Po wydarzeniach z udziałem krwi i Jaspera ktoś normalny z całą pewnością zacząłby działać. Może nawet wystraszyłby się i uciekł. Ale na pewno nie udawał, że nic się nie stało, jak to zrobiłam ja. Funkcjonowałam jak przed tym wydarzeniem. Byłam i już. Dziwiło to ich, ale chyba z ulgą przyjęli brak mojego zainteresowania tym co się stało. Ale ja nie zapomniałam.
Wciąż miałam w myślach wskazówkę Jacoba. Legendy Quileutów. Cóż, po ostatnich wydarzeniach wcale bym się nie zdziwiła, gdyby otaczały mnie postacie z legend. Kiedyś, dawno, gdy moje życie było całkiem zwyczajne i nieskomplikowane Billy Black opowiadał mi te historie. Niektóre bynajmniej. Jednak ludzka pamięć jest niczym sito, błahe bajki szybko z niej uleciały.
Nie chciałam zajmować się tym w domu. Wolałam nieco odczekać, a nuż oszczędzą mi kłopotu i wszystko wyjaśnią. Niestety. Nic nie wskazywało na by planowali coś podobnego w najbliższym czasie. Mówi się trudno – widocznie byłam zdana tylko na siebie. A okazja do działania pojawiła się wraz z pierwszym dniem szkoły.
Zerknęłam na zegarek. Do wyjścia został kwadrans, a ja jeszcze nie byłam gotowa. W pośpiechu wciągnęłam na siebie jeansy. Wybrałam czarny, dopasowany top, a na wierzch pasujący do wszystkiego rozpinany sweterek. Powinno być dobrze. Przejechałam jeszcze usta błyszczykiem i zebrałam się do wyjścia. Chwyciwszy torbę popędziłam do garażu.
– Denerwujesz się? – tym pytaniem powitała mnie Alice. Ona, Jasper i Emmett już ładowali się do samochodu. – Carlisle mówił, że w razie czego zawsze możesz wrócić do domu.
– Nie ma potrzeby. Radziłam sobie na występach cheerleaderek, pierwszy dzień w nowej szkole to przy tym drobiazg – zapewniłam rozluźniona. Cieszyłam się, że prowadzimy zwykłą rozmowę na tak bezpieczny temat. Szczerze brakowało mi tych relacji z początków mojego pobytu w Forks, ale oni sami byli sobie winni.
Alice chyba chciała dodać coś jeszcze, ale wtedy pojawiła się Rosalie więc zamilkła. Blondynka obrzuciła mnie obojętnym spojrzeniem i zasiadła na miejscu kierowcy. Szybko wgramoliłam się na tył, tuż obok chochlicy. Byłam niemal pewna, że blond-piękność nie zawahałaby się mnie zostawić.
– A gdzie ten wszechwiedzący? – zapytałam, uświadamiając sobie brak Edwarda. Od jakiegoś czasu mnie irytował; sądził, że wie lepiej co jest dla mnie dobre.
– Pan rudzielec pojechał wcześniej – o dziwo odpowiedziała mi Rosalie. Chyba ze względu na swoje relacje z przyszywanym bratem zrobiła to bez cienia wrogości. – Uznał, że musi pobyć trochę samemu.
Więcej nie rozmawialiśmy. To było takie dziwne siedzieć ze zwykle rozgadaną Alice i żartującym Emmettem w zupełnej ciszy. Jasper też nie zachowywał się naturalnie – unikał mojego wzroku i non-stop odwracał się w stronę odrobinę rozsuniętego okna zaczerpnąć świeżego powietrza. Wyglądał jakby coś go bolało.
Ta cisza była tak kremująca, że miałam ochotę uciec od nich z krzykiem. Mogli chociaż udawać, że wszystko między nami w porządku. Jakkolwiek, byłam gotowa znieść wszystko byleby ktoś przerwał tę ciszę. A nikt nie włączył chociażby radia.
Myślałam, że zwariuję. Byłam prawie pewna, że zaraz zaczną krzyczeć. I wtedy samochód zatrzymał się na szkolnym parkingu. Wypadłam na zewnątrz, chyba tylko cudem pamiętając o uprzednim otworzeniu drzwi i szybkim krokiem ruszyłam w stronę najbliższego budynku.
– Zobaczymy się potem – rzuciłam na odchodne.
Liceum w Forks było zupełnie inne od szkół Phoenix. Po pierwsze, było małe; składało się z kilku sąsiadujących ze sobą budynków nie porażających swoimi rozmiarami. Po drugie, ilość uczniów była przygnębiająca. Wszyscy zdawali się znać od lat, byłam tu więc nowinką. Ludzie oglądali się za mną i szeptali coś między sobą. Nie ułatwiało mi to zbytnio życia.
CZYTASZ
ANOTHER TWILIGHT STORY [KSIĘGA I: PRZEPOWIEDNIA]
Hayran KurguTajemniczy pożar w jednej chwili zmienia całe życie Isabel. Po śmierci rodziców, dziewczyna zmuszona jest do przeprowadzki do wiecznie deszczowego miasteczka w stanie Waszyngton - Forks. Zmiana miejsca zamieszkania, na dodatek wprowadzenie się do no...