19. Niepewność

1.2K 96 19
                                    

Siedziałam jak sparaliżowana. Walczyłam. Walczyłam z samą sobą. Z rozsądkiem i sercem. Rozum podpowiadał mi, że mam przed sobą wampira. Wampira, które właśnie oświadczył mi, że chciał mnie zabić. Dla którego byłam bezbronnym człowiekiem. Dziwnym z racji tego, że miałam stać się jakimś wyjątkowym dhampirem, ale jednak człowiekiem. Nikt nie powiedział, że to co Volturi uznali za jakąś bzdurną przepowiednię miało się spełnić.

Mimo tych logicznych faktów nie potrafiłam spojrzeć na Edwarda jak na mordercę. Dla mnie to nadal był on. Mój miedzianowłosy przyszywany brat. Ten sam tak bardzo mnie irytujący, wpychający nos w nie swoje sprawy. Poza tym sama zapytałam, a gdyby na prawdę coś mi groziło z jego strony to prawdopodobnie już dawno leżałabym martwa.

Z opóźnieniem zdałam sobie sprawę, że zrobiło się ciemniej. Rozejrzałam się zdezorientowana; nie zauważyłam momentu w którym Edward zerwał się z miejsca i przebiegł na przeciwległy koniec polany. Skrył się w cieniu i przestał błyszczeć, stąd to wrażenie. Nie rozumiałam jednak dlaczego uciekł.

Podniosłam się ostrożnie i chwiejnie stanęłam na nogach. Bardzo niepewnie zrobiłam krok w jego stronę; cofnął się. Stanęłam w miejscu zagubiona. Co zrobiłam nie tak? Najgorsze, że nie potrafiłam wyczytać nic z jego twarzy – przybrał coś na kształt maski, łudząco podobnej do tej, która tak bardzo przerażała mnie u Jacoba.

– Edward, ja... – nie wiedziałam co powiedzieć. Jak ująć słowami to, co setkami różnorakich myśli kłębiło się w mojej głowie.

– Nie bój się, wrócisz do domu – przerwał mi. Jego głos był równie wybrany z emocji co wyraz twarzy. – Nie tknę cię. Domyślam się, co teraz musisz myśleć. Zaufaj mi jedynie w kwestii tego, że zaraz sprowadzę kogoś by zabrał cię do domu. Wierz mi, będę się trzymać od ciebie z daleka – ciągnął. Wręcz wytrzeszczyłam na niego oczy. O czym on, do cholery, bredził?

– Dlaczego uważasz, że się ciebie boję? – zadałam pierwsze pytanie, jakie przyszło mi do głowy. Zaskoczył mnie, owszem – niezbyt często słyszy się, że ktoś miał wobec ciebie złe zamiary; moje ciało zareagowało automatycznie, tylko tyle.

Tylko na sekundę stracił panowanie nad własnymi emocjami, ale mnie to wystarczyło. Gdy ta okropna maska chwilowo zniknęła, rozpoznałam garstkę targających nim emocji – dominowało zaskoczenie. Szybko się opanował, nie powstrzymał się jednak od lekkiego zmarszczenia brwi.

– Wyglądałaś, jakbyś zaraz miała zemdleć – powiedział poważnie. Wzruszyłam ramionami. – Chciałem cię zabić – powtórzył sądząc za pewne, że jestem w szoku i nie docierają do mnie jego słowa.

– Zgadza się – potwierdziłam. – Może i na początku mnie wystraszyłeś, przyznaję, ale zaraz uznałam, że gdybyś faktycznie chciał mnie zabić to już dawno bym nie żyła. Poza tym chciałeś, czas przeszły.

Całkiem zbiłam go z pantałyku swoim rozumowaniem. Skorzystałam z chwili jego dekoncentracji i pośpiesznie do niego podeszłam. Chwyciłam go mocno za nadgarstek wiedząc, że bez problemu może mi się wyrwać.

– Ufam ci – powiedziałam z naciskiem. Może i czytał w myślach, ale ze zgadywaniem potrzeb i uczuć osób, których umysły były dla niego zagadką, kompletnie sobie nie radził. – I nie boję się, zrozumiano?

Na chwilę się zawahał, jak gdyby rozważał czy nie powinien wyswobodzić się z mojego uścisku i ponownie się odsunąć. W końcu jednak dał za wygraną i z westchnieniem oparł się o najbliższe drzewo. Uśmiechnęłam się zadowolona.

– To bardzo niedobrze – usłyszałam. Nie byłam pewna czy miedzianowłosy mówi do siebie, czy raczej do mnie. – Powinnaś wiedzieć, że jestem niebezpieczny – znienacka spojrzał mi w oczy. – Sama widziałaś, że wystarczy kropla krwi by mogło dojść do tragedii – przypomniał.

ANOTHER TWILIGHT STORY [KSIĘGA I: PRZEPOWIEDNIA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz