-Mamo! Chodź już, bo zaraz się spóźnimy! - za pół godziny mamy wizytę u lekarza, a kobieta jak zwykle nie może znaleźć połowy rzeczy.
- Nie poganiaj mnie Thomas!
- Jak mam cię nie poganiać? Zaraz się spóźnimy - powiedziałem zirytowany.
- Dobrze. Już idę - jak na zawołanie z pokoju wyszła kobieta.
- Nareszcie - mruknąłem pod nosem.
- Słyszałam - popatrzyła na mnie - chodź już.
*
Byliśmy już w drodze powrotnej. Lekarz uznał, że wszystko jest dobrze i nie muszę już nosić opaski. Jednak przez jakiś czas nie będę mógł biegać, czy grać na zajeciach w szkole. Szczerze mówiąc, mi to nie przeszkadza.
Wpartywałem się w widok za oknem, gdy poczułem wibracje w kieszeni. Wyjąłem telefon i zauważyłem, że mam jedną wiadomość, którą szybko odczytałem.
Dylan:
Jak tam Tommy? Już po?Mimowolnie uśmiechnąłem się do telefonu.
Ja:
Właśnie wracam- Thomas? Czemu się tak uśmiechasz do telefonu? - usłyszałem rozbawiony głos mamy.
- Em... Zobaczyłem takie śmieszne zdjęcie - uśmiechnąłem się lekko.
- Napewno - pokreciła głową.
- Sugerujesz coś mamo?
- Ależ skąd - zaśmiała się.
* * *
- A może jednak ubiorę ten czarny sweter? - zapytałem chyba po raz piąty Kay, którą poprosiłem o pomoc.
- Nie, Thomas. W bordowy wyglądasz lepiej - odpowiedziała spokojnie. Jestem pełen podziwu dla niej za ten spokój.
- No dobrze - poprawiłem jeszcze raz ubranie i odwróciłem się w stronę dziewczyny - wydaje mi się, że wyglądam w tym głupio.
- Thomas, wyglądasz niesamowicie, Dylan napewno będzie zadowolony - przewróciła oczami - a teraz uspokuj się, bo przyjechał.
- Już?! - spojrzałem na nią wystraszony.
- Mówiłam, żebyś nie panikował!
- Przepraszam - westchnąłem.
- Oddychaj, bo się zapowietrzysz - za żartowała.
- To nie jest śmieszne - westchnąłem.
- Dobrze, więc - podeszła do mnie - nie panikuj kiedy zobaczysz Dylana, okej? - zapytała na co pokiwałem głową.
- Dasz radę, Thomas - uśmiechnęła się.
- To idę.
Szybko pożegnałem się z dziewczyną i rodzicami, wyszedłem z domu, szatyn stał oparty o samochód.
- Cześć, Tommy - uśmiechnął się szatyn.
Tylko się nie jąkaj, tylko się nie jąkaj.
- H-hej - zacząłem się jąkac. Świetne.
- Gotowy? - zapytał otwierając mi drzwi do auta.
- Zawsze - szepnąłem.
Wsiedlismy do samochodu, chłopak odpalił go i ruszył przed siebie.
- Gdzie jedziemy?
- Gdzieś - odpowiedział.
- Dużo się dowiedziałem.
- Nie musisz dziękować - zaśmiał się na co prychnalem.
*
Droga minęła nam bardzo szybko, Dylan jest osobą, która lubi dużo mówić, więc nie nudziłem się.
Gdy wyszliśmy z samochodu, chłopak złapał mnie z dłoń i prowadził jakąś wąską szosą.
- Gdzie idziemy?
- Zobaczysz - uśmiechnął się tajemniczo.
- Koleja bardzo pomoca informacja - przewróciłem oczami.
- Nie marudź - zatrzymał się i uśmiechnął, a ja spojrzałem przed siebie. Byliśmy na skarpie, skąd było widać całe miasteczko, kilka metrów od niej znajdował się rozłożony koc, a na nim koszyk i kilka małych, kolorowych lampek.
- Podoba się? - odezwał się Dylan.
- Ee. Tak, jest... Pięknie - uśmiechnąłem się i odwróciłem w jego stronę.
- Cieszę się, że ci się podoba - odwzajemnil gest i pociągnął mnie w stronę przygotowanego miejsca.
- Często tu przychodzę - powiedział i usiadł na kocu - w nocy jest jeszcze piękniejszy widok, albo podczas świąt. Wszędzie pełno światełek - zamyślił się.
- Wyobrażam sobie - szepnąłem.
- Może kiedyś Ci pokaże - odwrócił głowę w moją stronę i przybliżył się nieco- mogę się cię o coś zapytać ?
- Jasne.
Westchnął głośno i zaczął mówić:
- Czy.. T-ty byś może chciał no wiesz. Em. No ten. Wiesz... Ja z no.. - mówił niewyraźnie.
- Dylan - złapałem go za ramię, a ten przestał - powiedz jeszcze raz, od początku. Tylko spokojnie.
Chłopak westchnął i zamknął oczy.
- No bo ty mi się.. No, em. Podobasz tak jakby i ten... Chciałem się ciebie zapytać, czy ty byś c-chciał być moim. Ekem. Chłopakiem? - powiedział szybko.
Uśmiechnąłem się i spuściłem głowę.
- Oczywiście, że tak - złapałem jego dłoń i splotelem nasze palce.
- Oh - szatyn zaśmiał się i opadł na koc - nawet nie wiesz jak się cieszę - niemal krzyknął i rzucił się na mnie.
- Dylan, ej no. Piórkiem to ty nie jesteś - powiedziałem gdyż chłopak miażdżył mi żebra.
- Marudzisz - pocałował mnie w policzek i położył się tak, jak wcześniej ciągnąc mnie za sobą.
- Może, ale wolę to, niż mieć połamane żebra - zaśmiałem się.
- Aż taki ciężki nie jestem! Obrażam się - odwrócił się w drugą stronę i przybrał poze niczym mała dziewczynka, której zabrano misia.
- Oj, no nie obrażaj się - szepnąłem mu na ucho.
- Mów dalej - uśmiechnął się.
Zaśmiałem się i dałem mu szybkiego całusa w policzek.
- Wolał bym tu - powiedział i wskazał na usta.
- No nie wiem - udałem zamyślonego.
- Nie to nie - powiedział i nim zdążyłem cokolwiek zrobić, pocałował mnie.
Uśmiechnąłem się i oddałem pocałunek. Dylan położył mnie na kocu, a sam zawisł nade mną.
Zapowiada się długa noc.
************
Napisałam!! Alleluja. Późno, wiem. Ale niestety mam mnóstwo nauki, testy gimnazjalne, konkursy i jeszcze masa innych ważnych spraw.
Do tego jestem chora i nie dam rady pisać. Kolejny rozdział może być trochę później z tego względu.
Nie wiem ile to potrawa, ale postaram się pisać.Jeszcze jedno. Jeśli znajdziesz błąd ortograficzny, proszę napisz, poprawię go. Dziękuję.
Do następnego.
CZYTASZ
Don't Let Go [Dylmas]
FanficThomas przeprowadza się do małego miasteczka w Kalifornii. Poznaję tam przyjaciół. Oddanych przyjaciół, którzy są z nim na dobre i na złe. Poznaję też kogoś, kogo pokocha całym sercem. Poznaję ktoś, kto zostanie z nim na zawsze. Czy jednak los im n...