Rozdział 13

858 76 27
                                    

-Mamo! Chodź już, bo zaraz się spóźnimy! - za pół godziny mamy wizytę u lekarza, a kobieta jak zwykle nie może znaleźć połowy rzeczy.

- Nie poganiaj mnie Thomas!

- Jak mam cię nie poganiać? Zaraz się spóźnimy - powiedziałem zirytowany.

- Dobrze. Już idę - jak na zawołanie z pokoju wyszła kobieta.

- Nareszcie - mruknąłem pod nosem.

- Słyszałam - popatrzyła na mnie - chodź już.

*

Byliśmy już w drodze powrotnej. Lekarz uznał, że wszystko jest dobrze i nie muszę już nosić opaski. Jednak przez jakiś czas nie będę mógł biegać, czy grać na zajeciach w szkole. Szczerze mówiąc, mi to nie przeszkadza.

Wpartywałem się w widok za oknem, gdy poczułem wibracje w kieszeni. Wyjąłem telefon i zauważyłem, że mam jedną wiadomość, którą szybko odczytałem.

Dylan:
Jak tam Tommy? Już po?

Mimowolnie uśmiechnąłem się do telefonu.

Ja:
Właśnie wracam

- Thomas? Czemu się tak uśmiechasz do telefonu? - usłyszałem rozbawiony głos mamy.

- Em... Zobaczyłem takie śmieszne zdjęcie - uśmiechnąłem się lekko.

- Napewno - pokreciła głową.

- Sugerujesz coś mamo?

- Ależ skąd - zaśmiała się.

* * *

- A może jednak ubiorę ten czarny sweter? - zapytałem chyba po raz piąty Kay, którą poprosiłem o pomoc.

- Nie, Thomas. W bordowy wyglądasz lepiej - odpowiedziała spokojnie. Jestem pełen podziwu dla niej za ten spokój.

- No dobrze - poprawiłem jeszcze raz ubranie i odwróciłem się w stronę dziewczyny - wydaje mi się, że wyglądam w tym głupio.

- Thomas, wyglądasz niesamowicie, Dylan napewno będzie zadowolony - przewróciła oczami - a teraz uspokuj się, bo przyjechał.

- Już?! - spojrzałem na nią wystraszony.

- Mówiłam, żebyś nie panikował!

- Przepraszam - westchnąłem.

- Oddychaj, bo się zapowietrzysz - za żartowała.

- To nie jest śmieszne - westchnąłem.

- Dobrze, więc - podeszła do mnie - nie panikuj kiedy zobaczysz Dylana, okej? - zapytała na co pokiwałem głową.

- Dasz radę, Thomas - uśmiechnęła się.

- To idę.

Szybko pożegnałem się z dziewczyną i rodzicami, wyszedłem z domu, szatyn stał oparty o samochód.

- Cześć, Tommy - uśmiechnął się szatyn.

Tylko się nie jąkaj, tylko się nie jąkaj.

- H-hej - zacząłem się jąkac. Świetne.

- Gotowy? - zapytał otwierając mi drzwi do auta.

- Zawsze - szepnąłem.

Wsiedlismy do samochodu, chłopak odpalił go i ruszył przed siebie.

- Gdzie jedziemy?

- Gdzieś - odpowiedział.

- Dużo się dowiedziałem.

- Nie musisz dziękować - zaśmiał się na co prychnalem.

*

Droga minęła nam bardzo szybko, Dylan jest osobą, która lubi dużo mówić, więc nie nudziłem się.

Gdy wyszliśmy z samochodu, chłopak złapał mnie z dłoń i prowadził jakąś wąską szosą.

- Gdzie idziemy?

- Zobaczysz - uśmiechnął się tajemniczo.

- Koleja bardzo pomoca informacja - przewróciłem oczami.

- Nie marudź - zatrzymał się i uśmiechnął, a ja spojrzałem przed siebie. Byliśmy na skarpie, skąd było widać całe miasteczko, kilka metrów od niej znajdował się rozłożony koc, a na nim koszyk i kilka małych, kolorowych lampek.

- Podoba się? - odezwał się Dylan.

- Ee. Tak, jest... Pięknie - uśmiechnąłem się i odwróciłem w jego stronę.

- Cieszę się, że ci się podoba - odwzajemnil gest i pociągnął mnie w stronę przygotowanego miejsca.

- Często tu przychodzę - powiedział i usiadł na kocu - w nocy jest jeszcze piękniejszy widok, albo podczas świąt. Wszędzie pełno światełek - zamyślił się.

- Wyobrażam sobie - szepnąłem.

- Może kiedyś Ci pokaże - odwrócił głowę w moją stronę i przybliżył się nieco- mogę się cię o coś zapytać ?

- Jasne.

Westchnął głośno i zaczął mówić:

- Czy.. T-ty byś może chciał no wiesz. Em. No ten. Wiesz... Ja z no.. - mówił niewyraźnie.

- Dylan - złapałem go za ramię, a ten przestał - powiedz jeszcze raz, od początku. Tylko spokojnie.

Chłopak westchnął i zamknął oczy.

- No bo ty mi się.. No, em. Podobasz tak jakby i ten... Chciałem się ciebie zapytać, czy ty byś c-chciał być moim. Ekem. Chłopakiem? - powiedział szybko.

Uśmiechnąłem się i spuściłem głowę.

- Oczywiście, że tak - złapałem jego dłoń i splotelem nasze palce.

- Oh - szatyn zaśmiał się i opadł na koc - nawet nie wiesz jak się cieszę - niemal krzyknął i rzucił się na mnie.

- Dylan, ej no. Piórkiem to ty nie jesteś - powiedziałem gdyż chłopak miażdżył mi żebra.

- Marudzisz - pocałował mnie w policzek i położył się tak, jak wcześniej ciągnąc mnie za sobą.

- Może, ale wolę to, niż mieć połamane żebra - zaśmiałem się.

- Aż taki ciężki nie jestem! Obrażam się - odwrócił się w drugą stronę i przybrał poze niczym mała dziewczynka, której zabrano misia.

- Oj, no nie obrażaj się - szepnąłem mu na ucho.

- Mów dalej - uśmiechnął się.

Zaśmiałem się i dałem mu szybkiego całusa w policzek.

- Wolał bym tu - powiedział i wskazał na usta.

- No nie wiem - udałem zamyślonego.

- Nie to nie - powiedział i nim zdążyłem cokolwiek zrobić, pocałował mnie.

Uśmiechnąłem się i oddałem pocałunek. Dylan położył mnie na kocu, a sam zawisł nade mną.

Zapowiada się długa noc.


************

Napisałam!! Alleluja. Późno, wiem. Ale niestety mam mnóstwo nauki, testy gimnazjalne, konkursy i jeszcze masa innych ważnych spraw.

Do tego jestem chora i nie dam rady pisać. Kolejny rozdział może być trochę później z tego względu.
Nie wiem ile to potrawa, ale postaram się pisać.

Jeszcze jedno. Jeśli znajdziesz błąd ortograficzny, proszę napisz, poprawię go. Dziękuję.

Do następnego.

Don't Let Go [Dylmas]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz