Od tamtego wydarzenia minął okrągły tydzień. Sasuke nie okazał ani krzty wstydu, a Itachi nie wspomniał o rozmowie nawet słowem. Można by więc rzec, że atmosfera w małej rezydencji przedstawiała się jako napięta. Zupełnie, jakby w budynku znajdowała się bomba. Wszystko mogło w każdej chwili wybuchnąć, choć nic na to nie wskazywało.
-Ziemia do Uchihy. Halooo. -Naruto stracił już jakąkolwiek nadzieję na to, że zwróci na siebie uwagę Sasuke, który od kilku dobrych minut wpatrywał się w ptaki, beztrosko skaczące po zielonej trawie ich małego ogródka.
-Przeszkadzasz. -W końcu zabrał głos, unikając dłoni Uzumakiego, która to akurat próbowała zatrzymać się na jego głowie. Blondyn czasami całkowicie nie zdawał sobie sprawy z tego, jak ciężko było mu powstrzymać odruchy, każące złapać napastnika za rękę i natychmiastowo ją wykręcić lub złamać.
-Mógłbyś mnie choć chwilkę posłuchać. -Westchnął w końcu, kładąc głowę na stoliku, jakby nie spodziewał się ze strony przyjaciela żadnych wrogich reakcji. To pozostało niezmienne. Niezależnie od sytuacji, ufał Sasuke jakby nieporozumienia między nimi nigdy nie miały miejsca. Przynajmniej tak to właśnie wyglądało. Uchiha skupił spojrzenie na czuprynie Młotka, która z biegiem czasu stała się jeszcze bardziej odstająca. W przeciwieństwie do jego własnych włosów. Znalazł pierwszą różnicę. Czy były jeszcze jakieś? Po za faktem, że Uzumakiemu w końcu udało się zostać Hokage, dostrzegał jedną, istotną rzecz. Zwiększoną cierpliwość. Nie wiedział jakim cudem ten głąb osiągnął coś, co kiedyś wydawało mu się kompletnie niemożliwe. Cóż, gdyby sytuacja w której się znajdowali miała miejsce parę lat temu, blondyn w pierwszej kolejności krzykami zmusiłby go do wysłuchania. Tak właśnie to według niego wyglądało. Cierpliwe czekanie na swoją kolej i nieokazywanie zniecierpliwienia zdecydowanie konsternowało Uchihę. Nie wiedział bowiem jak powinien na to reagować, aby wyszło na jego rację.
-Zamieniam się w słuch. -Rzekł w końcu, przymykając powieki, aby uspokoić narastającą irytację. To nie było w jego stylu. Naruto powoli uniósł głowę z nad stolika. Był w stanie dosłyszeć jego ciężkie westchnięcie.
-Zdaję sobie sprawę, że się różnimy i całkowicie pamiętam, co powiedziałeś na temat wioski. Nie potrafiłbym cię jednak potraktować jak wroga, o czym doskonale wiesz. Jesteś moim przyjacielem Draniu, czy tego chcesz, czy nie. -Zaczął Uzumaki, utwierdzając ciemnowłosego w przekonaniu, że będzie to dość długi wywód.
-Wiem też, że nie powiedziałeś wtedy w szpitalu całej prawdy. Gdybyś jedynie chciał zniszczyć wioskę już dawno by cię tu nie było. Nie masz żadnych korzyści z przebywania w Konoha. Nie wysłałbym za tobą pościgu, o czym także wiesz. Masz jakiś dodatkowy interes, w który nie będę wnikać. Wierzę, że ma to na celu odnalezienie twojej własnej ścieżki. Zawsze taki byłeś. -Uzumaki przygryzł wargę od środka, ponownie zatrzymując się na chwilę refleksji, a Uchiha mu nie przerywał. Z narastającym zaskoczeniem słuchał całkiem trafnych wniosków, co ponownie było dla niego nie do pomyślenia. Czuł się trochę tak jakby poznawał całkowicie nową osobę. Ten Naruto był mu obcy. Do tej pory dostrzegał tylko i wyłącznie to, co znał, usilnie ignorując powstałe w nim zmiany, co było kompletną głupotą. Jak mógł sobie pozwolić na coś takiego? Ile mu umknęło?
-Dlatego chciałbym, żebyśmy odłożyli wszelkie niesmaki na bok i wybrali się gdzieś całą paczką. Jak za dawnych czasów. Co ty na to? -Zapytał, obarczając Uchihę przenikliwym spojrzeniem niebieskich tęczówek. -To nie będzie znaczyło, że nas zaakceptowałeś. Po prostu chciałbym spędzić z tobą trochę czasu. -Dodał szybko Uzumaki, widząc jak Sasuke otwiera usta z miną pod tytułem "kompletnie cię pogięło", co dało pozytywny skutek. Przemyślał chwilę propozycję, po czym głośno westchnął, przykładając palce do skroni, jakby borykał się z niebywałym problemem.
CZYTASZ
Agony // ItaSasu
FanfictionŻycie nie jest usłane różami. Niejednokrotnie kopnie Cię w tyłek, wystawiając na liczne próby. Jedni je przechodzą, inni nie. Tej próbie Sasuke Uchiha nie dał rady. Pogrążając się w agonii i cierpieniu doprowadził swoje życie na skraj szaleństwa, z...