Rozdział 6

1K 93 42
                                    

Była sobota. Dylan napisał, że odwiedzi mnie dziś.

Szczerze mówiąc, nie miałam pojęcia czego mogę się po nim spodziewać.

Musiałem wstać i ogarnąć trochę dom zanim chłopak przyjedzie, rodzice pojechali na jak to nazwali "większe zakupy". Tak więc nie zostało mi nic innego niż czekanie na bruneta.

Gdy już posprzątałem, włączyłem sobie telewizję. Jako, że nie było nic ciekawego, przeskakiwałem z jednego kanału na drugi.

Podskoczyłem gdy uslyszałem dzwonek do drzwi. Wstałem z kanapy i ruszyłem w stronę drzwi wejściowych. Już otwierałem usta żeby przywitać się z szatynem, ale niestety przed domem nie było nikogo.

Już miałem zamykać drzwi, gdy nagle z boku wyskoczył Dylan strasząc mnie.

Przestraszony odskoczyłem i potknąłem się o własną nogę.

Tak więc miałem okazję zobaczyć podłogę z bliska.

- O boże! Przepraszam, Tommy! Nie chciałem cię tak wystarczyć - Dylan pobiegł do mnie i pomógł wstać.

-Uh...

-Boli cię?

-Trochę - złapałem się za kostkę i położyłem ją na krześle.

- Przepraszam - powiedział po raz drugi szatyn.

-To nie twoja wina - uśmiechnąłem się do niego co odrazu odwzajemnił.

-Em.. W sumie to ja powinienem cię przeprosić - odezwałem się w końcu.

-Za co? - podniósł brwi ze zdziwienia.

-No za wczoraj.

-Ahh - machnął ręką - nie gniewałem się. Chciałem żebyś się trochę pomartwił - uśmiechnał się. Trochę jak pedofil, ale może mi się zdawało.

- Oh.

* * *

Razem z Dylanem oglądałamy od godziny pierwszą część gwiezdnych wojen. Oglądałem to już chyba ze sto razy, ale Dylan tak ładnie prosił, że się zgodziłem.

- O nie! To jest smutne! - krzyknął kiedy zobaczył jak umiera
Qui Gon Jinn.

-Bardzo - mruknąłem i skupiłem się na oglądaniu.

- Ej - sztucznął mnie łokciem w żebro.

-Hm? - powiedziałem i odwróciłem głowę w jego stronę, co było złym pomysłem, ponieważ jego twarz była bardzo blisko mojej.

Widziałem jak Dylan przybliża się coraz bardziej, a ja siedziałem jak sparaliżowany.

Co miałem zrobić?

Już czułem oddech szatyna na moich ustach, gdy nagle drzwi wejście otworzyły się.

Dzięki Bogu.

Znaczy to nie tak, że Dylan mi się nie podoba. Bo podoba i to bardzo, ale po prostu było by to za szybko.

Do salonu weszli uśmiechnięci rodzice.

- Nawet nie wiesz jakie kolejki są w... - zaczęła mama, lecz zaraz utrwała, gdy zobaczyła szatyna - oh. Cześć - uśmiechnęła się promienie.

- Em. Dzień dobry - powiedział Dylan i wstał aby przywitać się z moimi rodzicami.

-To ja już może będę lecieć. Do widzenia państwu. Cześć, Tommy - uśmiechnął się do mnie i wyszedł.

-No, no. Przystojny - powiedziała mama i poczochrała mi włosy.

-Mamo!

-No co? - wzruszyła ramionami i poszła do kuchni.

Pokręciłem tylko głową i wróciłem do oglądania.

*****

Dość krótki ale jest!

Nie bicie za ten prawie pocałunek xd

Odrazu przepraszam za wszelkie błędy ortograficze itp.

Don't Let Go [Dylmas]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz