XXVII. Sprawa wiary

214 26 4
                                    

Sasuke nie pamiętał żeby kiedyś był równie szybki. Zostawił Naruto i Gaarę daleko w tyle, brnąc przed siebie z taką prędkością, że z czasem w płucach zabrakło mu tlenu i stał teraz ciężko oparty plecami o drzewo, niemalże zgięty w pół, łapiąc hausty powietrza jakby od tego zależało jego życie. Itachi nie komentując niczego przyklęknął kawałek dalej, wspierając go delikatnymi muśnięciami palców na ramieniu. Sasuke wolał nie myśleć o tym jak to wszystko wyglądało i że naprawdę pokazał się od strony, której od dawna nie widzieli. Zwłaszcza Uzumaki.

-Głębszy wdech. -Nakazał Itachi gdy po raz kolejny zauważył jego chwilowy zastój w pobieraniu tlenu i zwrócił na siebie tym samym uwagę. Zamrugawszy podniósł na niego spojrzenie, które do tej pory wbijał w ziemię pod swoimi stopami. Posłusznie nabrał trochę powietrza i w końcu mimo kolki w boku odbił się od drzewa, aby podejść i po prostu rzucić się na Itachiego, tak że wylądował na ziemi, przygnieciony jego ciężarem. Zawisł dosłownie kilka cali nad twarzą brata, zaciskając palce kurczowo na długich włosach, jakby chciał je wyrwać. To co go zaskoczyło to jakikolwiek brak reakcji. Itachi patrzył w jego oszalałe oczy, w których pojawił się mangekyou z pewnością siebie i niebywałym spokojem.

-Ta przeklęta ziemia chce cię z powrotem. -Wysyczał niczym wąż gotowy do ataku. Zadrżały mu nozdrza, a źrenice się zwęziły. Nigdy nie sądził że ktoś kiedyś będzie mu tak mocno przypominał Orochimaru. Gdyby nie był pewien swojej namacalnej obecności w tym miejscu i czasie mógłby uwierzyć, że gad przejął ciało Sasuke i teraz mówił do niego, wysyłając niewerbalne ostrzeżenia.

-Nigdzie się nie wybieram. -Padło dokładnie to, co chciał usłyszeć. Mięśnie odrobinę się rozluźniły, a adrenalina powoli zaczęła wycofywać, wyczuwając zmianę w nastawieniu. Uchiha przeniósł dłonie na jego klatkę, ale nie zszedł z dzisiejszej ofiary, długo szukając w jego oczach zwątpienia. Czegoś co dałoby mu podstawę aby posądzić brata o kolejne, cholerne kłamstwo. Sądził że nie wyzbędzie się tego nawyku do końca życia albo nawet i dalej. Wynalezienie u Itachiego następnego przekrętu poskutkowałoby burzą na światową skalę. Sasuke potrafił zacząć od nowa. Próbował to zrobić, ale kolejnej fali nienawiści i zwątpienia z pewnością nie udałoby się im zażegnać. I tak ledwo poradzili sobie z tym ostatnio, przypłacając sytuację wieloma ofiarami. Kolejne nawrócenie nie istniało. To był ostatni raz kiedy wystawiał swoją psychikę na próbę. Unormował oddech po czym leniwie zsunął się z brata, odwracając do niego plecami. Jakby dopiero teraz zorientował się że pokazał odrobinę za dużo i chciał ukryć strzępki godności przed oceną publiczną.

-Wracajmy do domu. -Usłyszał i był wdzięczny za brak dodatkowych pytań. Od niechcenia przeniósł spojrzenie na budynek i ruszył w jego kierunku, zbierając po drodze resztki swoich rzeczy. Z torby nie zostało już nic. Kunaie poginęły w trawie, a fiolki bliżej niezidentyfikowanej substancji były teraz tylko kupką rozbitego szkła. Był naprawdę zmęczony i miał dość. Powoli opadały z niego emocje przez co czuł swoją wewnętrzną pustkę i tak naprawdę nie miał pojęcia jak sobie z nią poradzić. To co wcześniej wydawało się przyjemną odmianą w postaci normalnego życia w Konoha odchodziło w zapomnienie. Zupełnie jak zemsta, wrogie uczucia. Niespecjalnie mu to pasowało. Wolał już radzić sobie z gniewem, niepohamowaną agresją niż być czymś na wzór pustej skorupy, która popękała w zbyt wielu miejscach aby nowe doświadczenia zostawały na dłużej. Kiedy coś odnajdywał i zaczynał prawdziwie się w to wciągać nagle wszystko uciekało przez palce, przez dziury w tym naczyniu. Syknął cicho gdy poczuł pieczenie skóry i zerknął w dół, na klęczącego Itachiego kończącego przygodę z opatrunkiem. Zgiął palce i niechętnie przeleciał spojrzeniem po nacięciu, które sam zrobił. Wyglądało na to że jest głębsze niż wcześniej podejrzewał.

-To jeszcze nie koniec. -Powiedział, sam nie wiedząc skąd tak naprawdę pochodziło to przekonanie. Miał je z tyłu głowy i nie chciało się odczepić, chociaż próbował skupić się na czystych bandażach, ciasno oplatanych wokół dłoni. Gdy Itachi skończył skulił się odrobinę, zaczynając bujać do przodu i tyłu. Był pod czujnym spojrzeniem sharingana i wcale nie zwracał na to uwagi. Podparł kolano łokciem i przygryzł paznokieć, wbijając spojrzenie gdzieś w ścianę nad głową brata.

Agony // ItaSasuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz