XXXVI. Życie za życie

154 14 2
                                    

Sasuke był jednocześnie wściekły, zrozpaczony i zdeterminowany. To pierwsze jednak zdecydowanie przeważało nad pozostałymi uczuciami. Itachi przecież obiecał. Obiecał że nigdy więcej nie poświęci się dla wioski. Naprawdę nie chciał znowu się tak czuć. Doskonale znał ten rodzaj szalonej złości, który buzował mu teraz w żyłach. Wystarczył tylko mały bodziec aby doprowadzić do katastrofy. Jego zaufanie kolejny raz zostało wystawione na próbę i kolejny raz zawiódł się akurat wtedy kiedy postanowił dopuścić do siebie odpowiednie emocje. Te pozytywne.

-Sasuke podaj mi rękę! -Nawet nie spojrzał w kierunku Uzumakiego, który jak zwykle wtrącał się w nieswoje sprawy. Zresztą jak każdy z ich pseudo "przyjaciół". Zawsze odgrywali rolę nieproszonych gości. Nie chciał już polegać na innych bo i tak zmusił się do tego w przypadku Itachiego. Jak widać nie był to dobry wybór, a każdy kolejny człowiek którego do siebie dopuszczał stanowił większe ryzyko zranienia.

-Jest tylko jeden sposób aby to zakończyć. -Odpowiedział, wysuwając jak najbardziej logiczne wnioski. Zmusił się aby wziąć głęboki wdech i pomyśleć logicznie. Jak sam wcześniej podkreślił, miał największe szanse na przeżycie. To że Łasica postanowił zająć jego miejsce i tak niczego nie zmieniało. Zamierzał to zrobić. Pokręcone decyzje Itachiego zawsze wpływały na niego już po fakcie. Sasuke nie był dopuszczany do kluczowych decyzji. Wszystkie podejmował ON, zazwyczaj na zasadzie podstępu i kłamstwa. Niestety jak kompletny idiota zawsze szedł po lince niczym marionetka i robił dokładnie to czego chciał Itachi, nawet nie zdając sobie z tego sprawy. Tym razem nie zamierzał pozwolić aby egoistyczne życzenie jego brata zostało spełnione. Zamrugał kilkukrotnie i szarpnął się w ziemi, zdając sobie sprawę że jeżeli chce zdążyć bez obawiania się o komplikacje ze strony "przyjaciół" to musi działać. Ułożył dłonie w pierwszą pieczęć i zmusił się do przypomnienia inkantacji. Przeglądał książki dotyczące shinigami wielokrotnie i to on dostarczył Itachiemu pomysł na tę barierę. Widział więc potrzebne słowa więcej niż raz czy dwa. Wystarczyło tylko powoli poszukać ich w głowie. Gdy skończył musiał jeszcze dotknąć ziemi i przenieść znaki. Zanim jednak to zrobił, rzucił Naruto jedno krótkie, aczkolwiek intensywne spojrzenie. Po tym jak się uspokoił stwierdził że mógłby im zaufać. Ostatni raz. Nie żeby miał większy wybór. Pewnych rzeczy nie dało się przeskoczyć.

-Bariera wytrzyma do dwudziestu czterech godzin. Jeżeli do tego czasu nie wrócę, zniszczcie to. -Rozkazał i w tym samym momencie w którym dotknął ziemi i zniknął w kłębach białego dymu rzucił w stronę Uzumakiego fiolkę zapełnioną po brzegi jego krwią. Zawsze był na tyle zabezpieczony aby być dwa kroki przed przeciwnikiem. Naprawdę był z siebie dumny że pomyślał wcześniej o upuszczeniu sobie krwi. Bez tego przedsięwzięcie nie byłoby możliwe do zrealizowania.

Nie dostrzegł jednak czy jego fajtłapowaty kolega złapał flakon. Widok przysłonił mu dym, a gdy opadł miał przed sobą jedynie biel. Pomieszczenie przypominające labirynt wydawało się nie mieć końca, a on sam nie wiedział nawet gdzie powinien zacząć szukać i czego tak właściwie.

Jedynym plusem było to że mógł już się swobodnie chodzić i zamierzał z tego skorzystać. Ruszył biegiem, dbając o to aby nie zostawiać za sobą dźwięku. Wypracowany spokój powoli łamał się pod naporem irytującej bieli. Już chyba wolałby kroczyć w nieprzeniknionych ciemnościach. Przynajmniej wiedziałby że czegoś szuka, zamiast wykluczać kolejne korytarze w zasięgu wzroku.

Zatrzymał się nagle, zdając sobie sprawę że prawdopodobnie myśli w odpowiednim kierunku. W końcu najmocniejszą rzeczą która łączyła go z Indrą były jego oczy, prawda? Przeklęte oczy Mangekyou sharingana, zdobyte po to by zabijać i brnąć dalej w nieodgadnioną naturę ich popierdolonej rodziny.

Przymknął powieki, wiedząc że we wszechobecnej bieli i tak niczego nie zobaczy. Musiał spróbować inaczej. Itachi powiedział mu że kolejnego spotkania z jego tsukuyomi prawdopodobnie by nie przeżył, co oznaczało że Indra dotarł do niego przez psychikę i ich niebywałe połączenie. Skoro działało to w jedną stronę to musiało działać też w drugą. Plułby sobie w brodę że wpadł na coś tak oczywistego dopiero teraz, ale wiedział że później będzie ewentualny czas do użalania się nad sobą. Uchylił powieki, mając nadzieję że uda mu się utrzymać sharingana wystarczająco długo aby coś znaleźć, ale jego obawy okazały się bezpodstawne. Stał bowiem przed obiektem, którego prawdopodobnie szukał. Szklana ściana dzieliła go z postacią, której twarzy jednak nie potrafił dostrzec. Wydawać by się mogło że ta osoba nie ma także chakry. Widział tylko zarys, nic więcej. Domyślał się mimo to, że ma do czynienia z Indrą, człowiekiem przez którego Itachi leżał nieprzytomny na posadzce, po za zasięgiem jego dotyku.

Agony // ItaSasuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz