VII. Jesteś moim światłem

403 44 8
                                    

Obaj spędzili to popołudnie na tarasie. Sasuke patrząc beznamiętnie w przestrzeń, Itachi czekając na jakieś wieści od Hokage. Cisza stałaby się udręką, gdyby nie jego częste wizyty. Jako człowiek pozbawiony odpowiedzialności za wioskę, za klan i za plany Akatsuki mógłby czuć się dobrze, gdyby nie ostatnia sprawa, którą musiał się zająć.

-Sasuke. -Wyszeptał, decydując się na kolejną próbę rozmowy. Powtarzał ten rytuał nawet do kilku razy dziennie, z największą uwagą czekając na jakiś znak, który był, owszem. W żadnym wypadku go to jednak nie satysfakcjonowało. Wstał po czym zszedł z podestu, aby przyklęknąć przed bratem. Delikatnie oparł dłonie na jego kolanach i spróbował nawiązać kontakt wzrokowy. Nieudolnie. Nawet jeśli patrzył mu prosto w oczy, to co z tego, jeżeli on go nie widział? Westchnął ciężko, uciskając nasadę nosa dwoma palcami. Miał wrażenie jakby błądził po omacku. Niegdyś nazywany geniuszem, nie był mądrzejszy od dziecka. Kiedy brakowało mu już pomysłów myślał nawet o użyciu tsukuyomi, aby dostać się wgłąb jego umysłu i zobaczyć co znajdzie w środku. Ze wszystkich rzeczy na jakie wpadł, ten plan był najlepszy, ale i najbardziej nieprzemyślany i ryzykowny. Na dodatek nie był w stanie lepiej się do niego przygotować, co dawało kolejne pokłady niepewności.

Zerwał się wiatr. Przymknął na chwilę powieki pod wpływem przyjemnego powiewu i odetchnął pełną piersią. Jakoś wcześniej nie był w stanie tego spróbować, a było to całkiem miłe uczucie. Wystawił dłoń do przodu, chcąc zaczesać Sasuke za ucho kilka rozwianych kosmyków, ale zanim zdołał zrobić cokolwiek, zesztywniałe ciało drgnęło, a przerażony wzrok jakby obudził się do życia. Itachi w autentycznym szoku obserwował jak Sasuke wydaje z siebie przeciągły krzyk, po czym prawie przewracając i potykając o własne nogi, cofa do salonu. Dopiero teraz zdał sobie sprawę, co wywołało w nim taką reakcję. Zacisnął dłonie. Sasuke musiał myśleć, że chciał go puknąć w czoło. Kiedyś mogło kojarzyć mu się to z dzieciństwem, ale przecież tak właśnie umarł. Naznaczając skórę przeciągłym, krwistym śladem. Dokładnie w taki sam sposób.

-Itachi? Co się dzieje?! -Naruto wpadł do pomieszczenia jak burza, nie mogąc uwierzyć własnym uszom. Nawet myślał, że Itachiemu się w końcu udało i wszystko wróci do normy, ale była to tylko przelotna nadzieja.

-Zareagował na coś, co pamięta. -Był pewien swego. Ostrożnie się wyprostował i chwiejnym krokiem przeszedł po trzeszczących deskach. Sasuke skulił się pod jedną ze ścian, mamrocząc coś pod nosem. Wyraźnie drżał na całym ciele, a jego nagie ramiona pokrywała spora warstwa gęsiej skórki.

-Jak to się stało? -Zapytał blondyn już spokojniej. Obaj stali w niedalekim odstępie od Sasuke, ale na tyle, aby dać mu nieco komfortu.

-Chciałem mu odgarnąć włosy z czoła. Kiedy był mały pukałem go w nie w ramach przeprosin. W taki sposób zaszczepiłem też amaterasu zanim mnie pokonał, ale to dłuższa historia. Musiał sobie przypomnieć te mniej przyjemną część. -Wytłumaczył cierpliwie, choć w środku cały drżał niespokojnie. Czy pogorszył sytuację? A może własnie było na odwrót? Sam nie wiedział już co myśleć.

-Spróbuj do niego podejść. Tylko powoli. -Zmarszczył brwi. Wolałby to zrobić sam, ale wnioskując po tym jaką reakcję wywołał, to nie był zbyt dobry pomysł.

-Sasuke? -Naruto niemal natychmiastowo go posłuchał i wykonał krok wprzód, po czym przykucnął. Spróbował dotknąć nagiego ramienia, co spotkało się z większym oporem, niż obaj mogliby przypuszczać.

-Odejdź! -Itachiemu na chwilę odebrało zdolność oddychania. Nie słyszał jego głosu tak dawno, że ostrzegawczy krzyk brzmiał dla niego jak największe wybawienie.

-Sasuke, Draniu, daj sobie pomóc. -Wyszeptał niemalże błagalnie blondyn, ale powstrzymał się przed kolejną próbą dotknięcia go. Tyle tygodni bez znaku życia, a teraz nagle... Cholera!

Agony // ItaSasuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz