Rozdział 12

810 80 38
                                    

- Hej, Thomas - zaczepił mnie na przerwie Minho.

- Hm? - mruknąłem niewyraźne.

- Coś ty taki?

- Nie wyspałem się.

- Pewnie się uczyłeś do późna, co nie? - dopytywał.

Zastanawiałem się, czy mu powiedzieć.

- Em. Nie, nie uczyłem się. Do czwartej pisałem z Dylanem - odpowiedziałem patrząc przed siebie.

Poczułem jak azjata łapie mnie za ramię i przytula jedną ręką. Spojrzałem na niego zdziwiony.

- Noo. Czyżby nasz Tommy się zakochał - uśmiechnął się jak psychopata.

- Co? Nie! Jesteśmy przyjaciółmi!

Chociaż chciał bym być kimś więcej dla niego.

- Tak, tak. A ja jestem baletnicą - przewrócił oczami - chyba będę musiał wkroczyć do akcji - mruknął pod nosem.

- Co? - zatrzymałem się i popatrzyłem się na niego.

- Nic, nic - uśmiechnął się - chodźmy już do klasy. Zaraz się lekcja zacznie.

* * *

Lekcje minęły mi wyjątkowo szybko.

Minho co jakiś czas odciągał na bok Dylana i mówił mu coś na ucho. Azjata cały czas się uśmiechał, a szatyn kręcił głową co chwile uderzał chłopaka w głowę. Ciekawa rozmowa.

Razem z Danielem czekaliśmy na nich pod szatnią, przyszli pod koniec przerwy. Szybko przebrani się i wszyscy razem poszliśmy na boisko.

Ja nie mogłem grać, więc odrazu usiadłem na trybunach i oglądałem jak ćwiczą. Nie ma nic lepszego, od patrzenia na Dylana, w dodatku robiącego pompki.

- Uważaj, bo ci ślinka pocieknie - usłyszałem czyjś głos za sobą.

- Em. Czemu niby? - zapytałem się Kay.

- No nie udawaj - usiadła obok i uśmiechnęła się.

- Nie udaje.

Taa, w ogóle.

- I tak każdy wie, że was do siebie ciągnie - przewróciła oczami.

- Co?

- Przecież to widać, jak na siebie patrzcie i w ogóle. Poza tym, Dylan zrobił się inny. Oczywiście w dobrym tego słowa znaczeniu.

Wzruszyłem ramionami i dalej patrzyłem na chłopaków.

Właśnie zaczynali grać.

- Dylan jest kapitanem drużyny - szepnęła mi na ucho Kaya.

- No i?

- No i nic. Tylko tak mówię - uśmiechnęła się.

Aha?

* *

Gdy lekcja skończyła się, Dylan poprosił mnie żebym poczekał na niego przed szkołą.

Minął mnie Minho z tym swoim dziwnym uśmiechem.
Spojrzałem na niego zdziwiony a ten tylko poruszył brwiamu w wymowny sposób.
Stuknąłem palcem w głowę na co zaśmiał się.

- Co ty robisz? - usłyszałem czyjś śmiech za mną.

- Ee. Nic - uśmiechnąłem się lekko.

- Dobra. Chodź, odwiozę cię i przy okazji chcę cię o coś zapytać.

Przytaknąłem i ruszyłem za chłopakiem.

Gdy byliśmy w samochodzie, zauważyłem, że szatyn jest straszne spięty.

- Dylan? Wszystko dobrze - zapytałem.

- Nie. Znaczy tak. Znaczy nie ale tak. Znaczy... Uh - chłopak oparł głowę o kierownicę.

- A po ludzku?

- Bo j-ja... Chciałem się zapytać... Czy ty. No ten. Może byś c-chciał, iść na taką jakby randkę?- powiedział jąkając się - albo wiesz co, zapomnij. Nie było tematu- dodał szybko i przekręcił kluczyki w stacyjce.

- Czekaj - położyłem swoją dłoń na jego przez co spojrzał na mnie zdziwiony - nie dałeś mi dojść do słowa - zaśmiałem się.

- Czyli, że t-ty chciał byś pójść ze mną?

- Jasne, że tak - ponownie zaśmiałem się.

- O matko - chłopak westchnął i opadł na siedzenie - cieszę się - uśmiechnął się i przytulił mnie.

Uśmiechnąłem się lekko i odwzajemniłem gest.

Tak naprawdę, miałem ochotę skakać jak małe dziecko, ale za dużo tu ludzi.

Zrobię tak w domu.

Don't Let Go [Dylmas]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz