Gdy tylko mnie dostrzegł przykucnął i wprawnie zaczął je zapalać. Stałam zaledwie kilka metrów dalej i naprawdę niewiele musiałam zrobić by znaleźć się przy nim. Nie zrobiłam tego. Czułam, że powinnam zaczekać aż skończy i dopiero gdy ostatnia świeca zapłonęła jasnym płomieniem, zamykając świetlisty krąg, ruszyłam się z miejsca.

– Podoba ci się? – zapytał szeptem. Gdy tylko znalazłam się wystarczająco blisko, ujął delikatnie moją dłoń i pomógł mi przekroczyć utworzoną ze świec granicę. Chwilowo oszołomiona i niezdolna do wydobycia z siebie głosu, zdobyłam się na jedynie lekkie skinięcie głową. Chcąc zyskać na czasie i spróbować o wszystko ogarnąć, raz jeszcze rozejrzałam się dookoła. Mój wzrok spoczął na stojącym gdzieś z boku odtwarzaczu. Uśmiechnęłam się lekko, może nawet nieśmiało i przeniosłam spojrzenie na jedną z najważniejszych dla mnie osób.

– If no one will listen...* – powiedziałam cicho, splatając palce naszych dłoni. James uniósł je i wierzchem swojej pogładził mnie po policzku. Zadrżałam i to bynajmniej nie dlatego, że stałam w skąpej sukience w chłodny wrześniowy wieczór.

Poczułam jego wolną dłoń na swojej talii. Delikatnie przyciągnął mnie bliżej; nasze twarze dzieliło teraz naprawdę niewiele. Zaczął powoli kołysać się w takt muzyki ; pozwoliłam mu się poprowadzić.

– Wszystkiego najlepszego, Isabel – szepnął. Poczułam jego ciepły oddech na twarzy. Dzieląca nasze usta odległość zaczęła mi ciążyć.

– Wszystkiego najlepszego – powtórzyłam i mocno już zniecierpliwiona, może nawet zbyt gwałtownie jak na panujący wokół nastrój, zachłannie wpiłam się w jego usta.

Nigdy wcześniej nie czułam czegoś podobnego. Coś, jakiś niewidzialny magnes przyciągał mnie do niego. Chciałam być bliżej, o wiele bliżej. Czułam cudowny słodki zapach; z zaskoczeniem zdałam sobie sprawę, że pochodzi od niego. Emitowało go jego cudowne ciało. Działał na mnie jak narkotyk, potrzebowałam go, wszystkiego co z nim związane. Zupełnie jak powietrza, a może i bardziej.

Odsunęliśmy się od siebie zdyszani. Kręciło mi się w głowie; nie byłam jednak pewna czy powodem tego był pocałunek czy ten oszałamiający zapach którym przesycone zdawało się by powietrze wokół nas. Chcę..., pomyślałam.

– Tak, Izzy? – zapytał, a ja uświadomiłam sobie, że wypowiedziałam tę myśl na głos.

– Ja... Nie, nic. Kocham cię – odpowiedziałam, ponownie przysuwając się do niego. Byłam cała rozpalona, pragnęłam go, a po jego oczach poznałam, że pożąda mnie równie mocno.

Czułam jego przyśpieszony puls, widziałam jak z trudem łapie oddech, jak pulsuje żyła na jego szyi. Przecież wystarczyło bym tylko odrobinę nachyliła i...

ANOTHER TWILIGHT STORY [KSIĘGA I: PRZEPOWIEDNIA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz